Agata Karasińska MR: W Emigracji XD i teraz w Edukacji XD grasz Malcolma, który ze wszystkich serialowych postaci ma najbardziej głowę na karku.
Tomasz Włosok: Jeszcze jest Wariacik w drugim sezonie! (śmiech)
AK: Totalnie! A jaki jest Tomasz Włosok? Też ma głowę na karku?
TW: Jaki jestem ja? Hmm, to pewnie nie jest pytanie do mnie, bo najlepiej nas widzą inni. Ja mogę mieć wyobrażenie, jaki jestem: że pamiętam o rzeczach, nie jestem rozkojarzony, że ogarniam wszystko i planuję swoje życie – tylko to nie jest prawda. W jakimś stopniu na pewno jestem podobny do Malcolma, ale też do Stomila. Mam w sobie jakiś mix tych dwóch postaci. Ale Malcolma czuję i rozumiem.
AK: Pod jakim względem?
TW: Lękowym – to na pewno. Ja też jestem wrzucony w świat, w którym powinienem być ekstrawertyczny – trochę się tego nauczyłem, ale naturę mam jednak inną. Jestem raczej nerdem.
AK: Czyli odnajdujesz się w tej postaci?
TW: Po części tak, chociaż to postać, która stawia mi masę wyzwań. Paradoksalnie, w trakcie pierwszego sezonu wydawało mi się, że Malcolm jest mi bardzo bliski. Tak naprawdę czułem, że gram trochę siebie. Ale okazało się, że nie do końca tak jest i on sprawia mi masę problemów. Mam jednak ogromną satysfakcję z wcielania się w tę postać, bo dzięki temu mogę też odpowiedzieć na swoje pytania zadane gdzieś w głowie. I to jest bardzo ciekawy eksperyment.
AK: A jak Ci się gra w Edukacji XD, musząc zachowywać, może nie tyle kamienną, co stonowaną twarz? Wydaje mi się, że Michał Balicki pod tym względem ma trochę łatwiej, bo jednak jego postać, Stomil, jest takim heheszkiem śmieszkiem.
TW: Ale Michał jednak w prawdziwym życiu nie jest takim heheszkiem. Oczywiście, ma super poczucie humoru, natomiast myślę, że ludzie, którzy nas znają, mogliby podejrzewać, że naturalnie moglibyśmy zagrać odwrotne postaci. To znaczy – ja bym na pewno tego nie zrobił tak świetnie jak Michał, który prywatnie ma bardzo spokojne uosobienie, więc tym większy challenge dla niego i brawa, że coś takiego stworzył.
AK: Jasne, zgadzam się z tym. Bardziej chodzi mi o fakt, że gracie naprawdę absurdalne i komiczne sceny, a to Ty musisz zachować szczególną powagę. Nie boisz się, że w końcu nie wytrzymasz i się zaśmiejesz?
TW: To prawda, często patrzymy sobie w oczy, gadamy te wszystkie głupoty i musimy jakoś wytrzymać bez zaśmiania się, co się raczej udawało. Było kilka przypadków na początku zdjęć, kiedy nie dawaliśmy rady i parskaliśmy sobie śliną w twarz. Chyba największy problem mieliśmy z sekwencją, jak nasi bohaterowie wracają z uczelni i Stomil tłumaczy Malcolmowi, że czasami nie trzeba zadawać sobie pytań, dlaczego coś działa albo nie działa. Pada wtedy zdanie, które brzmiało mniej więcej tak: „na przykład taka mikrofalówka? Działa, ch*j wie dlaczego, ale działa”. Pamiętam, że naprawdę nie byliśmy w stanie tego zrobić. Mieliśmy chyba nawet wtedy nadgodziny. (śmiech)
Łukasz Kołakowski MR: Przed chwilą mieliśmy okazję rozmawiać z Michałem i przytoczyłem scenę z pierwszego sezonu, kiedy Stomil śpiewał pod metrem „Hej, Sokoły”. Nie uwierzę, że nie parskaliście wtedy śmiechem.
TW: Z tego co pamiętam, Michał stresował się tą sekwencją. On jest perkusistą i zestresowała go sytuacja grania na gitarze i śpiewania, więc chyba nie miał na to przestrzeni, żeby się z tego zaśmiać. Natomiast my – mocno tam trzymaliśmy brzuchy zaciśnięte, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
AK: A jaka była najśmieszniejsza sytuacja na planie?
TW: Strasznie dużo było tam takich sytuacji. Tylko my w pewnym momencie wiedzieliśmy już, że coś jest śmieszne i że super się to robi, ale przez to, że robiliśmy takie rzeczy codziennie, to w jakimś stopniu się z tym oswoiliśmy. Najtrudniejsze były początki – właśnie ta sekwencja z mikrofalą czy pierwszy odcinek. Jest taka scena, w której Malcolm spada z dachu i gdy ją kręciliśmy, Łukasz Kośmicki [reżyser] powiedział: „fajnie by było, gdyby wtedy poleciał dym, a Ty wstajesz i mówisz, że tam był grill”. Na początku nie mogłem uwierzyć, że to w ogóle ma miejsce, natomiast jak już zaczęliśmy nagrywać, to strasznie nas to robawiło. Erupcja tego popiołu i ten grill to chyba właśnie moje poczucie humoru (śmiech). Zastanawialiśmy się nawet, że skoro sami się tak z tego śmiejemy, to czy to w ogóle zadziała na ekranie? Ale moja druga połówka mówiła, że było całkiem spoko!
ŁK: A jak czytacie taki scenariusz drugiego sezonu, potem to kręcicie kilka miesięcy, materiał jeszcze przechodzi przez wszystkie procesy w postprodukcji i w końcu przychodzi premiera – to czy Wy jesteście jeszcze w stanie się z tego śmiać? Bo jednak to są żarty, które słyszeliście już setki razy.
TW: Trochę czasu wtedy mija, więc jest szansa, że do premiery zapomnimy już o tych żartach. Gdybyśmy mieli obejrzeć to w trakcie realizacji, czyli na przykład naszą rolą byłoby granie tego wszystkiego, a potem jeszcze oglądanie, to myślę, że skończyłoby się to traumą. Jednak jak obejrzeliśmy to sobie ponownie na pokazie, który miał miejsce kilka tygodni temu, to ten humor znowu zaczął śmieszyć, bo zdjęcia do serialu skończyliśmy w sierpniu ubiegłego roku.
ŁK: Zapytam Cię jeszcze – jak to jest z tym dress codem Malcolma, który jest oczywiście niezmiennie idealny?
TW: Niezmienny, ale on też trochę ewoluował! Choć cały czas jest zachowany w tej naszej konwencji. Mieliśmy na to taki pomysł, żeby Malcolm ubierał się praktycznie i to ma pełnić swoją funkcję. Jeżeli jest moment, w którym trzeba się ubrać ładnie, to on wyciąga z szafy zestaw ubrań ładnych, które ma i dopasowuje do tego, co nosi na co dzień. Pamiętam, jak w pierwszym sezonie planowaliśmy kostiumy na wyjazd do Londynu – ja wtedy ze zbioru rzeczy, które wybraliśmy, po prostu spakowałem torbę na wyjazd z myślą o Malcolmie.
ŁK: To brzmi jak już totalne bycie w tej roli.
TW: To jeszcze nie był ten moment, ale to była dla mnie fajna zabawa. Historia jest w tym, że wyjeżdżamy do Londynu do pracy, więc myśląc o swoim bohaterze, wybierałem rzeczy, które się najmniej brudzą czy takie, które zakładają, że jeżeli będzie chłodniej, to muszę mieć tę jedną bluzę, którą ewentualnie gdzieś mogę uprać i tak dalej. Bardzo praktycznie do tego podchodziliśmy. Kostium Malcolma tworzyliśmy na zasadzie: wchodzę do sklepu i widzę ładną bluzę, której nie umiem dopasować do niczego, ale wiem, że jest ładna. I faktycznie tak jest – wiesz, że nic do siebie nie pasuje, ale jest ładna bluza, a w dodatku praktyczna (śmiech).
ŁK: Przejdźmy jeszcze do całości tej postaci. Zadaliśmy chwilę temu Malcolmowi XD pytanie: czy Tomek i Michał spełnili jego oczekiwania względem postaci. Odpowiedział prosto – przewyższyli. Ile było w tym jego wizji, a ile Waszej?
TW: Przede wszystkim – to bardzo miłe. Jego książka naprawdę działa i naturalnym jest, że twórca może powiedzieć „Stary, ja to napisałem i popatrz – to działa tak, jak jest. Nie musimy się nad tym głowić”. Ale Malcolm XD właśnie tę otwartość ma! Siedzimy, wymyślamy i on się jara nowymi pomysłami. W Edukacji było o tyle łatwiej, że my już znaliśmy tych bohaterów i mam wrażenie, że już trochę mówiliśmy językiem Malcolma. Jak zmienialiśmy teksty, to wiedzieliśmy, jak to zrobić, żeby w tym języku zostać. Ta otwartość dała nam poczucie nie odtwarzania, tylko współtworzenia tego dzieła, a to jest wielka wartość.
AK: W Emigracji i Edukacji XD jest absolutnie absurdalny humor, co widzom oczywiście pasuje. Mnie też to mega chwyta. A jaki jest twój typ komedii?
TW: No właśnie taki! Jeżeli coś jest tak totalnie skrajnie po bandzie, szokujące i ma jeszcze przestrzeń na to, żeby podzielić się jakąś mniejszą lub większą refleksją, to jest to dla mnie ten pułap żartu, który kocham i którego szukam w kinie czy w serialu. Teraz oglądam Studio i drugi odcinek jest o tym, że kręcą scenę w jednym ujęciu i ten cały odcinek też jest nagrany w jednym ujęciu. Wiemy, że master shot powoduje, że jesteś cały czas w napięciu, a tam jeszcze to wszystko ciągle się wywala. Natomiast co chwilę masz coś takiego, że śmiejąc się, dochodzisz do refleksji: „kurde, przecież faktycznie tak jest!”. Ja też podchodzę do tego branżowo, co prawdopodobnie wzmacnia odbiór. Ale mam tak, że lubię czerpać refleksję z takiego totalnego chaosu, bo to bardziej wyostrza zmysły niż jak coś, co jest po prostu podane widzowi na tacy.
ŁK: Podobnie jest w przypadku Edukacji XD. W pierwszy odcinek właściwie wszedłem jak w masło. Zobaczyłem dokładnie tych samych śmiesznych bohaterów i byłem jak u siebie w domu. Później trochę głębiej wchodzi to drugie dno – pojawiają się ataki paniki, problemy psychiczne. Chciałem Cię zapytać: co Ty dodajesz do tej postaci, czego nie mogliśmy w pierwszym sezonie?
TW: Właśnie to, o czym mówisz – w drugim sezonie możemy przyjrzeć się bohaterom głębiej. Bo moglibyśmy dać widzom kolejny produkt, który jest fanserwisem, czyli zrobić dokładnie to samo. A chcieliśmy wykorzystać pole, które jest nam dane do powiedzenia czegoś więcej. Zresztą kolejna część książek, Eskapada, jest jeszcze głębsza. Widać, że to nie jest po prostu kontynuacja „szalonych przygód bohaterów, którym co chwilę coś się dzieje i wywala w życiu”, tylko to jest coś więcej. Ale jest to podane w takiej formie, że możesz się nad tym zastanowić, choć nie musisz jest. Jest taka tendencja w niektórych gatunkach, że dociska cię do ściany i mówi: „teraz, albo to zrozumiesz, albo nie i jesteś głupi”. To jest pretensjonalne, a ta formuła taka nie jest i staraliśmy się wypełnić ją jakąś głębią. Czy się udało? Nie wiem, zweryfikujemy, ale taki właśnie był zamysł. Chcieliśmy dodać coś więcej o bohaterach. O tym, co czują i myślą. Może faktycznie większy spotlight jest w tym sezonie na głowę Malcolma, ale Stomil też ma różne przebłyski, w których czuć, że coś się w nim zmienia.
ŁK: A gdyby była taka sytuacja, że za 25 lat Malcolm XD napisze książkę Emerytura XD, czy Wy cały czas będziecie chętni, żeby to grać?
TW: No tak! Nie widzę żadnych przeciwwskazań. Chyba, że ludzie będą już znudzeni naszymi twarzami. Wtedy pewnie produkcja i Canal Plus zainterweniują. Ale póki widzowie nas chcą, to bardzo przyjemnie się to robi.
ŁK: Mam jeszcze pytanie, które chciałem zadać na sam koniec. Wróćmy do jednego z poprzednich Twoich filmów, Jak pokochałam gangstera. Biorąc się za Edukację czy za Emigrację, zapoznałeś się z książkami Malcolma XD. A czy grając Nikosia zapoznałeś się z książką Tadeusza Batyra?
TW: Nie zapoznałem się, bo nie zależało mi na tym, żeby opowiedzieć w tym przypadku o konkretnym człowieku. To była pewna formuła, która była dla mnie pretekstem, żeby zajrzeć w mechanizmy człowieka postępującego w ten sposób. To było dla mnie ważne.
Zdjęcie wprowadzające: materiały prasowe Canal+, fot. Przemek Pączkowski
Zakochana w filmach i muzyce, a także ich połączeniu w postaci musicali. Pierwszą część Harry'ego Pottera oglądała prawdopodobnie, zanim nauczyła się mówić. Typowy geek, którego mieszkanie pełne jest figurek, plakatów kinowych i płyt CD.