Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Przysięgły nr 2 - recenzja filmu. Udane ostatnie tango Eastwooda

Autor: Adam Kudyba
23 grudnia 2024
Przysięgły nr 2 - recenzja filmu. Udane ostatnie tango Eastwooda

Stary człowiek i może. Tak można w największym możliwym skrócie podsumować ostatni efekt reżyserskiej pracy Clinta Eastwooda, jednej z najważniejszych postaci amerykańskiego kina, odnoszącej sukcesy zarówno w aktorstwie, jak i byciu za kamerą. 94-letni Eastwood wziął na swoje barki bliski temat uniwersalny, dotyczący moralności jednostki i sprawiedliwości. Jeśli żegnać się, to właśnie w takim stylu.

Justin Kemp (Nicholas Hoult) nie różni się specjalnie od przeciętnego amerykańskiego trzydziestolatka. Jest dziennikarzem piszącym dla lokalnego i niezbyt znanego portalu, a jego żonie Allison (Zoey Deutch) zbliża się termin porodu długo wyczekiwanego dziecka. Los sprawia, że Justin zostaje wybrany do grona przysięgłych, mających wydać werdykt w sprawie Jamesa Sythe'a (Gabriel Basso), który miał zamordować swoją partnerkę, Kendall. Z biegiem procesu mężczyzna uświadamia sobie, że na miejscu oskarżonego może siedzieć niewinny człowiek. 

Kino sądowe to jeden ze starszych gatunków w kinie, zarezerwowanym głównie dla Ameryki - kraju domyślnie stojącego na fundamentach, którymi są wolność i sprawiedliwość. Procesy to najczęściej spektakle pomiędzy obrońcą a prokuratorem, w których obie nieustępliwe strony próbują przekonać do swoich racji ławników. Eastwood wraz z debiutującym (!) scenarzystą Jonathanem Abramsem plusują już na poziomie konceptu, stawiając w centrum akcji przysięgłych. Zwykłych ludzi różnych charakterów, lat i zawodów, którzy wezwani muszą podjąć decyzję istotną dla życia osoby będącej jej przedmiotem. Albo się mylę, albo nad tym aspektem kino ostatnimi czasy się niespecjalnie pochylało.

Eastwood bezbłędnie przesuwa środek ciężkości na przysięgłych - wpuszcza ich do jednego pokoju, obserwując ich zmieniające się punkty widzenia, powodujące zmęczenie i chaos debaty, ale także absolutnie możliwe do zrozumienia motywacje stojące za ich opiniami. Nie zapomina jednak o dramacie głównego bohatera, coraz bardziej przytłoczonego całą sytuacją. Nie jest żadnym spoilerem to, że Justin, przypominając sobie wydarzenia feralnej nocy, coraz silniej dopuszcza do siebie myśl, że to on przyczynił się do śmierci dziewczyny. Konflikt wewnętrzny jest tutaj przejrzysty, a przy tym elektryzujący tym bardziej, że widz nie ma podstaw, by nie wierzyć w jego dobroć i powrót na dobrą ścieżkę po pokonaniu nałogu. Dlaczego ta sytuacja, której na dodatek sam nie jest pewien, miałaby zniszczyć lata pracy nad swoim osobistym i rodzinnym życiem?

Reżyser sukcesywnie podrzuca kolejne tropy sprawiające, że Przysięgłego nr 2 ogląda się jak rasowy thriller, w którym nic nie jest do końca jasne, zwłaszcza odpowiedź na legendarne pytanie: kto zabił? Reżyser wciągająco opowiada o moralnym dylemacie Justina, ale postaci na tej emocjonującej szachownicy jest więcej. Ambitna prokuratorka dostrzegająca w sprawie szansę na wyborczy sukces, ławnicy w większości zainteresowani szybkim załatwieniem sprawy i skazaniem oczywistego podejrzanego, niż rozważeniem przyszłej decyzji. Prawda jest tutaj wartością traktowaną przez poszczególne strony raczej wybiórczo, w grę wchodzą interesiki i interesy, a sprawiedliwość zdaje się być ślepa.

Intensywne tempo całości nadaje właśnie Kemp, który z wiadomych przyczyn ma największe moralne rozterki. To jego losy są najciekawszymi do obserwowania, zwłaszcza, że sam nie ma 100% pewności, co się wydarzyło feralnego dnia. Niewykluczone, że potrącił jelenia, ale równocześnie wiele wskazuje na to, że to on spowodował śmierć dziewczyny. Przyznać się, a tym samym skazać swoją żonę na bycie samotną matką i de facto osierocić syna? Nie przyznać się, jednocześnie niszcząc życie niewinnemu człowiekowi? Nicholas Hoult fenomenalnie wygrywa zadawanie sobie tych pytań przez bohatera. 

Aktor ani na moment nie popada w karykaturę, a jego rozedrganie i coraz trudniejsze tłumienie w sobie druzgocącego poczucia winy oddaje w sposób godny podziwu. Choć to jego postać (intencjonalnie lub nie) pociąga za fabularne sznurki, nie brakuje tu ciekawych, niekiedy zmarnowanych przez brak ekranowego czasu kreacji. Najwięcej po Houlcie miała go Toni Collette w niezłej roli prokuratorki Faith Killebrew, której nieustępliwość i przekonanie o słuszności podejmowanych przez nią działań sukcesywnie kruszeje. Nie wykorzystano do końca postaci Chrisa Messiny czy Kiefera Sutherlanda, ale J.K. Simmons notuje przyzwoity epizod jako Harold - jeden z przysięgłych, którego tajemnica nada nowy bieg historii. Zoey Deutch (Allison, żona Justina) i Gabriel Basso (Sythe) odegrali swoje role poprawnie, bez szczególnych fajerwerków.

Jeśli rzeczywiście Przysięgły nr 2 jest ostatnim dziełem Clinta Eastwooda, to legendarny artysta pożegnał się w świetny sposób, ale co najważniejsze - na własnych warunkach, nie tępiąc swojego filmowego pazura. Bez dydaktyzmu, za to w mocno wciągający sposób opowiada o sprawiedliwości i moralności. Jego najnowszy film to godne uwagi, sprawne, pełne napięcia kino, stawiające w centrum człowieka.

Inne recenzje filmowe na Movies Room:

Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Adam Kudyba

Dziennikarz

Dziennikarz filmowy, który uwielbia kino gatunkowe. Od ckliwych komedii po niszowe horrory. W redakcji Movies Room odpowiedzialny za recenzje oraz rankingi.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.

Ocena recenzenta

80/100
  • Historia opowiedziana bez dydaktyzmu
  • Znakomite, wciągające tempo i solidne napięcie
  • Losy głównego bohatera ogląda się na krawędzi fotela
  • Świetnie pokazany dylemat moralny
  • Fantastyczny Nicholas Hoult
  • Niewykorzystane postacie Messiny i Sutherlanda

Movies Room poleca