Mario znowu zaprasza nas na imprezę, ale tym razem dołącza do niej coś, co można nazwać telewizyjnym show na sterydach. Super Mario Party Jamboree wraz z trybem Jamboree TV to mieszanka klasyki, nowych pomysłów i odrobiny chaosu. Czy ta kombinacja to przepis na najlepszą domówkę?
Od 1998 roku Mario i spółka udowadniają, że wystarczy kostka do gry, kolorowa plansza i kilka (dziesiąt) minigierek, by wieczór zamienił się w walkę na śmierć i życie z najlepszym kumplem. Jamboree nie próbuje wywracać tej formuły do góry nogami. Nadal mamy różne, każda z własnym klimatem i twistem. Na przykład Goomba Lagoon wraz z przypływami i odpływami potrafi zmyć nasze plany szybciej niż tsunami, a Rainbow Galleria to takie wielopoziomowe centrum handlowe, które daje wrażenie, jakbyśmy grali w Monopoly na LSD.
Rozgrywka toczy się w klasycznym rytmie: rzucasz kostką, zbierasz monety, kupujesz gwiazdki i… wkurzasz znajomych, gdy w ostatniej turze kradniesz im wygraną. Jeśli ktoś oczekiwał rewolucji – nie tym razem. Ale z drugiej strony, czy ktoś naprawdę chciałby, żeby Mario Party zamieniło się w Dark Souls?
Prawdziwą nowością jest Jamboree TV – tryb, który działa jak teleturniej prowadzony przez Toada w roli charyzmatycznego prowadzącego. To osobny zestaw atrakcji, wrzucony trochę jak spin-off, a trochę jak bonusowy dodatek. Najciekawiej wypada tu wykorzystanie kamerki, dzięki której awatary mogą zyskać nasze twarze, a w trakcie rozgrywki kamerka może reagować na nasze zachowanie. No i są jeszcze funkcje mikroonu oraz Joy-Cony jako myszka.
W Jamboree TV do wyboru dostajemy cztery warianty trybów:
Całość jest świeża, zabawna i naprawdę dobrze pasuje do rodzinnych posiadówek. Ale… tu pojawia się pierwszy problem. Jamboree TV nie integruje się z głównym trybem gry. To trochę jakby Nintendo dało ci tort i osobno dodało babeczkę – obie smaczne, ale czemu nie można zjeść ich razem? No i czemu nie mamy tu Pro Rules (czyli własnych ustawień dla trybów)?
W Mario Party liczą się przede wszystkim minigry. I tutaj Nintendo naprawdę się postarało, przygotowując aż (albo tylko) 20 nowych gier które dołączają do około 110 z oryginalnej gry. Wszystkie nowe minigry korzystają z nowych funkcji Switcha 2, jak nowe możliwości Joy-Conów (zwłaszcza pseudo myszki), kamery i mikrofonu. 14 z nich używa żyroskopu i funkcji myszki – np. w „shell hockey” odbijasz pociski niczym Mario w wersji NHL. Do tego 6 opiera się na kamerze i mikrofonie – np. układanie Goomb poprzez ruch głowy albo krzyczenie komend.
Pomysłowe? Tak. Idealnie działające? Niekoniecznie. Kamera czasami gubi ruchy, a mikrofon nie zawsze rozpoznaje głos. Krótko mówiąc: technologia Nintendo nadal bywa bardziej kapryśna niż Bowser na diecie. Do tego trzeba niestety zainwestować w kamerkę, aby mieć dostęp do wszystkich nowości, a to kolejny wydatek za ponad 200 zł. A czy na pewno tego potrzebuję?
Podstawowa część gry wygląda dokładnie tak samo jak poprzednie Mario Party na Switcha: 1080p w docku, 720p w handheldzie. Bez fajerwerków, ale też bez tragedii.
Natomiast Jamboree TV oferuje coś ekstra: 1440p w docku, 1080p handheld i 60 klatek na sekundę. Tekstury są ostrzejsze, animacje płynniejsze, a całość naprawdę cieszy oko. Tutaj naprawdę widać progres.
Mario Party nigdy nie miało typowej fabuły, ale Jamboree dorzuca kilka drobnych aktywności w stylu wyzwań i rankingów online. Możesz próbować pobijać rekordy w minigrach albo sprawdzić, czy jesteś lepszy od anonimowego gracza z drugiego końca świata. Fajny bajer, choć raczej w kategorii „smaczek”, niż pełnoprawny tryb.
Super Mario Party Jamboree to gra, która w 80% opiera się na dobrze znanej formule, a w 20% próbuje czegoś nowego. Klasyka działa bezbłędnie, a Jamboree TV bywa świetnym dodatkiem, choć czasem niedopracowanym. Na imprezie ze znajomymi zabawa jest gwarantowana – nawet jeśli czasem mikrofon nie złapie twojego „YAHOO!”. Jak macie podstawkę, za 80 zł raczej warto.
Ilustracja wprowadzająca: materiały prasowe
Gra więcej, niż powinien. Od czasu do czasu obejrzy jakiś film, ale częściej sięgnie po serial w domowym zaciszu. Niepoprawny fanatyk wszystkiego, co pochodzi z Kraju Kwitnącej Wiśni. | [email protected]