Mogą znaleźć się ludzie, którzy ze wstępu tego tekstu wyciągną pewien mój egoizm i zapatrzenie na swoje sprawy oraz prywatne upodobania. Będzie to jednak egoizm kontrolowany, ponieważ nie jest problemem uzasadnić, że chodzi nie tylko o prywatny dyskomfort, związany z niemożnością realizowania jednego ze swoich ulubionych zajęć, ale o pracę, zarobek i pasję tysięcy ludzi. Mowa oczywiście o kinach i ich branży, która w 2020 roku istnieje tylko teoretycznie. I o tym, jak my, zwykli kinomani, którzy mają nocne koszmary o wielkich premierach
The Old Guard na Netflix, będących najgłośniejszymi w danym miesiącu, możemy tego typu placówkom pomóc.
Kina w kraju możemy podzielić na duże, sieciowe multipleksy oraz mniejsze, podlegające pod lokalne samorządy bądź prywatne. O tych pierwszym nie będziemy zbyt wiele wspominać, bo mają one od tego sztab ludzi, które będą chciały zadbać o ich istnienie oraz ogromne studia, których wielkie zarobki leżą na ich salach w galeriach handlowych dużych miast. W tym artykule chcemy skupić się na tych mniejszych, których przeżycie leży na sercu mniejszej ilości ludzi ze względów ekonomicznych. Większej jednak, z uwagi na pasję i zainteresowania wielu ludzi.
fot. materiały prasowe // Multikino
PS. Prawdopodobnie w czasie tworzenia artykuł się zdezaktualizował, ponieważ Fundusz Wsparcia Kultury działa fantastycznie, wszyscy dostaną swoją pomoc i przetrwają.
Dobra, koniec żartów, w końcu ich temat również się na razie zdezaktualizował. A jak wygląda obecna sytuacja kin naprawdę? O to postanowiłem spytać kilku osób znających ją bezpośrednio, wybierając placówki z całej Polski. Gołym okiem widać, że branża powinna być pod respiratorem, ale tego dla niej zabrakło, dlatego też dogorywa. W spokoju i w zastanowieniu jak się odnaleźć w nowej rzeczywistości, jeśli w ogóle taka nastanie, obumiera. W momencie, gdy kina w czerwcu się otworzyły, mieliśmy duże nadzieje, że jakoś to będzie, a duża kampania #chodźdokina miała pomóc w powrocie widzów tam, gdzie oglądania filmów miejsce. Efekty jakieś były (mieliśmy wysokie jak na obecne czasy wyniki
25 lat niewinności i
Pętli Vegi), więc można było mieć nadzieje, że sytuacja powoli będzie wracać do czegoś, co można byłoby nazwać normą. Z początkiem listopada przyszedł jednak kolejny cios. Kina znowu zostają zamknięte. Duży problem staje się jeszcze większy.
Lepszą minę do złej gry mogą zrobić kina zarządzane przez samorządy. Tutaj to władza jest podmiotem, który decyduje o ich działalności, a kina będą działać dotąd, dokąd ludzie ze wspomnianych sejmików będą uznawać, że te kina są potrzebne. Dochodzi jednak cały czas redukcja kosztów, personelu oraz przemodelowanie modelu działalności. Bo kino miejskie, nawet jeśli niezagrożone, cały czas jest kinem niedziałającym. A i radny, może się trafić taki, jak w nagłośnionej sprawie
kina Metalowiec w Kraśniku. Wypowiedzi podkreślające to otrzymaliśmy od trzech placówek: białostockiego Forum oraz grójeckiego GOK-u i znanego bardzo dobrze wszystkim uwielbiającym Festiwal Polskich Filmów Fabularnych Gdyńskiego Centrum Filmowego.
Od 2015 w Movies Room, od 2018 odpowiedzialny za działalność działu recenzji filmowych. Uwielbia Wesele Smarzowskiego, animacje Pixara i Breaking Bad. A, no i zawsze kiedy warto, broni polskiego kina.
Kontakt pod [email protected]