Opowieści o dojrzewaniu, odnajdywaniu się w świecie i szukaniu powołania święcą od lat triumfy. Trudno się dziwić, poruszają w końcu niezmiennie aktualny temat, który dotyczy każdego z nas. Przypomnijcie sobie ten dziwaczny okres życia, w którym nie jesteśmy już dziećmi, ale też nie dorosłymi. Czas decyzji o studiach, myślenia o planach na przyszłość. Nie mając prawdopodobnie jeszcze żadnego doświadczenia z pracą, musimy wybrać odpowiednią ścieżkę edukacji, która pozwoli nam na posiadanie dobrego zawodu. W głowie roi się od pytań, nerwy napięte są do granic możliwości, a my musimy odnaleźć się wśród tego chaosu.
Choć wiekowo nie należę już do grupy docelowej produkcji coming out of age, dalej uwielbiam je oglądać. Jest w nich coś niezwykle uroczego i bolesnego zarazem. Gdy magiczna liczba 18 pojawia się w dowodzie, świat wita nas jako dorosłych. Przecież do dorosłości nam jeszcze daleko, jakby nie patrzeć, wiek dalej kończy się na ,,naście’’. Na takim etapie życia poznajemy Elliot. Właśnie obchodzi swoje urodziny i razem z przyjaciółkami postanawiają odpowiednio je uczcić. W tym celu zażywają grzybki halucynogenne i czekają na ich efekty. Jedna z dziewczyn zaczyna tańczyć, druga osiąga zen. Elliot jednak nie czuje żadnej różnicy, do czasu. W pewnym momencie u jej boku pojawia się kobieta – dorosła wersja nastolatki z przyszłości. 39-latka doradza dziewczynie, aby ta przyjrzała się swojemu życiu i wprowadziła kilka zmian. Szybko okazuje się jednak, że nie warto słuchać każdej rady.
fot. kadr z filmu My Old Ass
Opowieść o dziewczynie dorastającej w małym miasteczku i marzącej o studiowaniu w dużym mieście pojawia się w popkulturze cały czas. Metropolie kuszą swoimi możliwościami, przestrzenią i wizjami świetlanej przyszłości. Nawet tak prozaiczne rzeczy jak lepsza komunikacja miejska, dostępność sklepów, obiektów kulturalnych. Wszystko to zachęca młodych do wyjazdów. Elliot również dała się temu skusić i postanawia wyjechać. Nie chce pracować na farmie, przejmować po rodzicach uprawy. Nastolatka jest nowoczesna, kolorowa i głośna. Swoją przyszłość widzi w wielkim mieście. Dopiero kiedy miejsce, które wydawało się jej bezpieczną przystanią, przestaje być pewnikiem, zaczyna myśleć o swojej decyzji. Kto by pomyślał, że kilka dni może zmienić całe postrzeganie świata?
Może są to mocno utarte schematy filmów coming out of age, ale Megan Park używa ich w sposób przemyślany i konsekwentny. Dodaje też do nich swoje własne pomysły, które wprowadzają do tej historii przyjemny powiew świeżości. Podążając za Elliot, obserwujemy jej codzienność, poznajemy jej opinie, podejście do życia. Z każdą minutą jesteśmy z nią bliżej. Potem pojawia się dwugłos, nastolatka spotyka dorosłą siebie i staje twarzą w twarz ze swoją przyszłością. Ciekawy zabieg, sama zaczęłam myśleć, jak zachowałabym się w takiej sytuacji. Mimo że jest to scena wyjęta ze świata science fiction, ani na moment nie odstaje od reszty fabuły i nie wypada karykaturalnie. Do tego świetny humor oraz fenomenalna Audrey Plaza i Maisy Stella, które w duecie doprowadzają do łez, czasem ze śmiechu, a czasem ze wzruszenia.
fot. kadr z filmu My Old Ass
Urzekła mnie szczerość tego filmu, to że pokazuje lepsze i gorsze chwile dorastania. Poznajemy Elliot jako szaloną nastolatkę, a opuszczamy ją jako młodą dorosłą. Mimo że akcja My Old Ass dzieje się w lecie, tytuł będzie idealnym wyborem na jesienno-zimowy wieczór i kubek herbaty. Przywoła wspomnienia gorących wakacji i zadziała jak ciepły uścisk ukochanej osoby. Czego chcieć więcej?
Studentka dziennikarstwa, miłośniczka szeroko pojętej popkultury. Fanka filmów Marvela, krwawych horrorów i Szekspira. W wolnej chwili czyta książki, robi zdjęcia i chodzi na koncerty. Od niedawna zapalona widzka dokumentów. Marzy o prowadzeniu zajęć filmowych dla dzieci i młodzieży.