Obejrzeć w kinie film Ghibli, a najlepiej od samego Hayao Miyazakiego, to marzenie, którego nie spodziewałem się kiedykolwiek spełnić. Przypominam sobie, jaki ogrom szczęścia przyniósł mi zakup przez Netflixa praw do światowej dystrybucji filmów Ghibli. W końcu mogłem bez większych przeszkód wracać do ulubionych tytułów. Do tego czasu jedyną legalną formą obcowania z Ghibli było polowanie na rzadkie niczym białe kruki wydania DVD. A teraz nastały czasy, gdzie możemy liczyć na japońską animację nawet na sali kinowej – coś nie do pomyślenia jeszcze te kilka lat temu. No i tak się złożyło, że pierwszym filmem legendarnej wytwórni Ghibli w Polskich kinach – po długiej, długiej przerwie – stał się oczekiwany, i też bardzo niespodziewany, kolejny film Miyazakiego. Mistrz klasycznych filmów anime miał jeszcze jedno, a może i nie ostatnie, słowo do powiedzenia. Czy było warto wybrać się do kina?
Okej, pomińmy może już moją niezwykłą fascynację, jaką przeżyłem, ujrzawszy niepodrabialną kreskę od japońskiego studia na wielkim ekranie kinowym, bo nigdy nie przejdę do właściwego omówienia recenzowanego filmu. Ale tak, było to coś, czego nie zapomnę nigdy. Wracając, obejrzałem tam film o tytule Chłopiec i czapla. Historia opisana w filmie w teorii i po pierwszym seansie jest dość prosta. Twa druga wojna światowa, a my poznajemy młodego chłopca i imieniu Mahito, który po śmierci matki wraz z ojcem ucieka z Tokio i przeprowadza się na wieś. Nowe, całkowicie dla niego nieznane otoczenie trochę go przytłacza, ale powoli zaczyna poznawać okolicę oraz zgłębiać się w tajemnice związane z tym miejscem. Najwięcej uwagi chłopca przykuwa dziwna i zniszczona wieża nieopodal, którą miał znieść dawno temu jego pradziadek. Wkrótce Mahito zaczyna nawiedzać dość nachalna czapla – do tego ta wkrótce nieoczekiwanie przemawia ludzkim głosem i wspomina coś o zmarłej matce chłopca. W pewien sposób chce go zwabić do tajemniczej wieży. W tym momencie mamy do czynienia z klasyczną opowieścią o stracie, jednak magii nie uświadczyliśmy za dużo. Nie mogę jednak przejść do omawiania dalszej części bez wspomnienia o postaciach drugoplanowych. Jak mówiłem, Mahito na wieś przeprowadził się z ojcem. Od śmierci jego mamy mija już jakiś czas, więc ojciec powoli układa sobie życie z nową towarzyszką życiową. Kiriko, bo tak nazywa się jego wybranka, spodziewa się dziecka, więc jak nietrudno się domyślić, nie jest to łatwa sytuacja dla chłopca, który ciągle nie pogodził się ze stratą matki. Przykłada się to na dość chłodną relację Mahito i Kiriko, choć kobieta bardzo chce się do chłopca zbliżyć. Uczucia Mahito są jeszcze bardziej podrażniane przez czaplę, która nieustannie przypomina mu o matce. Wkrótce dochodzi jeszcze do zaginięcia Kiriko, co także ma wiązać się z dziwną budowlą z sąsiedztwa. To ostatecznie składania Mahito do wstąpienia do wnętrza wieży i zgłębienia jej tajemnic, choć oczywiście podejrzewa, że to wszystko to tylko jakiś podstęp.
W tym momencie robi się już zdecydowanie mniej przyziemnie, bo gorę zaczanają brać odbiegające od realistycznych standardów. Wieża bowiem okazuje się istnym labiryntem, gdzie zamknięte są nieskończone światy, z kolorowymi i zwariowanymi uniwersami, a spodziewać możemy się tam praktycznie wszystkiego. W sumie nie do końca wiemy, czy są to światy bezpośrednio powiązane z tym realnym, czy może jakaś imaginacja stwórcy tego tajemniczego miejsca. Podczas drugiej połowy filmu spotykamy postacie znane ze wcześniejszych wydarzeń, ale w zupełnie innych rolach oraz uchwycone w innym czasie. Razem z Mahito odwiedzamy dwa z nich, która aż proszą się o dodatkowe informacje. Oto bowiem widzimy miejsce, gdzie spotykamy białe duszki określone jako niezrodzone dusze, a atakowane są one przez drapieżne pelikany, dla których ma być to piekielna kara. Do tego we wszystko miesza się nieznajoma dziewczyna z niszczycielską mocą ognia. Dzieje się naprawdę dużo. A to i tak nic w kontekście kolejnego „uniwersum” z papużkami kanibalami. Najlepsze w tych szalonych światach jest jednak nie to, że pokazują abstrakcyjne i nierealne obrazy, ale to, że na każde dziwne zjawisko można znaleźć jakąś ciekawą teorię. Ja, choć film obejrzałem dwa razy, nadal mam ogromny mętlik w głowie i codziennie zdarza mi się rozkminić nowe wyjaśnienia. Nic tu jednak nie będę podsuwał, bo samodzielna interpretacja daje tu najwięcej zabawy.
Nowe dzieło Miyazakiego to prawdziwa kopalnia odniesień do japońskiej kultury, wierzeń, symbolizmu i folkloru. Już na przykład wyjaśnienie symbolizmy czapli może wam podsunąć sporo pomysłów na zrozumienie zamysłu reżysera. Mnie na przykład zafascynowała rola pradziadka Mahito w całej machinerii powstawania światów. Czy naprawdę możemy go tu uznać za kogoś za wzór boga? Czy był on nieomylny w tworzeniu? Czy właśnie tak wyśnił sobie tej raj? Wiele pytań, tak mało odpowiedzi. Omawiając film Ghibli, nie można nie wspomnieć o pięknej oprawie audiowizualnej. Niby jest tu po staremu, bo nadal mamy do czynienia z ręcznie rysowaną animacją oraz charakterystyczną kreską, ale wszystko po prostu aż kłuje w oczy perfekcyjnym dopracowaniem. Dostajemy fantastyczny i pełen szczegółów obraz, który fascynuje najmniejszymi smaczkami na każdym kroku – no zobaczcie, jak wyglądają te babcie z nowego domu Mahito. No i efekty przy animacji po prostu potrafią zrobić wrażenie. Co więcej, ponownie niepodrabialny Joe Hisaishi dostarczył nam perfekcyjny podkład muzyczny – może audio nie wychyla się przed szereg, ale idealnie podsyca obraz abstrakcyjnej karuzeli Miyazakiego. https://www.youtube.com/watch?v=jG_UjfhT3Ys
Więc jak jest z tym powrotem z emerytury Hayao Miyazakiego – było warto, czy jednak powinien on odstawić fach na dobre? Jak dla mnie, japoński wizjoner tak kończyć karierę i ponownie ją wznawiać może jeszcze wiele razy. Nowy film twórcy między innymi Spirited Away to dzieło wręcz zachwycające, które choć na początku zdaje się tylko kolejnym prostym i mało zaskakującym obrazem o problemach młodego chłopca i jego ucieczce w fantastyczne imaginacje, to równie szybko przekonuje nas, że ma do przekazania znacznie więcej. Ja zostałem oczarowany i czekam na kolejny wielki powrót niekwestionowanego mistrza japońskiej animacji. Ilustracja wprowadzająca: materiały prasowe / Nowe Horyzonty
Gra więcej, niż powinien. Od czasu do czasu obejrzy jakiś film, ale częściej sięgnie po serial w domowym zaciszu. Niepoprawny fanatyk wszystkiego, co pochodzi z Kraju Kwitnącej Wiśni. | [email protected]