Spośród naszych rankingów prędzej czy później musiało się pojawić to zestawienie. Bo i czemu by nie? W końcu nasza kinematografia również pochwalić się może ciekawą i bardzo różnorodną paletą wartościowych filmów. W ramach owej różnorodności postanowiliśmy ułożyć 50. filmów, wśród której znajdą się najlepsze pozycje, reprezentujące najważniejsze gatunki - od komedii aż po dramaty. Zapraszamy do lektury rankingu "najlepsze polskie filmy w historii" i sprawdzenia, w jakim stopniu nasz wybór pokrywa się z Waszymi opiniami!
Krzysztof Kieślowski prezentuje. Choć Amator nie dorobił się miana najsłynniejszego dzieła - nie bójmy się tego stwierdzenia - najwybitniejszego polskiego reżysera doby kina moralnego niepokoju, to na liście alfabetycznej zawsze będzie pierwszy. I chwała mu za to. Film ten bowiem to prócz czarującej w swej prostocie opowieści i iście neorealistycznej poetyki, dzieło autobiograficzne, odwołujące się do doświadczeń młodego filmowca, którego kariera w PRL nie mogła być z oczywistych względów usłana różami. Otrzymujemy więc tragiczne postacie, moralne dylematy, samoświadome poszukiwania tożsamości, a jeśli dodatkowo spojrzymy nań przez pryzmat relacji autor-dzieło, naszym oczom ukaże się całe bogactwo modernistycznej retoryki filmowej. Niech nam ktoś jeszcze powie, że polskie kino nie dorasta zachodniemu do pięt.
Mówiliśmy o Kieślowskim jako najwybitniejszym polskim reżyserze doby kina moralnego niepokoju? Cóż, przemeblujmy to stwierdzenie na "jednego z najwybitniejszych", bo jeśli przyszłoby nam wybierać pomiędzy nim a Zanussim, to chyba byśmy spasowali. Barwy ochronne to natomiast najlepszy przykład umacniający niniejszy zabieg w rzeczywistości. W tym konflikcie osobowości, który stanowi podstawę fabularną dzieła, jest bowiem coś poetyckiego, coś czego nie powstydziłby się czołowy poeta kina Andriej Tarkowski i coś co w gruncie rzeczy ani na krok nie ustępuje podobnej dialektyce zawartej w Stalkerze. W odróżnieniu jednak od radzieckiego twórcy, Zanussi pozostaje na ziemi, serwując nam bardziej skondensowane i wymierzone w konkretny cel płótno.
Kolejny obraz na liście wskazującej najlepsze polskie filmy to oparty na faktach film z 2014 roku o życiu najsłynniejszego polskiego kardiochirurga prof. Zbigniewa Religi, który w latach 80 dokonał pierwszego w Polsce udanego przeszczepu serca. Obraz przedstawia człowieka, który musiał się zmierzyć z olbrzymią presją i oporem części środowiska. Wyjmując serce z ciała człowieka, profesor przełamał moralne, kulturowe i religijne tabu, gdyż wówczas taka operacja była uważana za wbrew naturze człowieka. Wyjątkowa rola Tomasza Kota w filmie, który potrafi wzruszyć, ale i rozbawić. Prawdziwy portret lekarza, który całe życie ratował życie ludzi, podejmował ryzyko i walczył z przestarzałymi sposobami myślenia w ówczesnej medycynie.
Przejdźmy teraz do nieco lżejszego, choć równie ostrego co sztandarowe dzieła niepokojących moralniaków, dzieła. Komedia obyczajowa Stanisława Barei jest wszakże cierpka jak aronia, co nie przeszkadza jej w jednoczesnym kreśleniu sarkastycznego przekroju polskiego społeczeństwa i absurdów słusznie minionej władzy. Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz wykazuje również pewne cechy profetyczne, albowiem wkładając sobie w oczy odpowiedni filtr możemy pomiędzy wierszami wyczytać przekonanie Barei o nieuchronności implozji systemu PRL i całej tej wewnętrznie sprzecznej kultury (oraz kontrkultury) przezeń wytworzonej. Tak się moi drodzy robi dobre komedie!
Historia zna niezliczone przypadki, w których kontynuacje przebojów nie dorastają do pięt oryginałom, lecz casus Człowieka z marmuru i Człowieka z żelaza do takowych nie należy. W zasadzie można byłoby zamienić te tytuły miejscami w jakimkolwiek rankingu, lub postawić ex aequo na jednej pozycji, gdyż prezentują jednakową wartość merytoryczną. W produkcji z 1976 roku obserwujemy postać Agnieszki, studentki szkoły filmowej, która zamierza nakręcić film o jednym z bohaterów socjalizmu. Podobnie jak w przypadku (jak to niezręcznie brzmi) sequela, na jaw wychodzą różne sprzeczne informacje, poddające w wątpliwość poglądy wyjściowe kobiety.
O tym dziesięcioodcinkowym cyklu Kieślowskiego wypadałoby opowiedzieć z osobna, ale że reguły rankingu są jakie są, to musimy ograniczyć się do powierzchownych frazesów. A takim na przykład byłoby stwierdzenie, iż Dekalog jest po prostu kwintesencją stylu legendarnego reżysera. Jest charakterystyczna melancholia, jest mniejsza lub większa refleksja filozoficzna, są silne wątki psychologiczne. Ponadto skojarzenia z dekalogiem chrześcijańskim są jak najbardziej na miejscu, bo choć de facto nie otrzymujemy bezpośredniego nawiązania do przykazań wiary, to w jakimś tam stopniu poruszamy się w sferze wariacji na ich temat. Rzecz, którą po prostu trzeba obejrzeć, niezależnie od szerokości geograficznej.
Trochę tych Krzysztofów w naszej rodzimej kinematografii mamy. Po Kieślowskim i Zanussim przyszła w końcu pora na Krauze. Co prawda epoka już nie ta, ale lata 90. wcale nie ustępują swoim peerelowskim odpowiednikom, na dowód czego przytaczamy Dług. Zdaniem jednych najmocniejszy film w historii polskiego filmu, drudzy zwracają uwagę na niesamowite zalety realizacyjne, trzeci pieją z zachwytu nad tzw. polską szkołą kina faktu, która swego czasu cieszyła się sporą renomą. Ale wiecie co? Oni wszyscy mają rację. Koniec kropka.
Mój film jest dla młodych wiekiem i duchem - mówił kiedyś Marek Koterski. Na całe jego szczęście przy Dniu świra każdy z miejsca staje się młodym, zatem widownia docelowa jest całkiem pojemna. Tak gdzieś ze 38 milionów typa. Niemniej jednak - i z czego wszyscy zdajemy sobie sprawę - nie jest to jednocześnie film dla mas. A przynajmniej nie do czytania przez masy. Prawdziwą wartość ujawnia dopiero po uzmysłowieniu sobie przez widza jego koneksji z kinem moralnego niepokoju. Dzień świra bowiem jako jeden z pierwszych świadomych przedstawicieli polskiego postmodernizmu filmowego stanowi swoistą odpowiedź, ripostę na autorskie zapędy twórców epoki minionej, tu utożsamianej z klasycznym autorskim modernizmem. Rzecz mała, ulotna, ale jak wiele zmienia.
Starożytny Egipt, Ramzes, kapłani... Ile już takich historii w kinie było. Może i wiele, ale ile z nich pochodziło z Polski? A no właśnie! Film Jerzego Kawalerowicza w niczym nie ustępuje hollywoodzkim standardom, a kostiumy sprawiają wrażenie zaprojektowanych przez samą Coco Chanel do spółki z Salvadorem Dali. Nie gorzej rzecz wygląda ze scenografią i biorąc pod uwagę, że budżet Faraona był dość ograniczony, to nominacja do Oscara powinna się zamienić w statuetkę. Tak się jednak nie stało, ale my nie narzekamy, ponieważ tego typu perełek ze świecą szukać nawet w peerelowskim rozmachu historycznym.
Ida rozwiązała swego czasu istny worek z nagrodami, zdobywając chociażby taką jedną małą nieznaną nagródkę w postaci Oscara za Najlepszy film nieanglojęzyczny. Wielu kwestionowało decyzję Akademii Filmowej, ale czy to pierwszy i ostatni raz? No właśnie. Ida może i idealna nie jest, lecz nie od razu Rzym zbudowano. Paweł Pawlikowski ugruntował tym tworem swoją pozycję w świecie filmu, potwierdzając, że niegdysiejsze laurki mu wystawiane w postaci "najlepiej zapowiadający się brytyjski reżyser" nie wzięły się znikąd. A to wszystko dzięki nieco ponad 80-minutowej opowieści o poszukiwaniu swej tożsamości. Nieźle.
Założyciel i właściciel Movies Room. Z wykształcenia prawnik i certyfikowany mediator sądowy. Kocha filmy, od niedawna również sam je tworzy. . Gustuje w kinie rozrywkowym jak i w filmach, po których psychikę trzeba zbierać z podłogi. Znawca uniwersum Marvela oraz największy fan Batmana. . Odpowiedzialny za koordynacje zespołu, public relations oraz marketing. . Kontakt: [email protected]