Obok filmu nie mogłem przejść obojętnie, bo po prawie każdy polski tytuł z biblioteki Netflixa sięgam. Zaskoczyło pozytywnie mnie to, że jest to kryminał, bo nie ukrywam - tego nad Wisłą brakuje. Czy jednak Kolory zła: Czerwień dowiózł? I tak i nie. Film opowiada historię Moniki Boguckiej, która nagle znika. Jej ciało znajdują na plaży w Gdańsku, lecz ucięto jej usta. Trwa śledztwo, które ma odnaleźć mordercę dziewczyny. Policja znajduje rzekomego bandytę, lecz oficjalne rozwiązanie sprawy nie daje spokoju prokuratorowi Leopoldowi Bliskiemu. Drąży całość dalej, aż trafia na trop, który prowadzi do gangsterów.
Produkcja na pewno zaskakuje oryginalnością. Dawno nie widziałem na polskim rynku całkiem znośnego, niecringe'owego tytułu z gatunku kryminału. Ostatnim razem chyba była to Krew z krwi z Agatą Kuleszą, lecz serial ten trafił do nas 12 lat temu. Mimo iż schemat goni schemat, to cała akcja i emocje towarzyszące bohaterom udzielają się widzom. Gdy widzimy strzelaninę - czujemy adrenalinę i pewne podniecenie. Tak samo świetnie przedstawiono lokacje. Akcja filmu dzieje się w Gdańsku, a lwia część produkcji na Stoczni. Ci co niekiedy bywali na jakimś koncercie czy imprezie w Trójmieście na pewno znają legendarną Ulicę Elektryków, a klub Stocznia to tak naprawdę dobrze znane B90. Jednak problematyczne jest to, że przy tej adrenalinie kuleje historia, dająca nam wszystko na tacy. Co mam na myśli? Gdy widzimy zachowania postaci od razu wiemy kto jest kim, kto co zrobił i przez to brakuje napięcia. Nie pomaga również bardzo słaby i bezsensowny zwrot akcji w finale filmu.
Jednak pochwalić na pewno muszę aktorstwo. Duet Jakub Gierszał i Maja Ostaszewska ma w sobie sporo charyzmy i chce się ich oglądać. Jednak jak zabraknie Gierszała to Ostaszewska mocno spada z jakością, a dziwne bo aktorkę cenię i lubię. Sporą dawkę beki zaserwowała nam, gdy jechała samochodem pod wpływem. Nie wiedziałem czy mam się śmiać czy płakać. Tak źle zagranej sceny nie widziałem od lat, a od aktorki takiego kalibru oczekuję naprawdę więcej. Genialnie wypadł również Przemysław Bluszcz, który gra głównego złego w filmie - Kazara. Jest to dosłownie człowiek, którego nie polubicie i szklanki cukru byście mu nie pożyczyli. Od samego początku widać, że źle mu się z oczu patrzy. I super, to jest antagonista na miarę produkcji zza wielkiej wody. Ba, niektórzy mogliby się uczyć jak napisać złola tak, byśmy go naprawdę nie lubili.
Jak finalnie wypada Kolory zła: Czerwień? Jest to średniak, lecz z tych przyjemnych. Brak tu jakiejś większej oryginalności, lecz nie ogląda się tego źle. Wątpliwym jest to, abym wrócił kiedykolwiek do tego filmu, bo można o nim śmiało zapomnieć po seansie. Ot, produkcja do obejrzenia sobie w tle z wyróżniającym się antagonistą i protagonistą. Brak tu zaskoczenia, bo wszystko Netflix serwuje nam na tacy. Jedynie zaskakującym jest plot twist końcowy, lecz on zaskakuje swoją głupotą. Cóż, lada dzień lecę na Mystic Festival, który dzieje się na terenach Stoczni Gdańskiej. Mam nadzieję, że nie podzielę losu Moniki Boguckiej.
Geek i audiofil. Magister z dziennikarstwa. Naczelny fan X-Men i Elizabeth Olsen. Ogląda w kółko Marvela i stare filmy. Do tego dużo marudzi i słucha muzyki z lat 80.