Gdy Sony brało się za projekty niezwiązane bezpośrednio ze Spider-Manem, zwykle kończyło się to rozczarowaniem (trylogia o Venomach), jeszcze większym rozczarowaniem (Morbius), albo kompletną katastrofą na wszystkich polach (Madame Web). Z tej perspektywy wybranie się na Kravena Łowcę zakrawałoby albo na masochizm, albo na wręcz dziecięcą, naiwną nadzieję, że koncept solowych filmów wspomnianej firmy o antybohaterach z uniwersum Marvela nie jest skazany na porażkę. Na całe szczęście efekt finalny w najnowszym przypadku jest dla mnie daleki od rozczarowania.
Siergiej Kravinoff (Aaron Taylor-Johnson) za młodu tworzył nierozłączny duet ze swoim bratem Dimitrim (Fred Hechinger). Obaj w dzieciństwie żyli pod dachem despotycznego ojca Nikołaja (Russell Crowe), przesiąkniętego poglądem o wyższości człowieka i prawa siły, czyniącego go zdobywcą. Podczas jednego ze wspólnych polowań dochodzi do tragedii. Niedługo po niej Siergiej porzuca rodzinę, a za życiową misję obiera sobie tropienie ludzi podobnych jego ojcu. Wskutek tych działań zyskuje miano Łowcy i sam staje się celem dla złych ludzi.
Bądźmy szczerzy - po tak kosmicznych jakościowych wpadkach jakimi okazały się tytuły przytoczone we wstępie, ciężko było mieć większe oczekiwania co do kolejnego filmu o marvelowskim antybohaterze. Choć co do zasady sam byłem bardzo ciekaw produkcji o Kravenie, i mnie dopadły wątpliwości. Jeśli ktoś jest komiksowym purystą, to też może się ich nabawić - film J.C. Chandora chętnie korzysta z motywów i elementów historii tej postaci, ale do wiernej adaptacji mu daleko. Nie jest to w żadnym wypadku wadą bowiem geneza przeistoczenia się Siergieja w tytułowego bohatera nie nudzi, nie boli ani w oczy, ani w mózg, nawet gdy w grę wchodzi aspekt magiczno-mistyczny.
Kraven Łowca na poziomie opowiadanej historii jest zaskakująco spójny, a motywacje postaci mieszczą się w granicach logiki. Na przestrzeni rozgrywa się kilka historii: vendetta tytułowego bohatera, porachunki gangsterskie rodziny Kravinoffów, czy naderwane relacje mężczyzn ją tworzących. Chandor szczególnie dużo czasu poświęca braciom, ich pozycjom, i wynikającym z nich zależnościom czy postrzeganiu ojca. To zwyczajnie działa - da się uwierzyć w pogardę Siergieja wobec ojca i ludzi jemu podobnych, coraz gorsze znoszenie miana słabego bękarta przez Dimitriego. Bez większego przerysowania portretuje także "czułą bezwzględność" ze strony Nikołaja, a także determinację innych ludzi, którym zależy na tronie półświatka.
Choć psychologia postaci stoi na wyższym poziomie niż możnaby się spodziewać, Kraven Łowca to przede wszystkim kino akcji. Główny bohater dwoi się i troi, biega, skacze, stosuje przemoc w sposób soczysty, brutalny i precyzyjny. Choć bywają sceny, w których CGI jest widoczne bardziej niż powinno, uwierzyłbym, gdyby ktoś mi powiedział że Aaron Taylor-Johnson wykonał tu sporo kaskaderskiej roboty. Bywa widowiskowo, a sama postać ma w sobie coś z Johna Wicka, tyle że z nieco większym komediowym timingiem.
Żeby jednak nie było tak słodko i miło, film ma swoje wady. Największą jest nagromadzenie postaci związane z nim scenariuszowe braki, co tyczy się zwłaszcza Cudzoziemca (Christopher Abbott) - nie wiadomo kim jest, skąd jest, czym dokładnie są jego moce, jak je nabył i po co w ogóle jest w tej historii. Twórcy mogli też jeszcze mocniej podkręcić widowiskowość starć Kravena ze złoczyńcami, która, choć jest niezła dla oka, mogłaby być jeszcze lepsza. Dodając do tego nieszczęsne CGI, czy wprawiające w możliwość łatwego pogubienia się zmiany miejsc akcji, można odnieść wrażenie, że dało się zrobić to lepiej, zwłaszcza za 130 mln dolarów w budżecie.
Na początku byłem trochę zaskoczony, że rolę Kravena powierzono Aaronowi Taylorowi-Johnsonowi, który w Marvelu zagrał już Quicksilvera. Biorąc jednak pod uwagę różne multiwersalne zawirowania w MCU i fakt, że Sony idzie raczej własną ścieżką, nie było to coś, co zawracało mi głowę - po prostu ten aktor nie był moim pierwszym wyborem (choć uważam go za jednego ze zdolniejszych z pokolenia 30-latków). Taylor-Johnson okazał się jednak silnym fundamentem, który swoją charyzmą połączoną z imponującą fizycznością stanowi siłę filmu. Aktorowi dobrze wychodzi oddawanie nieustępliwości i waleczności swojej postaci, wiarygodnie przedstawia też jego postawę - choć nie stroni od krwawej przemocy, nie jest bezmyślnym zabijaką, zaś łowcą z wiedzą, doskonałą orientacją i wyczulonymi zmysłami, ma również konkretny typ "ofiar".
Aktorski drugi plan wypada zupełnie znośnie, choć nie zawsze służy mu scenariusz. Jasne, dla większości Russell Crowe zapewne wypadł karykaturalnie - może coś w tym jest, ale ta karykatura w postaci żyjącego prawem siły rosyjskiego ojczulka o aparycji niedźwiedzia wypada tak, że jestem w stanie ją kupić. Jedną z ciekawszych postaci jest Fred Hechinger, wcielający się w Dimitriego, późniejszego Kameleona. Aktor, do niedawna grający jednego z szalonych cesarzy u Ridleya Scotta, tu jest delikatnym, niestworzonym do "twardej gry" i niedocenianym mężczyzną, traktowanym zawsze jako ten słabszy. Scenarzyści w jego przypadku robią niezłą robotę i szkoda, że najpewniej nie będzie sequela, bo sposób w jaki wprowadzono go w alter ego Kameleona, jest dziwny, ale jednocześnie ciekawy i zaskakująco kreatywny. Na krótko show kradnie też Alessandro Nivola w roli psychopatycznego (i momentami zabawnego) Rhino, zaś postać Calypso (Ariana DeBose) jest zmarnowana tak, że aż boli.
W chwili pisania tej recenzji produkcja o najsłynniejszym łowcy Marvela jest określana jako kończąca serię tytułów z postaciami powiązanymi ze Spider-Manem, do których Sony ma prawa. Jeśli tak faktycznie by się stało, to szkoda, że jej kres nastąpi w momencie, kiedy akurat udało się wreszcie zrobić niezły film. Właśnie tym dla mnie jest Kraven Łowca - choć daleko mu do miana bardzo dobrego i miewa swoje słabsze momenty, równocześnie przynosi frajdę, a opowiadana historia wypada na tyle sensownie, że da się ją oglądać bez poczucia żenady. Jestem zadowolony.
Dziennikarz filmowy, który uwielbia kino gatunkowe. Od ckliwych komedii po niszowe horrory. W redakcji Movies Room odpowiedzialny za recenzje oraz rankingi.