Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Tylko nie ty - recenzja filmu. Titanic me

Autor: Hanna Kroczek
21 marca 2024
Tylko nie ty - recenzja filmu. Titanic me

Tylko nie ty zawładnęło TikTokiem od momentu premiery i atakuje każdego użytkownika tysiącem postów. Niektóre pokazują fragmenty filmu, inne zachwycone nastolatki wychodzące z kina. Cała ta otoczka bardzo intryguje, jako że wiele osób twierdzi, że Tylko nie ty jest powrotem do  komedii romantycznych w stylu tych, które dostawaliśmy we wczesnych latach 2000. Do tego Glen Powell i Sydney Sweeney jako główni bohaterowie, co mogło pójść nie tak?

Poznajemy tu historię Bena i Bea. Para poznaje się w kawiarni w wyniku zamieszania, a następnie idzie na randkę do mieszkania mężczyzny. Wszystko zdaje się być idealne, jednak gdy kobieta budzi się rano, postanawia się jak najszybciej ulotnić. Po rozmowie z przyjaciółką zaczyna rozumieć swój błąd i wraca do nowopoznanego mężczyzny. Wchodząc do mieszkania słyszy jego rozmowę z współlokatorem i już wie, że jej noga więcej nie postanie w tym miejscu. Po jakimś czasie ścieżki bohaterów znów się przecinają, jednak tym razem traktują siebie jak wrogów. Muszą niestety zachować tę niechęć dla siebie, jako że siostra Bea i przyjaciółka Bena zamierzają się pobrać. Główni bohaterowie decydują się zawiesić topór wojenny dla dobra swoich bliskich, jednak życie lubi płatać figle. Koniec końców, Ben i Bea postanawiają udawać parę dla własnych korzyści. Nie wiedzą jeszcze, czym to się skończy.

fot. materiały prasowe

Will Gluck, reżyser i współautor scenariusza, bardzo mnie zawiódł. Humor tego filmu zupełnie do mnie nie przemówił. Niezręczne momenty przeszkadzały mi w wejściu w tę historię na poważnie. Weźmy na przykład scenę, w której na ekranie pojawia się nagość Glena Powella. Takie momenty muszą być odpowiednio wywarzone tak aby rozśmieszyć, a nie dodać ciarek żenady na plecach widzów. Tutaj zdecydowanie miało miejsce to drugie. Żarty o pupie, naprawdę? Poza tym, co jakiś czas na ekranie pojawiają się cytaty z Wiele hałasu o nic Williama Shakespeare’a, jako że scenariusz filmu jest luźno oparty na tym dziele. Widzowie raczej nie zwracają na nie uwagi, sama zauważyłam te wstawki już pod koniec seansu. Nie wniosło to absolutnie nic do odbioru tej produkcji. Może próbowano przyrównać ją do Zakochanej Złośnicy z 1999 roku? To wie tylko reżyser.

Do tego decyzje głównych bohaterów wydają się być zupełnie bezsensowne, a ich podejście do życia po prostu głupie. Większość problemów, z którymi mierzą się Ben i Bea, udałoby się rozwiązać zwykłą rozmową. Cała ich niechęć bierze się z kilku nieporozumień, tak banalnych, że skłaniają do rozmyślań nad ilorazem inteligencji tej pary. Wpisują się za to idealnie w szablony komedii romantycznych i oczywiście przedstawieni są na zasadzie różnic, jak na enemies to lovers przystało. Ona, zabiegana, chaotyczna i niezdarna. On, samodzielny i poukładany. Ona głodna nowych uczuć, on wycofany i skryty. 

fot. materiały prasowe

Na pewno plusem filmu jest przedstawienie przekroju związków. Mamy tu rodziców pań młodych, którzy mogą służyć za przykład, będąc razem tyle lat. Claudia i Halle są zaraz przed ślubem. Z jednej strony kochają się i cieszą wspólnymi chwilami, a z drugiej stresują tak wielką zmianą w życiu i ogarnianiem weselnych problemów. Bea i jej były chłopak, Jonathan, stanowili parę od kiedy pamiętają i teraz, jako single, próbują odnaleźć się w tak naprawdę obcym dla siebie świecie randkowania. Kolejnym plusem może być chemia między aktorami odgrywający główne role, którą dało się zauważyć nawet w wywiadach czy spotach reklamujących tę produkcję. Nawet to nie uratowało jednak tego filmu.

Nie należę do największych fanek komedii romantycznych, jednak mam kilka tytułów, które absolutnie skradły moje serce. Produkcja, która pierwsza przyszła mi na myśl, szukając lepszego odpowiednika Tylko nie ty, to Narzeczony mimo woli. Świetna obsada, dobrze wywarzony humor i oczywiście wątek enemies to lovers. Film Willa Glucka to natomiast kolejna kiepska komedia, w której śmiejemy się przez zażenowanie, a nie żarty przedstawione na ekranie. Gdzie są te wszystkie piękne opowieści o miłości? Na pewno nie tu.

Zobacz również: Miłość bez ostrzeżenia - recenzja. Miłość nie ostrzega, ale ja tak

Komentarze (1)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.
Zdjęcie
Level 1: Szturmowiec
21.03, 14:12
0
Totalnie się zgadzam, niestety był żenujący przez co tak śmieszył, co raczej nie zapowiada dobrej komedii