Do kin trafił niedawno film „Prześwit” Magdaleny Pięty, w którym jedną z głównych ról zagrał Cezary Łukaszewicz. Przy tej okazji rozmawiamy z aktorem o kulisach produkcji, podejściu do zawodu i filmowych marzeniach.
Reżyserka Magdalena Pięta powiedziała: "W "Prześwicie” znika młoda matka, a my skupiamy się na świecie, z którego odeszła i ludziach, którzy go zamieszkują. Każdy z nich w inny sposób naznaczony jest stratą i każdy ma własny powód, aby wziąć udział w poszukiwaniach na zboczach Ślęży - świętej góry Słowian. Ta podróż sprawi, że będą oni musieli dotknąć tego, czego najbardziej unikają: osobistej straty i żałoby. Sposób, w jaki sobie poradzą poprowadzi ich w kierunku wyzwolenia albo autodestrukcji" - mówi. W którym kierunku poprowadziła granego przez Ciebie bohatera?
Cezary Łukaszewicz: Rozmawialiśmy o tym wielokrotnie z Magdą, próbując znaleźć jak najlepszy kierunek dla postaci Andrzeja, który pogrążony jest w wewnętrznym bólu. Gdybyśmy robili kontynuację tej historii, prawdopodobnie zmierzałby ku autodestrukcji. Nie jest jednak wykluczone, że dotarcie do krytycznego punktu, mogłoby doprowadzić w konsekwencji do wyzwolenia tego bohatera.
Andrzej to na pozór twardy mężczyzna i pewny siebie policjant z dużym doświadczeniem. Jednak kiedy ta skorupa pęka widzimy, że zmaga się także z własnymi demonami i problemami. Jak go postrzegasz ze swojej perspektywy? Czy granie tego typu złożonych postaci jest dla Ciebie szczególnym wyzwaniem?
Granie tego typu bohatera jak Andrzej daje dużą satysfakcję. Pozwala na stworzenie złożonej, pełnokrwistej postaci. Od dawna nie grałem jednowymiarowego bohatera, który podlega jednoznacznej ocenie. Moim zdaniem nie ma takich ludzi. Każdy ma w sobie złożoność, paletę różnych barw i emocji, które wyzwalane są przez to, co dzieje się w naszym życiu, przez kolejne doświadczenia i to jak reagujemy na określone sytuacje. Jak pisała Wisława Szymborska: "Tyle o nas wiadomo, na ile nas sprawdzono".
Twój bohater mówi w pewnym momencie, że trafił na terapię, pokazując tym samym, że zdecydował się sięgnąć po pomoc w walce z problemami. Czy Twoim zdaniem współcześni mężczyźni umieją prosić o pomoc, że nie chowają cierpienia pod maską "macho"?
Faktycznie mężczyźni mają większy problem z okazywaniem emocji i uczuć. Mogą je ukrywać pod maską "macho" czy obojętności, choć oczywiście jestem daleki od generalizowania. Inaczej może to też wyglądać w młodszych pokoleniach na przykład u dwudziestolatków. Niezależnie od płci, ludzie którzy mocno ukrywają swoje prawdziwe emocje lub nie znajdują zrozumienia wśród bliskich i otoczenia, mogą sięgać po ostateczne rozwiązanie, jakim jest odebranie sobie życia. Ten wątek obecny jest także w naszym filmie. To jest bardzo ważny problem, na który powinniśmy zwrócić uwagę. Niezwykle istotne jest, aby ludzie potrafili prosić o pomoc.
Magdalena Pięta łamie konstrukcję filmu kryminalnego elementami dramatu psychologicznego, zadaje pytania dot. ról społecznych kobiet i mężczyzn. Jak wspominasz współpracę z reżyserką? Co było dla Was najistotniejsze w konstruowaniu postaci Andrzeja?
Przed rozpoczęciem zdjęć spędziliśmy dużo czasu na intensywnych próbach, dzięki czemu mogliśmy nakręcić nasz film w stosunkowo krótkim czasie. Dyskutowaliśmy z Magdą zarówno o roli kobiet i mężczyzn we współczesnym świecie, jak i psychologii postaci jeszcze przed wejściem na plan.
Czy budując rolę Andrzeja zastanawiałeś się także nad jego przeszłością, relacjami z żoną i współpracownikami? Czy najistotniejszy był tylko ten moment z jego życia i pracy, który widzimy w filmie?
Pracując nad rolą skupiam się nie tylko na bohaterze, równie ważna jest sytuacja, w jakiej się znajduje. W przypadku Andrzeja na ekranie widzimy tylko mały wycinek z jego życia. Spoglądając na film, widać jak istotny jest wątek jego relacji z żoną. Próbuje się do niej dzwonić, odsłuchać wiadomości. Punktem wyjścia jest to, że niedawno od niego odeszła z dziećmi. Widzimy dramat człowieka, który kompletnie nie potrafi sobie z tym poradzić. Jest w szoku, stara się zakłamywać rzeczywistość. Próbuje radzić sobie w sytuacji, kiedy jego poukładany świat się zawalił. Gdyby nie te wydarzenia, porucznik mógłby być całkowicie innym człowiekiem. W pracy nad rolą mocno się nad tym skupiłem. To, co widzimy na ekranie jest wyłącznie konsekwencją rozpadu jego dotychczasowego świata i reakcją na zaistniałą sytuację. Staram się w ten sposób podchodzić do postaci, by dostrzegać, że postępowanie człowieka jest wynikiem tego, co go spotyka. To sprawia, że porucznik zachowuje się w określony sposób. Losy bohatera są ściśle powiązane z jego życiem wewnętrznym, którego nie widzimy w pełnym wymiarze w filmie.

Jak wspominasz współpracę z Darią Poluniną i Piotrem Pilitowskim na planie filmu?
Większość zdjęć powstawała na górze Ślęża. To był bardzo zimny okres, więc warunki były dosyć trudne. To nas jednak scaliło jako ekipę. Również dzięki intensywnym próbom, które poprzedzały wejście na plan, ten film na długo zostanie nam w sercach. Mogę opowiadać tylko w samych superlatywach o wszystkich aktorach, z którymi pracowałem.
Akcja "Prześwitu" osadzona jest u stóp góry Ślęży, związanej z pogańskim kultem słońca i sił przyrody. Jaki wpływ miało to na fabułę i Twoją postać?
Magda wiele nam opowiadała o legendach związanych ze Ślężą. Pochodzę z Wrocławia, więc znam tę górę. Zawsze otaczała ją magia tajemniczości, co miało także ogromny wpływ na fabułę. Sam fakt, że dosyć racjonalny człowiek jakim jest porucznik, w pewnym momencie czyta klątwę i ona zaczyna w pewien sposób przejmować nad nim władzę. Ta góra ma dużą moc, może wpływać na ludzi, co widać w tym przypadku.
Znaczeniowo tytułowy "Prześwit" to otwór przepuszczający światło. W filmie to także metaforyczne światło prawdy, która czasem bywa bolesna. Jaką prawdę odkryłeś o swojej postaci?
Próbowałem przede wszystkim zrozumieć tę postać. Od pierwszego czytania scenariusza, intuicyjnie poczułem, w jaki sposób powinienem go zagrać, jaka to jest osobowość, w przestrzeni jakich emocji się porusza. Oczywiście można długo dyskutować o prawdach, które odkryło się w danej postaci. Wierzę, że krańcowa sytuacja, w jakiej się znalazł, może prowadzić do pewnego oczyszczenia czy wręcz odrodzenia tego człowieka. Na samym końcu pojawia się przebłysk słońca, więc może to jest jakaś nadzieja.
Francuski aktor Vincent Lindon powiedział: "Wybieram role, które mają pobudzać do refleksji, poszerzać świadomość (...) Wierzę w moc zaangażowanego kina". Jak Ty do tego podchodzisz?
Mógłbym się także podpisać pod tymi słowami. Bardzo bym chciał dostawać tego typu role, które poszerzają świadomość, wzbudzają refleksję nad kondycją społeczną. Traktuję ten zawód bardzo poważnie, chcę poprzez role mówić o świecie i człowieku. Stosunkowo niedawno byłem w Ukrainie w trakcie wojny i zrobiłem tam film "Bucza", który był dla mnie bardzo ważny. Zależy mi, aby robić kino zaangażowane, zajmujące głos w ważnych tematach. To nadaje sens temu zawodowi. Mam nadzieję, że tego typu role będą do mnie trafiać.
Jakie są Twoje aktorskie marzenia? Z którym reżyserem lub w jakiego typu filmie chciałbyś zagrać?
Nigdy nie miałem tego typu skonkretyzowanych marzeń. Po prostu chciałem robić kino, które ma coś do powiedzenia na istotne tematy. Od jakiegoś czasu marzy mi się jednak zrobienie filmu o miłości, filmu głębokiego, z przesłaniem. Mam różne pomysły. Być może nadszedł już ten etap, aby samemu coś takiego zrealizować. Temat miłości - czy to młodych ludzi, czy starszych - od jakiegoś czasu bardzo mocno mnie porusza i wzrusza.
Geek i audiofil. Magister z dziennikarstwa. Naczelny fan X-Men i Elizabeth Olsen. Ogląda w kółko Marvela i stare filmy. Do tego dużo marudzi i słucha muzyki z lat 80.