Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Wesołe czy straszne? Święta na Paramount Network

W stronę słońca- recenzja filmu. A może by tak rzucić to wszystko…?

Autor: Bianka Turzyńska
22 lipca 2024
W stronę słońca- recenzja filmu. A może by tak rzucić to wszystko…?

Na film W stronę słońca poszłam głównie z ciekawości. Dokumenty nie są bliską mi formą wizualnego przekazu, a do rodzin podróżujących kamperem jestem co najmniej sceptyczna. Jednak mimo wcześniejszych uprzedzeń, wizja podróży, jaką przedstawia widzowi Agnieszka Kokowska wraz z rodziną Traczyków, obudziła we mnie spore pokłady tęsknoty. Za wolnością, życiem z dnia na dzień. I nawet trochę żałuję, że tej recenzji nie piszę gdzieś na pięknej greckiej plaży, tylko w naszym polskim pociągu PKP. Ale każdy podróżuje na miarę własnych możliwości, z większym lub mniejszym poświęceniem. Pytanie, czy każdy jest w stanie podążyć śladami głównych bohaterów, czy marzenie o podobnej niezależności to tylko mrzonka?

W stronę słońca to reżyserski debiut operatorki filmowej i fotografki, Agnieszki Kokowskiej. Twórczyni określa pracę przy dokumencie jako przygodę życia. Ich drogi z szaloną rodziną Traczyków splotły się poprzez przypadkowe spotkanie w trakcie ogrodowej wyprzedaży. Słysząc o planie opuszczenie na kraju na dwa lata, zaproponowała zrobienie filmu, który uchwyciłby moment przejścia od komfortowego życia w Warszawie, do podróżowania po świecie kamperem. I tak też się stało, a główni bohaterowie są w trasie bez przerwy już od czterech lat. Bo w końcu jak wrócić do bycia modelową polską rodziną, po tak odważnym kroku? Kokowska wspaniale radzi sobie z pokazaniem urywków życia Kasi, Roberta i ich synów- Leona, Tymka i Tytusa. 

Podczas seansu W stronę słońca, najwięcej emocji czułam w momentach dla bohaterów intymnych. Bo do dokumentu w końcu najbardziej przyciąga jego realność, bycie z bohaterami w tych najbardziej osobistych chwilach. Nie ma w nim za wiele sztucznego grania „do kamery”, co uważam za spory plus. Jak w pierwszych minutach filmu mówi sama Kasia, to nie oddawałoby tego, kim naprawdę są. Podczas podróży wyraźnie widać moment, w którym wszyscy powoli oswajają się z obiektywem, a ich interakcje robią się coraz bardziej naturalne. Mimo tego spora część dokumentu cierpi na brak rzetelności. Dostajemy wiele instagramowych scen kolejnego zachodu słońca, błękitnego morza, czy sielankowego lasku. Ogląda się je naprawdę przyjemnie, a samej Kokowskiej nie można zarzucić braku filmowego kunsztu. Czasami jednak te ujęcia nie wnoszą treści do historii, generując dłużyzny. 

O rodzinie Kasi i Roberta nie słyszałam wcześniej za wiele. Na film W stronę słońca poszłam bez żadnej uprzedniej wiedzy, chciałam się zaskoczyć. Dopiero później zajrzałam na ich Instagrama o nazwie The Big Five Family. I tak jak bardzo podziwiam odwagę głównych bohaterów, Kokowskiej zarzuciłabym brak całkowitej szczerości. W trakcie seansu zachłysnęłam się wizją porzucenia wszystkiego i wyjechania w przysłowiowe Bieszczady. Dopiero później zaczęłam się zastanawiać nad poszczególnymi aspektami, których w dokumencie brakuje. Bo Kokowska już na wstępie postawiła tezę- zamiast przedstawić obiektywnie życie w podróży, wraz z jej trudami, radościami, pięknem i brudem, pokazuje tylko niewielkie urywki tego, co naprawdę u Traczyków się dzieje. 

Widz kończy oglądać film z przekonaniem, że dla każdego chcącego, taki idealistyczny model nomadycznego życia jest osiągalny. Rozłąkę da się przezwyciężyć, a z bolączkami poradzić. Ale czy na pewno? Nie dostajemy, chociażby informacji o statusie materialnym rodziny, jak zarabiają na podróż i w podróży. Dodatkowo momenty kryzysu pokazywane są raczej wybiórczo. Widzimy na przykład płaczącego Roberta, pytanie tylko dlaczego, co z tej sceny wynika? Na to odpowiedzi raczej nie dostajemy. Decydując się na zrobienie tak intymnej relacji z podróży jak dokument, trzeba liczyć się z obnażeniem newralgicznych punktów.

Dlatego wolę patrzeć na W stronę słońca jako studium relacji i afirmację życia chwilą. Mimo nieuchronnej prozaiczności, która wdziera się w sielankową wizję. Bo w końcu to nie tak, że autentyczności w produkcji Kokowskiej nie ma. Kasia w pewnym momencie mówi „wyobrażałam sobie podróż jako łoże usłane różami, a zamiast nich mam brudne ubrania”. I to jest coś, co ujmuje swoją prostotą. Nie raz się uśmiałam, słuchając spontanicznych dzieciaków Traczyków. Oczywiście tyle samo razy wzruszyłam się, kiedy na przykład musieli rozstać się z przyjaciółmi poznanymi w drodze, czy poradzić z bardziej emocjonalnym kryzysem. Wychodząc z sali kinowej, miałam łzy w oczach, bo poczułam, że Kokowska jednak dotknęła kilku wrażliwych punktów. 

Jakkolwiek możemy się dystansować od stylu życia wbrew systemowi, który reprezentuje rodzina, nie można nie czuć do nich sympatii. Niesamowicie ujęły mnie ciepłe interakcje między dziećmi czy małżonkami. Ich wyrozumiałość wobec siebie, dużo uważności i czułości. Szczególną uwagę poświęca się dorastającemu Leonowi, najstarszemu synowi, który stopniowo zaczyna mieć odmienne zdanie na temat nieustannych wojaży. Jego wątek nie tylko urozmaica narrację,  jest także urzekającym domknięciem całego dokumentu. 

W stronę słońca dąży bardziej w kierunku filmowości. Zabrakło dokumentu w dokumencie. Ale może warto popatrzeć na film o Traczykach z innej perspektywy i nabrać trochę dystansu do swojego życia. Bo najważniejszy jest wynikający z opowieści morał, mimo całej swojej bajkowości i czasem nadmiernego optymizmu. Z ich podróży warto wyciągnąć docenianie chwili. Bycie tu i teraz, którego czasami nam brakuje w całym codziennym zabieganiu. No i oczywiście tę czułość wobec drugiego człowieka, a jej w dokumencie W stronę słońca nie braknie. 

Nie ukrywam, że Kokowska do mnie trafiła. Może życie w trasie budzi we mnie szereg wątpliwości, ale w końcu Traczykowie to buntownicy. Nie dziwota, że chciałoby się wiedzieć więcej. Na koniec, w myśl filmu, zostańmy z refleksją, aby poszukać swojego słońca. Czymkolwiek by dla nas nie było. 

Więcej recenzji przeczytasz na Movies Room:

Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Fanka filmów, literatury i popkultury, od małego karmiona klasykami kina przez rodziców- filmoznawców. W wolnych chwilach spędza czas na chodzeniu na koncerty, siedzi przy nowym cosplay'u lub dobrej herbacie i jeszcze lepszej książce. Miłośniczka Tolkiena i animacji wszelkiej maści.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.

Ocena recenzenta

75/100

Piękne ujęcia

Intymne momenty w rodzinnym gronie

Widać serce, historia rzeczywiście porusza

Pozostający po seansie niedosyt

Brak rzetelności i całkowitej szczerości

Literówka w ostatniej scenie (dbałość o szczegół)

Movies Room poleca