Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

"Mam w sobie więcej akceptacji i wdzięczności" – wywiad z Mają Pankiewicz

Autor: Agata Magdalena Karasińska
28 lutego 2025
 Mam w sobie więcej akceptacji i wdzięczności  – wywiad z Mają Pankiewicz

Od dzisiaj w kinach można oglądać Innego końca nie będzie. Maja Pankiewicz opowiedziała nam trochę o filmie oraz swojej bohaterce, której grania z początku się bała. Dlaczego? Wszystkiego dowiecie się z naszej rozmowy! Zapraszamy do czytania. 

Agata Karasińska: Moje pierwsze pytanie - czy Ty masz rodzeństwo?

Maja Pankiewicz: Niestety nie mam, a strasznie chciałabym mieć. Dzięki Innego końca nie będzie poczułam, co to znaczy mieć rodzeństwo i jakiego rodzaju to jest życiowe wsparcie – nawet jeśli rodzeństwo jest skłócone. To za sprawą poczucia wspólnoty w przeżywania straty. I tym bardziej przeraża mnie, że kiedyś czeka mnie strata, z którą będę musiała poradzić sobie w pojedynkę – strata moich rodziców.

AK: A czy w takim razie w swojej bohaterce próbowałaś szukać tego, co chciałabyś odnaleźć w swoim rodzeństwie?

MP: Moja bohaterka zawsze czuła się odpowiedzialna za dwójkę młodszego rodzeństwa. Najmocniejszy konflikt pojawia się w filmie na linii Ola i jej brat Pipek, który jest środkowym dzieckiem. Ola, wyjeżdżając do Warszawy, zostawiła ich i w związku z tym to na nim spoczęła ogromna presja i obciążenie. Teraz to on musi zaopiekować się wszystkimi po śmierci Taty, jako nowa głowa rodziny. Jednak mamy tu też relację z najmłodszą siostrą, która ma z kolei najmniej wspomnień z tatą i nie pamięta ani tych złych, ani dobrych chwil. To jest taka czysta i najbardziej pozytywna relacja, pozbawiona pretensji i rozliczania przeszłości. Dla mnie ta dynamika rodzeństwa była bardzo ciekawym doświadczeniem, którego prywatnie nie miałam okazji przeżyć.

AK: Może przedstawmy pokrótce Twoją bohaterkę. W Innego końca nie będzie grasz Olę, jak sama mówisz – najstarszą z rodzeństwa, która wraca z Warszawy do swojego małego miasta rodzinnego, aby poprawić relacje i uporać się z przeszłością. Rola zagrana naprawdę świetnie. Jednak czy po przeczytaniu scenariusza, urzekła Cię bardziej cała historia czy konkretnie Twoja bohaterka, która jest dość złożoną postacią?

MP: Tak naprawdę – jedno i drugie. Scenariusz od razu chwycił mnie za serce, a gdy reżyserka i scenarzystka, Monika Majorek, opowiadała mi o tym, jaki film chce zrobić, a mówiła o tym tak szczerze i czule, to od razu poczułam, że to będzie mocna, osobista historia. Że to jest warte opowiedzenia, a ludziom może być to potrzebne. Historia, która jest prosta, oparta na emocjach, relacjach i na człowieku. Jest to film bez fajerwerków, scen akcji i zbyt wielu bodźców, natomiast okazuje się, że to po prostu działa i widzę po reakcjach, że widzowie czekali na taki film w polskim kinie. To historia uniwersalna i międzypokoleniowa, bo dotyczy nas wszystkich bez względu na to, skąd pochodzimy i jaką mamy sytuację rodzinną. Strata łączy nas wszystkich. Mam poczucie, że to jest film wspólnotowy i czułam od początku, że warto to opowiedzieć. Wiedziałam, że to będzie piękne spotkanie. Wiedziałam też, że to nie będzie łatwa rola, ale jednocześnie wspaniałe wyzwanie pokazania szerokiego emocjonalnego wachlarza. Trochę się bałam Oli, bo to jest trudna bohaterka. Bałam się, że widz jej nie polubi. Bałam się, że ja sama nie polubię tej postaci, a miałam świadomość, że żeby ją zagrać, muszę znaleźć w sobie empatię do niej, aby móc się z nią jakoś utożsamić. Ostatecznie mam do niej wielki respekt oraz udało mi się zrozumieć konflikty wewnętrzne, które przeżywa, bo zdałam sobie sprawę, z czego one wynikają. Jestem ogromnie wdzięczna za to, że Monika powierzyła mi takie zadanie i zawsze to będzie dla mnie bardzo ważny etap życia i ważna rola – bliska mojemu sercu. Po tym filmie czułam też, że się zmieniłam. Odbyłam z moimi rodzicami dużo ważnych rozmów. Zaczęłam ich bardziej doceniać, a mniej rozliczać z przeszłości, mam w sobie więcej akceptacji i wdzięczności. Budując tę postać, ciągnęłam emocje przede wszystkim z lęku przed tym, że ich stracę. Dobitnie poczułam to przy tym filmie. Teraz staram się doceniać każdą chwilę spędzoną z nimi. Mam wrażenie, że ten film ma szansę zrobić dla ludzi dużo dobrego.

AK: Uważam, że największą zaletą tego filmu jest to, że zarówno ta historia jak i bohaterowie są naprawdę wiarygodni. Zrobiliście bardzo dobrą robotę. W dodatku, tak jak mówisz, to była dla Ciebie trudna rola. Przed chwilą na spotkaniu z widzami mówiłaś, że przed nagraniami nie odbyliście żadnej konsultacji psychologicznej. W takim razie, jak udało Ci się wejść w tę rolę?

MP: Moje pierwsze spotkanie z reżyserką było 2 lata przed rozpoczęciem planu, więc miałam dużo czasu. Mieliśmy zacząć kręcić rok po naszym pierwszym spotkaniu, ale były zmiany produkcyjne, więc czekałam na ten plan długo, mając czas, żeby rozłożyć emocje w przebiegu postaci i zrozumieć emocjonalny ciężar bohaterki. I wchodząc już na plan, czułam się przygotowana do zmierzenia się z tym tematem. Plan trwał ok. 24 dni zdjęciowe, więc to był intensywny czas. Dwie najtrudniejsze emocjonalnie sceny, które są pod koniec filmu, były kręcone w jeden dzień, co było dla mnie ogromnym wyzwaniem. Pamiętam, że to był moment, kiedy musiałam zbudować sobie faktycznie taką wewnętrzną przestrzeń skupienia. Wszyscy na planie pracowali na to, żebym miała komfort pracy, jednak musiałam nosić w sobie ten ładunek emocjonalny cały dzień. I to było naprawdę trudne, bo scenę w szopie musiałam powtarzać jeszcze cztery razy, bo dokładnie tyle było dubli. W ramach ciekawostki mogę powiedzieć, że poprosiłam, abym nagranie ojca mojej bohaterki zobaczyła dopiero na pierwszym dublu. I bardzo mi to pomogło sprawić, żeby ta reakcja była jak najbardziej naturalna. Lubię robić sobie takie niespodzianki na planie. Może przez to, że ja też na co dzień pracuję w teatrze, jestem dość emocjonalnie rozgrzana – cały czas gram spektakle albo jestem w trakcie prób, więc z wchodzeniem w emocje nie mam takiego problemu. Ja po prostu muszę wiedzieć, co w danym momencie jest potrzebne.

AK: Muszę przyznać, że nie tylko dla Ciebie jako aktorki, ale również dla mnie jako dla widza scena w szopie była emocjonalnie absolutnie najcięższa. To był moment, kiedy się popłakałam. Może teraz zmienię trochę temat i zadam nieco przyjemniejsze pytanie – jaki jest dla Ciebie najmilsze wspomnienie z planu?

MP: Głównie kręciliśmy w domu Radzyminie. Nasze kampery na planie ustawione było naprzeciwko łąki i właściwie codziennie widzieliśmy nad nią zachód słońca. Jednego dnia, gdy mieliśmy sceny zbiorowe, siedzieliśmy sobie podczas przerwy obiadowej i rozmawialiśmy ze sobą tak prywatnie. Paliłam wtedy z Agatą Kuleszą papierosa i patrzyłyśmy w stronę słońca. Graliśmy w piękne lato, więc panowała zjawiskowa aura - sielanka, cykady… Przy tym całym dramacie, który jest skumulowany w filmowym domu, przerwy w otoczeniu natury dawały nam wytchnienie.

AK: I jeszcze pytanie na koniec – dlaczego według Ciebie warto obejrzeć film Innego końca nie będzie.

MP: Myślę, że na ten film warto iść z bliskimi, z którymi potem można o tym porozmawiać. Czuję, że Innego końca nie będzie skłania do rozmowy i choć bywają trudne - są potrzebne. Ten film może być oczyszczający. Można się utożsamić z bohaterami – można poczuć, że ktoś opowiedział naszą historię. A przede wszystkim, chwyta za serce i porusza. Sama lubię przeżywać takie uczucia w kinie – lubię się wzruszać czy pośmiać. To są takie prozaiczne i banalne rzeczy, a jednak przynoszą ulgę. Myślę też, że ten film ma funkcję terapeutyczną. Innego końca nie będzie to nie tylko dramat psychologiczny, ale też kino familijne, na które śmiało można iść z rodziną

AK: Dziękuję za rozmowę.


Ilustracja wprowadzająca: fot. ze zwiastuna filmu Innego końca nie będzie. 

Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Zakochana w filmach i muzyce, a także ich połączeniu w postaci musicali. Pierwszą część Harry'ego Pottera oglądała prawdopodobnie, zanim nauczyła się mówić. Typowy geek, którego mieszkanie pełne jest figurek, plakatów kinowych i płyt CD.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.