Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Vox Lux - recenzja mrocznego filmu muzycznego z Natalie Portman

Autor: Radek Folta
22 kwietnia 2019

Teoria istnienia złych bliźniaków, którzy są zaprzeczeniem protagonistów, istnieje w kulturze popularnej od setek lat. Być może filmy też mają swoje mroczne odbicia. Za potwierdzenie tej tezy niech służy High Life, niechciany brat bliźniak Pierwszego człowieka. W tym zestawieniu Vox Lux z Natalie Portman jest wyrodną siostrą Narodzin gwiazdy. Mroczny, utkany odniesieniami do współczesności film nie należy do łatwych i przyjemnych w odbiorze.

Trzy lata po błyskotliwym debiucie, nagrodzonym w Wenecji aż dwoma laurami, kiedyś rozchwytywany aktor, a teraz reżyser, zaledwie trzydziestoletni Brady Corbet powraca z nowym filmem. Dzieciństwo wodza rozgrywało się w Europie, badając historyczne mechanizmy, które doprowadziły do powstania kultu jednostki. Vox Lux obejmuje bliższy czas i teren znany reżyserowi oraz pewnie wielu widzom, bo skupia się na ostatnich dwudziestu latach w USA. Sytuując w centrum historii fikcyjną postać, Corbet przygląda się zmianom, jakie zaszły w Stanach Zjednoczonych od 1999 roku.

Zobacz również: Jutro albo pojutrze – recenzja najbardziej intymnego deskorolkowego triku

Film podzielony jest na dwa akty oraz prolog i epilog. Wprowadzany w kilku momentach głos z poza kadru (Willem Dafoe) tłumaczy niektóre wydarzenia. Jak choćby fakt, że los osoby o imieniu Celeste jest zapisany w gwiazdach i rodzi się ona po to, by dokonywać wielkich rzeczy. Tak się właśnie dzieje z główną bohaterką (graną w pierwszej części Vox Lux przez Raffey Cassidy). Jest rok 1999, młodzież wraca do szkoły po przerwie zimowej. Podczas pierwszej lekcji dochodzi do strzelaniny. Jeden z uczniów otwiera ogień do kolegów i koleżanek oraz nauczycieli. Ta szokująca, bo niespodziewana i sytuująca nas w środku zdarzeń sekwencja, pokaże wydarzenie, które zdecyduje o dalszym losie Celeste. Dziewczyna jest ciężko ranna, ale jako jedna z niewielu przeżyła masakrę.

Kadr z filmu Vox Lux / fot. materiały prasowe
Kadr z filmu Vox Lux / fot. materiały prasowe

Podczas pobytu w szpitalu, z pomocą siostry Eleanor, nagrywa piosenkę ku pamięci straconym przyjaciołom. Utwór, po prezentacji podczas mszy ku czci ofiarom zbrodni, szybko trafia do sieci i staje się hymnem zjednoczonej przez tragedię Ameryki. Młody menadżer (Jude Law) bierze dziewczyny pod swoje skrzydła, by przekuć ten jeden sukces w długotrwałą karierę. Praktycznie z dnia na dzień nastolatki trafiają do studia nagraniowego, pracują z najlepszymi producentami, zaczynają kręcić teledyski. Celeste stanie się gwiazdą. W przededniu jej wyjazdu do Los Angeles samoloty uderzają w World Trade Centre.

Kadr z filmu Vox Lux / fot. materiały prasowe
Kadr z filmu Vox Lux / fot. materiały prasowe

Pierwszy akt filmu pokazuje, jak Ameryka traci dziewictwo, przestaje był rajem utraconym, ale targanym przez wewnętrzne niepokoje piekłem. Od czasu Columbine strzelaniny w szkołach stały się niemalże upiorną codziennością, a ryzyko zamachów terrorystycznych to największy obecnie lęk kultury Zachodu. W tym świecie przesłanie bohaterki Vox Lux brzmi niemal kojąco: „Nie chcę, żeby ludzie za ciężko myśleli. Chcę, żeby się dobrze bawili”. Jednak kariera gwiazdy nie do końca poszła tak, jakby ona mogła sobie to wyobrazić.

Zobacz również: Wilkołak – recenzja polskiego horroru dla tych, co piesków nie lubią

W 2017 roku widzimy Celeste (Natalie Portman), która próbuje wrócić na szczyt po druzgocącym jej karierę wypadku i problemach z używkami. Swoją córkę Augustine (również graną przez Raffey Cassidy) trzyma na dystans, zajmuje się nią odsunięta na bok siostra (Stacy Martin). Odrodzeniem jej sławy ma być trasa koncertowa promująca futurystyczny album Vox Lux, a pierwszy koncert odbędzie się w jej rodzinnej miejscowości. Po tych latach widzimy, jak zmieniła się Celeste. Z niewinnej dziewczyny przerodziła się w zimną i wyrachowaną kobietę show biznesu, traktująca wielu ludzi jak narzędzia. Powrót na szczyt zakłócą doniesienia z Chorwacji, gdzie zamaskowani terroryści, używając masek z wideoklipów gwiazdy, zastrzelili kilkanaście osób. Kariera piosenkarki, zbudowana w reakcji na traumę brutalnego zamachu, stała się nagle obosiecznym mieczem, który zamachowcy wykorzystują przeciw niej.

Kadr z filmu Vox Lux / fot. materiały prasowe
Kadr z filmu Vox Lux / fot. materiały prasowe

W swoim gęstym filmie Corbet skupia się na historii Celeste, pokazując ją w różnych czasach i w różnych rzeczywistościach. Portman daje kapitalny pokaz kobiecej siły, podminowanej nałogami i słabościami. Jej bohaterkę trudno jednoznacznie osądzać i przekreślać, bo zachowanie gwiazdy jest także odpowiedzią na agresję ze strony mediów i fanów. Wszczyna kłótnię z dziennikarzem podczas wywiadu, który zadał złe pytanie; zostaje wywalona z restauracji po tym, jak chamsko odmawia menadżerowi zrobienia sobie z nim zdjęcia. O paparazzich nie wspominając. Ma niewyparzoną gębę (co kiedyś uważała za nietakt) i mówi co myśli. Jednocześnie jest bezbronna, bo nie potrafi egzystować bez drinka, nie umie zbliżyć się do córki, a z siostrą łączy związek przeżywający wzloty i upadki. Wzorów tej postaci w prawdziwym świecie showbiznesu jest co niemiara, z Britney Spears na czele.

Natalie Portman zagrała w tym filmie jedną z najlepszych ról w karierze. Z łatwością oddaje wrażliwość niespełnionej matki i szorstkość zblazowanej gwiazdy. Jest prawdziwym wulkanem energii, miotającym się w kadrze niczym królik z reklamy baterii. W jaki sposób jej występ został pominięty przy nominacji do Oscarów, nie dowiemy się chyba nigdy.

Zobacz również: Vox Lux – nowy zwiastun filmu!

Nakręcony na taśmie 35mm Vox Lux ma ciemną fakturę przypominającą poważne, klasyczne kino. Corbet używa ujęć slow-motion, montażu przyspieszonego, dodaje kamerę z ręki obok statycznych kadrów. Jego styl jest pewny, eklektyczny i osiąga zamierzone efekty. Tworzy poczucie niepokoju, zawieszenia, jakiejś tajemnicy, której wydaje się nie możemy dostrzec. Powagi dodaje narracja zza kadru i ścieżka dźwiękowa, w połowie skomponowana przez Scotta Walkera (posępna muzyka poważna), w połowie przez piosenkarkę SIA (utwory popowe). W świecie filmu ludzkie dramaty i śmierć idą ręka w rękę z pełnym skandali życiem gwiazd. Zupełnie jak w mediach, gdzie każdy może powiedzieć co mu się żywnie podoba, a przekazy bombardują nas na przemian jednymi i drugimi.

Vox Lux kończy się spektakularnym numerem muzycznym w stylu Kylie Minogue czy Beyonce. Z ust córki i siostry znikają troska i smutek. Celeste znów w swojej karierze dopięła swego. Tylko czy jest to powód do zadowolenia? Z tym pytaniem zostajemy sami.

Kadr z filmu Vox Lux / fot. materiały prasowe
Kadr z filmu Vox Lux / fot. materiały prasowe

Różnice pomiędzy Vox Lux i Narodzinami gwiazdy można rozpatrywać w kategoriach powierzchownych i głębiej ukrytych. Na pewno jedna wspólna cecha to opowieść o kobietach, które dostają się na szczyty showbiznesu. Ale tu podobieństwa się kończą. Celeste dostaje szansę zaistnienia jako artystka w wyniku tragicznego wydarzenia, którego wykorzystanie może być oceniane jako cynizm. Z kolei Ally najpierw się zakochuje, a potem powoli zaczyna piąć się do góry, co nie pozostaje bez wpływu na jej związek. Bohaterka Vox Lux nie wspomina o miłości, jest seks, dragi i alkohol, a jej relacje z rodziną można uznać za porażkę. Jej córka jest owocem "wpadki" z innym młodym muzykiem. Nie ma tu nic bajkowego ze świata Narodzin gwiazdy - romantycznego ślubu, łez spływających po policzkach, wspólnych koncertów. Jest brutalna rzeczywistość, przemoc, zawiść, dekadenckie wciąganie koki w pokoju hotelowym. Corby nie owija w bawełnę, nie upiększa, pokazuje swoje postacie jako pęknięte i skrzywdzone od samego początku. Jego film również rozgrywa się w konkretnym czasie i miejscu i oprócz mówienia o świecie rozrywki, chce powiedzieć coś o stanie współczesnej Ameryki, która woli głośną, ogłupiającą rozrywkę od próby zrozumienia swojego stanu świadomości.

Nic jednak nie różni tych dwóch produkcji jak ostatnie sekwencję. Występ Lady Gagi zostawił widzów w kawałkach, łkających po cichu w mroku kinowej sali. Natalie Portman na scenie w prawie dziesięciominutowej sekwencji zostawia nas zupełnie skołowanych. Widzowie wychodzili z projekcji w złości lub rozczarowaniu. Nie rozumiem dlaczego, bo właśnie tak ma działać ten film. Prowokować, niepokoić, denerwować. Próbując pokazać, że pod pięknie wyglądającą laurką mogą czaić się prawdziwe demony.

Ilustracja wprowadzenia i plakat: materiały prasowe / M2 Films

Dziennikarz filmowy i kulturalny, miłośnik kina i festiwali filmowych, obecnie mieszka w Londynie. Autor bloga "Film jak sen".

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.