Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

grafted

„Moja praca nie istnieje bez widzów” – wywiad z Anną Szymańczyk, gwiazdą serialu Lady Love

Autor: Agata Magdalena Karasińska
3 lutego 2025
„Moja praca nie istnieje bez widzów” – wywiad z Anną Szymańczyk, gwiazdą serialu Lady Love

Anna Szymańczyk - aktorka filmowa, serialowa, dubbingowa, teatralna i lektorka audiobooków. Ostatnio jest również gwiazdą głośnego serialu Lady Love. Z Anią mieliśmy okazję porozmawiać zarówno o tej produkcji, jak i o tym, czym jest dla niej aktorstwo. Zapraszamy do czytania naszego wywiadu! 

Agata Karasińska: Lady Love to dość duża premiera serialowa. Ostatnio do kin wszedł film Piep*zyć Mickiewicza 2, gdzie również można Cię zobaczyć, czyli kolejna duża premiera filmowa. W dodatku grasz jeszcze w teatrze, trochę dużo tego.

Anna Szymańczyk: Gram jeszcze na stałe w  Na dobre i na złe. Oprócz tego jestem też lektorem audiobooków i dubbinguję. Jeśli chodzi o teatr, to jestem w trakcie przygotowywania premiery, którą będę miała w marcu i teraz w ciągu 11 dni miałam 9 spektakli, więc faktycznie – jest tego wszystkiego dosyć dużo.

AK: I w którym formacie czujesz się najlepiej?

AS: Tak naprawdę – w każdym. Przyszedł taki moment w moim życiu, że bardzo pokochałam film i uwierzyłam, że to jest miejsce dla mnie. Przez lata ta pewność, że moje miejsce jest właśnie w tym zawodzie i że mam jakąś małą, swoją działkę do zrobienia, wiązała się z teatrem. I to było dla mnie zawodowo najważniejsze miejsce. Audiobooki i dubbing zawsze dawały mi stabilizację finansową i ciągłość pracy. Natomiast, ja nie umiem wybrać „co wolę” i pewnie dlatego czasami pracuję ponad swoje siły i jestem zdecydowanym pracoholikiem (śmiech). Chciałabym spełniać się na kilku płaszczyznach, bo wiem, że jeżeli siedzę za długo w jednym miejscu, to trochę mi z tym gorzej. Film to jest ogromna przygoda, na którą też trzeba być gotowym. Oczywiście szukamy tego wszystkiego z reżyserem, ze scenarzystami, z operatorem, jednak trzeba mieć jakąś bazę umiejętności. Teatr to jest ciągła nauka, a z kolei audiobooki i dubbing to jest bardzo techniczna część tego zawodu, co nie znaczy, że mniej twórcza. 

AK: Prawdziwy wielozadaniowec. Skupmy się jednak na Lady Love – to nie jest pierwsza Twoja aż tak duża rola, ale na pewno pierwsza z takim rozmachem, bo Ty jesteś teraz wszędzie. Mam wrażenie, że za każdym razem, gdy wchodzę na YouTube, to pierwsze, co mi się wyświetla to zwiastun Lady Love. Jak wchodzę na jakąkolwiek stronę, to wyświetlają mi się reklamy. Na mieście widoczne są billboardy z Twoją twarzą. Czy byłaś gotowa na taką rolę? Taką, po której zyskujesz aż taką popularność?

AS: Dla mnie już Znachor otworzył pewną szerszą ścieżkę do pracy w filmie. Bardzo doceniam doświadczenie, które tam zdobyłam i tę szansę, którą dostałam od reżysera i producentów. Jeśli chodzi o Lady Love to jest to druga taka sytuacja, kiedy ktoś mi zaufał, kiedy ktoś oparł na mnie właściwie całą produkcję. I to jest z jednej strony fantastyczne, a z drugiej generuje mnóstwo stresów i to jest duża odpowiedzialność. Z jednej strony bardzo się cieszę, z drugiej strony chwilami mnie to peszy. Jak mam gorszy dzień, to mnie to przerasta, a czasami dodaje mi skrzydeł. Natomiast na pewno nie zmieniłabym tej decyzji. Jednak wydaje mi się, że nie da się jednoznacznie ocenić, czy byłam na to gotowa. Myślę, że mimo wszystko każdy aktor dąży do takiego momentu, gdzie jesteś wszędzie i oczywiście sprawia mi radość. Widzę plakat z moją twarzą w centrum Warszawy i chwilami mam takie „Wow! Fajnie, że się tam wdrapałaś i ktoś na ciebie postawił”. Jednocześnie bywa to bardzo obciążające i zaskakujące. Po prostu jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłam. Na pewno koledzy, którzy od lat są na pierwszych stronach gazet, mogą coś więcej o tym powiedzieć. Dla mnie to jest ciągła nauka, jak sobie z tą popularnością radzić, bo to wszystko generuje ogromny wysiłek energetyczny, bo jeżeli widzowie mnie gdzieś rozpoznają i podchodzą do mnie, to chcę im dać ten uśmiech i chcę im naprawdę szczerze podziękować. Staram się też odpisywać na Instagramie, nawet na te nieprzychylne wiadomości. Mam takie poczucie, że powinnam, ale w pewnym momencie pojawia się tego tyle, że bardzo ciężko jest odpisać komuś więcej niż „dziękuję”. A ja wszystkich swoich widzów bardzo szanuję i wychodzę z założenia, że to jest część mojej pracy. Natomiast bywa to po prostu męczące. Jednak wciąż jest to fantastyczne i nie zamieniłabym tego.

AK: Jakie to jest świetne podejście! A uważasz, że Polska była gotowa na ten serial?

AK: Myślę, że część Polski na pewno. Ostatnio byłam na finale Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Tam przewija się bardzo dużo różnych osób. I zaskakujące było to, jak dużo kobiet mnie zaczepiało odnośnie Lady Love. To jest zabawne, bo mężczyźni zahaczają mnie o Znachora, kobiety o Lady Love, a starsza publiczność o Na dobre i na złe. I naprawdę rozczuliło mnie, ile kobiet mi powiedziało mi, że temat Lady Love jest dla nich ważny. Myślę, że one potrzebują takiego serialu, chociaż on nie jest wcale łatwy do przyjęcia. Natomiast, czy cała Polska była gotowa? Raczej nigdy nie jesteśmy wszyscy razem na coś gotowi. Mam nadzieję, że ten serial rozpocznie chociaż jakiś dyskurs odnośnie tego, czy takie tematy są nam potrzebne. Sama uważam, że rozmawianie o seksualności jest bardzo ważne. Oczywiście, temat branży dla dorosłych jest tematem skrajnym, ale bardzo dobrze prowokuje do dyskusji na temat naszej seksualności, naszej otwartości, naszego wychowania i tego, co możemy zmienić, a co dobrego wyciągnąć. 

fot. materiały prasowe Warner Bros. Discovery

AK: Mówisz, że dużo kobiet do Ciebie zagaduje w związku z rolą Lucy Love. Czy Ty, czytając scenariusz i przyjmując tę rolę, miałaś takie poczucie, że to właśnie do nich chcesz trafić?

AS: Tak, oczywiście, ale też zarazem najbardziej bałam się ich opinii, bo wiem, że mogą być one różne. Kobiety borykają się z wieloma traumami, które nie zawsze są przepracowane. Może to być dla nich trudny temat i mogą nie chcieć go podejmować, ale całe szczęście nikt nie każe im oglądać tego serialu. Ja oczywiście bardzo zachęcam, bo uważam, że jest w nim dużo więcej niż sam temat seksu i seksualności, a już na pewno dużo więcej niż tylko branża filmów dla dorosłych. Aczkolwiek tak – chciałam do nich trafić. Ja przede wszystkim jestem odpowiedzialna za to, żeby ta postać była prawdopodobna emocjonalnie, w związku z czym na takim poziomie emocjonalnym chciałabym trafiać ogólnie do swoich widzów. Uważam, że na tym też polega ten zawód, jest to jakaś wymiana energii, pomimo tego, że rozmawiamy przez nośnik typu telewizor. Ja powinnam jakiś temat poruszyć albo nawet skłonić kogoś do tego, że powie stanowcze „nie”. Swoją pracą powinnam oddziaływać. Oczywiście, czasami powinnam też dostarczać rozrywki i ja się tego nie boję. Mam za sobą kilka projektów, które są projektami typowo komediowymi. To też część aktorstwa. W ogóle to, co robię, robię przede wszystkim dla widzów –  jasne, są tu moje ambicje i marzenia o byciu na planie, o ciągłości pracy, ale my, aktorzy, bez widzów nie istniejemy. Tak jak ja nie istnieję bez całej obsługi technicznej na planie, tak moja praca nie istnieje bez widzów.

AK: Uważam, że jesteś naprawdę utalentowana w tym, co robisz, a słuchając Cię – teraz czy w innych wywiadach – mam wrażenie, że Ty nie do końca w to wierzysz. Czy to prawda?

AS: Przede wszystkim – dziękuję. Ale tak, to prawda. To może dlatego, że ja zawsze bardzo boję się ucieszyć z tego, co mam. Boję się, że to zniknie. Jestem jedną z tych osób, które zaczynając jeden projekt, marzą już o następnym. Po prostu boję się, że to w końcu minie, a bardzo lubię swoją pracę i chciałabym ją mieć umożliwioną. Sama czekam, co się wydarzy po Lady Love. Jakie dalsze wyzwania na mnie czekają? Mam nadzieję, że nie będę musiała na nie długo czekać, ponieważ cierpliwość nie należy do moich cnót – chyba, że w pracy.  Czasami widzom wydaje się, że to my kierujemy i sterujemy tym wszystkim, a to nie do końca tak jest. Mam wrażenie, że aktorzy są gdzieś na końcu tego łańcucha pokarmowego w procesie zatrudniania w branży filmowej. Ja też dość długo czekałam na ten moment, kiedy wypłynę. I bardzo szanuję ten czas. Z dzisiejszej perspektywy widzę, z czym to się wiąże i myślę, że wcześniej nie byłam na to gotowa psychicznie, żeby się z tym zmierzyć. Albo by mi po prostu odstrzeliło, a ja raczej twardo stąpam po ziemi i chciałabym na niej zostać.

AK: A jak już dostajesz nową rolę, to czego najbardziej się boisz?

AS: Oczywiście, że tego, że się nie sprawdzę. Że ktoś się pomylił, że kogoś rozczaruje. Myślę, że to są takie naturalne lęki każdego człowieka, kiedy podejmuje nowe wyzwanie. Praca na planie wygląda różnie, nie zawsze jest bardzo przyjemnie. Akurat mam spore szczęście, że pracuję przeważnie z ekipami, które bardzo lubię, które są niesamowicie ciepłe i wspierające. Ale każdy z nas jest w jakimś momencie jest swojego życia – lepszym czy gorszym. A to jest zawód, w którym nie do końca da się oddzielić swoje życie prywatne, ponieważ jest on bardzo angażujący. Czasami jest naprawdę trudno. Natomiast ja się rzeczywiście boję, że kogoś mogę zawieść. Kogoś, kto na mnie postawił, kto mi zaufał. Czuję się bardzo odpowiedzialna za projekty, w których biorę udział. Biorę też odpowiedzialność za to, co powstało.

AK: I bardziej boisz się, że zawiedziesz kogoś z ekipy czy samą siebie?

AS: Tak naprawdę jedno i drugie, bo to są połączone rzeczy po prostu ogólnie. Boję się, że kogoś mogłabym zawieść, że ktoś uzna, że mnie jednak źle obsadził. To są takie naturalne lęki – a na pewno naturalne dla mnie. Może część osób ich nie ma i bardzo im zazdroszczę.  Nawet pójście na premierę Lady Love to też był dla mnie duży stres – jak ten serial zostanie odebrany. Zresztą to samo było ze Znachorem – bardzo przeżywałam tę premierę. Teraz byłam na premierze Piep*zyć Mickiewicza 2 i to też było dla mnie przeżycie. Chociaż gram tam epizodyczną postać, ale też chciałam wykonać to jak najlepiej.

fot. materiały prasowe Warner Bros. Discovery

AK: Czyli podsumowując – możesz powiedzieć, że masz czasem w swojej głowie góry lodowe, a kursu  zmienić nie możesz [cytat z piosenki Pancerz – Presją, wykonywanej przez Anię w filmie Nasze Magiczne Encanto]?

AS: Tak, oczywiście! Myślę, że każdy tak ma. Wiesz, ten zawód jest trudny, bo on jest też przełamywaniem swoich ograniczeń. Dopóki robisz to w jakiś mądry sposób i nikt Cię do tego nie zmusza, tylko ty sam podejmujesz decyzję, że chcesz coś zmienić w swojej psychice, że chcesz się z czymś zmierzyć – to jest wszystko w porządku. Aktorstwo to jest też ciągłe analizowanie siebie, uwrażliwianie się na wiele rzeczy i obserwacja świata. To jest piękny zawód, ale czasami bywa też upiorny. Są momenty kiedy po prostu nie masz siły albo dotyka Cię dany temat, a czas goni i wiesz, że jutro są te sceny, których się boisz. Trzeba się wtedy jakoś przełamać, znaleźć drogę do siebie. Oczywiście my nie jesteśmy sami. Zawsze podkreślam, że film, serial czy spektakl w teatrze, czy nawet audiobook – ja tego nie robię sama. Po drugiej stronie są osoby, których nie widać, a które tworzą ze mną wspólnie to wszystko i oni pracują na mnie, a ja pracuję na nich. Myślę, że w ogóle jest taka umowa na planie, że każdy stara się wykonać swoją robotę na 200%, żeby było jak najlepiej. Przynajmniej chciałabym w to wierzyć (śmiech).

AK: Twój zawód to ciągłe zmiany i różnorodne role. A jak się czujesz w roli matki? Zagrałaś matkę zarówno w Lady Love, jak i Piep*zyć Mickiewicza 2.

AS: Co prawda, nie mam własnych dzieci, ale mam dosyć sporą rodzinę z dużą ilością młodszego rodzeństwa ciotecznego, więc dzieci nie są mi obce. Poza tym mam ogromną sympatię do dzieci i młodzieży. Mam też ogromną ciekawość tego młodszego pokolenia, które niestety mówi już do mnie „proszę Pani” (śmiech). Wydaje mi się, że mam w sobie duże pokłady ciepła i chyba to właśnie wykorzystuję w tych rolach. A naprawdę dobrze się w nich czuję! Chociaż w Lady Love – sceny z moją serialową córką były najtrudniejszymi scenami.

AK: Dlaczego?

AS:  Ta cała sytuacja z moją serialową córką jest bardzo specyficzna – trudna, konfliktowa, oparta na bardzo skrajnych emocjach i w ciężkich momentach w życiu. Wiązało się to z wytworzeniem ogromnego poczucia winy, bo Lucyna, moja postać, ma straszne poczucie winy względem swojego dziecka. Stara się być najlepszą wersją siebie i zostaje odrzucana. One były po prostu w bardzo dużym napięciu emocjonalnym, w związku z czym te sceny mnie najbardziej przejęły. Już nie wspomnę o graniu z małą dziewczynką, która płacze na planie i mi się serce kraje. Myślę sobie „biedne dziecko którąś już scenę gra, podczas której płacze”. To są rzeczy, które mnie automatycznie chwytają za serce. Poza tym to jest zawsze jakaś wymiana energetyczna, jeśli wchodzisz w taką historię, gdzie relacją która między matką i córką nie jest wesoła, to nie jest to łatwe.

AK: Często mówisz, że jesteś bardzo zadaniowa swoim zawodzie, a jak Cię słucham, to mam wrażenie, że Ty jednak bardzo emocjonalnie do tego wszystkiego podchodzisz. Wchodzisz w tę rolę całą sobą.

AS: Tak, wchodzę całą sobą, natomiast też bardzo potrafię oddzielić. Na szczęście nie myli mi się jedno z drugim. Jednak tak, ja pracuję nad rolą bardzo głęboko emocjonalnie i zbieram energię, która jest dookoła mnie. Natomiast jestem zadaniowa pod tym względem, że jeżeli podjęłam się jakiegoś zadania, to włożę całą swoją energię i wszystkie swoje emocje w ten projekt. Rzeczywiście od jakichś 3 lat, mam kilka projektów naraz, więc posiadłam taką umiejętność przełączania się pomiędzy emocjami, co bywa bardzo wycieńczające. Lady love nie graliśmy chronologicznie, tylko zdarzały się dni, kiedy rano byłam najstarszą wersją Lucyny, a wieczorem najmłodszą. Zdarzały się przeskoki o 10 lat i to wymagało ogromnej samodyscypliny, żeby wiedzieć co i jak. Oczywiście przy Lady Love bardzo pomagały mi stylizację, które automatycznie mi przypominały, gdzie jestem. I tutaj bardzo chciałabym zaznaczyć, że dla mnie ten projekt był przede wszystkim fantastyczny plastycznie ze strony Marty Ostrowicz, kostiumografki oraz Dominiki Dylewskiej i całej jej ekipy, którzy czuwali nad tym, jak ja wyglądam. Uważam, że jakieś 30% tej roli to są właśnie oni. To jest ich praca – bardzo ciężka i rzetelna, a chwilami nieustępliwa, bo ja też już czasami miałam dosyć przymiarek. Ale tam nikt nie odpuścił ani na moment. Jestem im za to bardzo, bardzo wdzięczna.

AK: To jest w ogóle świetne, że doceniasz pracę innych na planie, bo mam wrażenie, że widzowie często nie zdają sobie sprawy, ile osób jest zaangażowana w projekty filmowe czy serialowe.

AS: Ja bym w ogóle bardzo chciała, żeby część widzów zobaczyła, jak wygląda tak naprawdę ekipa filmowa. Ile osób stoi za tą kamerą, ile osób tam jest w tym pomieszczeniu. To nie jest tak, że wyjdziesz i sobie wyklepiesz jakieś teksty. Musisz nauczyć się oddzielać od tego, że jest tam kamera i zachować jakąś naturalność, a to wcale nie jest takie proste. Sceny zbiorowe wymagają jeszcze większej koncentracji, współpracy wszystkich i ogromnej świadomości tego, w którym miejscu scenariusza jesteś, a w jakim miejscu emocjonalnym są twoi filmowi partnerzy. Rzeczywiście większość widzów nie ma tej świadomości, ile osób tam stoi. Czasami wisi mi tyczka z mikrofonem 5 cm nad głową albo mam mikroport w jakimś niewygodnym miejscu i dlatego tak dziwnie leżę, bo się nie mogę ułożyć (śmiech).

fot. materiały prasowe Warner Bros. Discovery

AK: A jaka rola jest twoim największym aktorskim marzeniem?

AS: W sumie dość często dostaję to pytanie. Na pewno wiem, które role bardzo cenię – na przykład w polskim serialu jest to rola Barbary Niechcic w Noce i dnie. Oczywiście tej roli prawdopodobnie nigdy bym nie zagrała, bo nawet nie umiem tak wysoko wołać „Bogumił!”, ale to jest taka rzecz, która mi się marzy. Druga rola, której zazdroszczę innej aktorce, to jest na pewno Glenn Close w Niebezpiecznych Związkach. Oprócz tego chciałabym zagrać jakąś superbohaterkę, jakąś Kobietę-Kot albo coś stylu Lary Croft w Tomb Rider. To jest pociągające – ta taka waleczność. Ale tak szczerze mówiąc, dopiero jak jakiś projekt stanie przede mną, to prawdopodobnie wtedy poczuję, czy to jest właśnie to. Ten zawód po prostu oprócz techniki, którą musisz posiadać, ma naprawdę dużo wspólnego z intuicją, przeczuciami i wrażliwością. 

AK: Kilka razy musiałaś do roli schudnąć. A czy są pewne granice, których byś nie chciała dla roli przekroczyć?

AS: Na pewno ten temat chudnięcia już zaczyna mnie męczyć, bo mi się to nie zdarzyło pierwszy raz. Mam nadzieję, że ten rynek będzie się powoli zmieniał i akceptował to, że kobiety nie muszą być tylko filigranowymi blondynkami. Ale co do granic, to wszystko zależy od tego, do czego by to było potrzebne. Jeżeli ja widzę sens i że coś jest uwarunkowane psychiką tej postaci lub sytuacją, w której się znalazła, to wydaje mi się, że wszystkiego jestem w stanie się podjąć. Gdybyś zapytała mnie przed Lady Love, czy byłabym w stanie się rozebrać przed kamerą, to pewnie odpowiedziałabym, że nie. Ale tak jak mówię, jeśli wszystkie wymagania są wyjaśnione psychologią i historią postaci, to mogę zrobić naprawdę dużo. Aczkolwiek niechętnie przefarbowałabym włosy. Mam naturalny kolor – nigdy nie był farbowany i nie chciałabym tego robić, ponieważ uważam, że mamy dzisiaj świetnych perukarzy (śmiech). Jednak gdybym miała zagrać postać historyczną kogoś, kto był blond czy rudy i byłoby to absolutnie wymagane, że muszą być naturalne włosy, a historia by mnie naprawdę porwała, to pewnie bym się podjęła takiej zmiany wizerunku. Natomiast jest to taka rzecz,  która budzi mój sprzeciw, bo później to ja zostaję z tymi blond włosami.

AK: Mam jeszcze ostatnie pytanie do Ciebie – dlaczego, według Ciebie, warto obejrzeć serial Lady Love?

AS: Dlatego, że jest wnikliwym badaniem psychiki Lucyny Lis. Jest historią o próbie wyzwolenia i wolności. Jest historią osadzoną w epoce lat 80-tych, która moim zdaniem jest bardzo dobrze oddana. Jest śmieszno, czasami straszno i bardzo często wzruszająco. Myślę też, że Lady Love porusza wiele tematów, które są drażliwe i może warto się dzięki temu serialowi chwilę nad nimi zastanowić.

AK: Bardzo dziękuję za rozmowę.

Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Zakochana w filmach i muzyce, a także ich połączeniu w postaci musicali. Pierwszą część Harry'ego Pottera oglądała prawdopodobnie, zanim nauczyła się mówić. Typowy geek, którego mieszkanie pełne jest figurek, plakatów kinowych i płyt CD.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.