„Dzisiejszy świat pędzi w szalonym tempie. Warto się na chwilę zatrzymać.” – to zdanie można usłyszeć niemal na każdym kroku. W artykułach, książkach czy filmach często pojawiają się rozważania na temat presji, którą wywieramy na siebie jako społeczeństwo. Musimy czerpać z życia jak najwięcej, nie zostawiając czasu na odpoczynek. Ale czy rzeczywiście tak musi być? Naprzeciw temu szalonemu tempu wychodzi Flow, animacja w reżyserii Gintsa Zilbalodisa.
Film przenosi nas do magicznego lasu, wypełnionego bujną roślinnością i promieniami słońca. W tym rajskim zakątku mieszka czarny kotek, który uwielbia swoje samotne życie. Chodzi własnymi ścieżkami i korzysta z pozostałości ludzkiej infrastruktury. Niczego więcej mu nie potrzeba. Jednak jego sielanka kończy się w chwili, gdy świat, który tak dobrze zna, zostaje zalany przez wielką falę. Jego jedynym ratunkiem staje się dryfująca po wodzie drewniana łódka. Miłość kotka do samotności zostaje wystawiona na próbę – podobny pomysł na ratunek mają kapibara, ptak, lemur i pies. Razem przemierzają tajemniczą, zalaną krainę, stając przed coraz trudniejszymi wyzwaniami.
fot. kadr z filmu Flow
Nowa rzeczywistość okazuje się czymś więcej niż tylko przypadkowym wypadkiem. Bohaterowie odkrywają w sobie wcześniej nieznane pokłady wrażliwości i siły, zaczynając doceniać obecność innych w swoim życiu.
Łotewski kandydat do Oscara to coś więcej niż animacja dla najmłodszych. Film proponuje widzom immersyjne doświadczenie, które sprawia, że czujemy się jak jedno z zagubionych w powodzi zwierząt. Kamera towarzyszy czarnemu kotkowi bez przerwy. Gdy ucieka przed stadem psów, sami czujemy zadyszkę. Gdy odpoczywa pod drzewem, niemal czujemy wiatr na skórze. Animacja zachwyca pięknem, dynamiką i dbałością o najmniejsze szczegóły. Nie znajdziemy tu dialogów znanych z produkcji Disneya – zwierzęta zachowują się jak zwierzęta i wydają dźwięki typowe dla swoich gatunków. Aby osiągnąć pełen realizm, twórcy wykorzystali prawdziwe nagrania odgłosów. Te elementy tworzą niezwykle dynamiczną opowieść osadzoną w przestrzeni, która może być równie dobrze magiczną dżunglą, jak i pobliskim laskiem.
fot. kadr z filmu Flow
Każdy znajdzie w tym filmie coś dla siebie. Jednym z przesłań jest refleksja nad tym, jak odnaleźć się w pędzącym świecie. Czarny kotek, rozpoczynając swoją podróż, nie wiedział, jak upolować rybę ani jak pływać. Z czasem jednak musiał nauczyć się niezbędnych umiejętności, by przetrwać w nowej rzeczywistości. Inną ważną lekcją jest to, że mimo różnic mamy ze sobą więcej wspólnego, niż nam się wydaje. Na łódce znalazły się przecież tak różne zwierzęta – kot, lemur, pies, kapibara i ptak. Przedstawiciele odmiennych gatunków musieli nauczyć się współpracować i troszczyć o siebie nawzajem, by dotrzeć do celu. To, co początkowo wydawało się przypadkowym spotkaniem, stało się początkiem przyjaźni – tak samo, jak u ludzi.
Flow to produkcja, którą warto zobaczyć w kinie. Feeria barw, doskonałe udźwiękowienie i ciemna sala kinowa zapewniają łatwą immersję. W jednej chwili siedzisz w wygodnym fotelu, a w następnej biegniesz po miękkiej trawie w magicznym lesie. Na ten film można zabrać dzieci, ale równie dobrze można pójść samemu jako dorosły. Uśmiechniecie się, wzruszycie i zrelaksujecie. Po prostu – go with the Flow, dosłownie.
Studentka dziennikarstwa, miłośniczka szeroko pojętej popkultury. Fanka filmów Marvela, krwawych horrorów i Szekspira. W wolnej chwili czyta książki, robi zdjęcia i chodzi na koncerty. Od niedawna zapalona widzka dokumentów. Marzy o prowadzeniu zajęć filmowych dla dzieci i młodzieży.