Wielu z Was zna, a przynajmniej kojarzy NieR: Automata wydanego w 2017 roku, bo to zwyczajnie świetna gra. Produkcja nie była pierwszą częścią z cyklu, ale to właśnie ta odsłona przyniosła marce duży rozgłos i spora liczba graczy od niej właśnie zaczęło przygodę z franczyzą z katalogu Square Enix. Sukces ten zachęcił wydawcę do odświeżenia oryginalnego Niera. Tym samym gracze zauroczeni Automatą mogą poznać pełniejszą wizję unikatowego świata wykreowanego przez Yoko Taro. Czy jednak warto zainteresować się podrasowaną wersją gry sprzed jedenastu lat? Zapraszam do recenzji.
Przed ostatnie lata byliśmy wręcz zasypywani różnymi remake’ami czy remasterami, a spore sukcesy wielu z nich tylko zachęcały twórców do podobnych praktyk. Osobiście nie przeszkadza mi obecna sytuacja, bo dzięki temu mogę przejść gry, które za dzieciaka mnie ominęły – i to jeszcze w pięknej, współczesnej formie (
Final Fantasy VII Remake był dla mnie jednym z lepszych growych doświadczeń zeszłego roku). Oczywiście fajnie, jakby premiery remake’ów przeplatane były też oryginalnymi tytułami.
https://www.youtube.com/watch?v=sPcf4pfTqfY
Wracając,
NieR Replicant ver.1.22474487139… jak najbardziej możemy zaliczyć do grona remaków/remasterów – choć trudno przypisać go do któregoś konkretnego określenia, ale o tym trochę później. Czym jednak dokładnie jest
NieR? Tytuł pierwotnie ukazał się w 2010 roku i był pierwszą grą z franczyzy (nie licząc
Drakengard). Wtedy premiera gry obeszła się bez większego echa – gracze doceniali oryginalną wizję świata, ale sam gameplay raczej nie przykuwał uwagi potencjalnych odbiorców. Wszystko zmieniło się wraz z premierą w 2017 roku
NieR: Automata, czyli sequela, czy też bardziej kolejnej odsłony osadzonej w tym samym uniwersum. Tytuł został odebrany fenomenalnie i z miejsca zaskarbił sobie uznanie graczy. Oczywistym ruchem było więc powrócenie do
NieRa z 2010 roku, poprawienie części jego bolączek, podrasowanie graficzne pod dzisiejsze standardy i ponowne wypuszczenie na rynek. Tym razem gracze powinni przyjąć grę z większym entuzjazmem.
Z
NieR Replicant wiąże się też ciekawa historia. Omawiany przeze mnie remake to odświeżona wersja oryginalnego
NieRa wydanego w Japonii. Oznacza to tyle, że w końcu pokierujemy szczupłym młodzieńcem, czyli bratem Yonah. Kto nie miał styczności z tytułem w 2010 roku, ten może nie wiedzieć, że wtedy Japończycy postanowili dostosować
NieRa do zachodu i na ten rynek wydać wersję gry, gdzie brata zamieniono na ojca… Jak można było przeczytać w wyjaśnieniach Square Enix, obawiano się, że typowa dla Japonii wizja pięknego chłopca nie za bardzo przypadnie do gustu zachodniemu odbiorcy. Dlatego też podmieniono go na przytyranego i zmęczonego życiem faceta w średnim wieku. Dalej to już kwestia gustu – czy rzeczywiście lepiej się grało „prawdziwym mężczyzną”, czy relacja ojciec-córka była przystępniejsza od relacji brat-siostra? Nie wiem. Ważne, że w remake’u
NieR Replicant na zachodzie również zagramy bratem i dla mnie to już pierwszy plus za odświeżoną wersją.
Fot. Screen z gry NieR Replicant ver.1.22474487139...
Fabularnie
NieR Replicant ver.1.22474487139… to dokładnie to samo, co
NieR Replicant w wersji 1.0, a przynajmniej na początku, bo twórcy zaserwowali nam też kilka ciekawostek. Ponownie więc wcielamy się w bohatera, który zajmuje się schorowaną siostrą oraz szuka dla niej lekarstwa. Historia została osadzona w świecie, o którym nie za dużo wiemy – ludzie nękani są przez dziwne stworzenia zwane Shades, a co rusz natrafiamy na pozostałości po dawnej cywilizacji, jak ruiny czy skomplikowane maszyny. I to właśnie po tych tajemniczych obszarach przychodzi się nam poruszać, wsłuchując się w podniosłe chórki oraz całą resztę fantastycznej muzyki gry. Tak, klimat to zdecydowanie najmocniejsza strona
Replicanta i zakochać można się już od pierwszych minut. A sama historia jest naprawdę piękna i nieraz chwyta za serce. Zakończenie zaś daje nam konkretnego maindfucka. Duża tu też zasługa postaci towarzyszącym bohaterowi – trudno wybrać, czy bardziej polubiłem wulgarną Kaine, czy sympatycznego Emila, no i nie zapomnijmy o cudownym Grimoire Weiss, czyli gadającej książce, mającej naprawdę dużo do powiedzenia. Za każdym stoi równie ciekawa historia. Warto też wspomnieć, że w odświeżonym
NieR Replicant twórcy zafundowali nam dodatkowy rozdział, który odblokowujemy po pierwszym przejściu gry. Fajna rzecz.
Remake to przede wszystkim odświeżona oprawa graficzna i na tym polu rzeczywiście twórcy trochę popracowali. Dopracowano zwłaszcza oświetlenie, co mocno poprawia odbiór kilku lokacji, przede wszystkim otwartych przestrzeni. Spory lifting przeszły modele postaci, dodano nowe animacje, a gra chodzi w 60 klatkach na sekundę – na PS5 nie uświadczyłem żadnych spadków płynności. Trudno jednak nie zwrócić uwagi na mało szczegółowe tekstury otoczenia i innych obiektów, co najbardziej zdradza, że to tylko odświeżona gra z 2010 roku. Słabo nadal prezentuje się interfejs, który nie przeszedł za wielu zmian i może kojarzyć się z surowością takich na przykład
Dark Soulsów. Dużo więc poprawiono, ale ciężko mówić tu u pełnym remake’u, a raczej o hybrydzie remake’u z remasterem. Mimo wszystko gra wygląda naprawdę przyzwoicie, dzięki czemu obcowanie z nią daje mnóstwo frajdy. Jest to zapewne również zasługa dopracowanego sterowania, bo poruszanie bohaterem to czysta przyjemność. Postać jest bardzo zwinna, co przekłada się na niezwykłą lekkość i spore pole popisu podczas walk z wrogami, szczególnie bossami.
[gallery ids="156582,156581,156583,156584"]
System walki w
NieR Replicant jest bardzo prosty – składa się głównie z lekkiego, silnego ataku, kilku ciosów specjalnych oraz turlania. Gra nie karze zbytnio nas za mashowanie jednego przycisku, co w połączeniu ze zwinnym poruszaniem, daje nam przyjemny, zręcznościowy system walki. Mamy do wyboru naprawdę liczne umiejętności specjalne/magiczne (wystrzeliwane przez naszego niezawodnego towarzysza Grimoire Weiss), które poznajemy podczas przechodzenia gry. Pod triggerami i bumperami możemy przypisać cztery umiejętności, aby wygonie używać ich podczas walki (jeden przycisk jest zarezerwowany na turlanie, ale zawsze możemy z tego zrezygnować). Ja zdecydowanie najbardziej polubiłem lance i wielką piąchę, czyli umiejętności przyznawane nam na początku – nadal jednak bardzo skuteczne. Oprócz zmian ataków magicznych, możemy też bez problemu żonglować dzierżoną bronią. Do wyboru mamy ciężką broń dwuręczną, lekką jednoręczną oraz włócznie. Podczas wykonywania kolejnych zadań, dostajemy coraz to lepszy oręż w nagrodę, ale możemy też znaleźć przydatne bronie w zniszczalnych skrzyniach czy po prostu u sprzedawców. No i jest jeszcze system levelowania broni, do czego potrzebujemy odpowiednich surowców.
Fot. Screen z gry NieR Replicant ver.1.22474487139...
Najwięcej frajdy podczas przechodzenia
NieR Replicant miałem zdecydowanie podczas walk z bossami. Ten element jest chyba najmocniejszym punktem gameplayowym w grze. Kreatury, z którymi musieliśmy się mierzyć, to często monstrualni przeciwnicy. Nieraz były to ogromne maszyny, ale najczęściej gigantyczne Shades. Walki z nimi podzielone zostały na etapy, podczas których zmieniają się ich zachowania oraz repertuar ataków. Pojedynki te trwają dobre kilka minut, gdzie często przychodzi nam zużyć niejednego potiona. Na wysokim poziomie trudności jest to prawdziwa walka o przetrwanie – na normalu zwycięstwa przychodzą zdecydowanie za łatwo. Pojedynki z bossami są bardzo zróżnicowane – każdy kolejny ma przynajmniej częściowo inne ataki, nierzadko przemieszczają się też po arenie walki, zmuszając nas do zmiany sposobu ataku. Dodatkowo starcia kończą się zróżnicowanymi, widowiskowymi finisherami.
Nieco mniej może przypaść do gustu sama droga do bossa. Wiąże się przeważnie z wyczyszczeniem całej lokacji z chmary powtarzalnych wrogów, a dopiero na końcu czeka na nas wspomniane, ciekawe starcie. Schemat ten powtarza się wielokrotnie, co może szybko znużyć. Co gorsze, dostajemy recykling nawet samych lokacji, bo niektóre miejsca musimy odwiedzić ponownie, czyszcząc je z tym samych, choć silniejszych przeciwników. Odwiedzane lokacje mimo wszystko są naprawdę ciekawe – możemy tu podziwiać między innymi pozostałości po upadłej cywilizacji – szkoda jednak, że mamy ich zbyt mało na grę na około 25 godzin. Ponarzekać można sporo także na zupełnie nieciekawe misje poboczne, często sprowadzające się do „przynieś, podaj, pozamiataj” – dlatego szybko sobie je zwyczajnie odpuściłem. Nie nudzi natomiast muzyka zaprezentowana w grze. Ta jest po prostu genialna i da się jej słuchać bez końca. Kawał dobre roboty odwalił tu kompozytor Keiichi Okabe, wspomagany przez przepiękny wokal Emi Evans. Co ciekawe, po ukończeniu gry pierwszy raz, możemy przełączyć muzykę na tą w
Automaty – cudne!
[gallery ids="156588,156590,156591,156589"]
Czy warto zagrać w
NieR Replicant ver.1.22474487139…? Fani
NieR: Automata pewnie nie będą się nawet zastanawiać przy zakupie gry. Dla pozostałych nadal jest to dobra opcja na rozpoczęcie przygody ze światem wykreowanym przez Yoko Taro. W
NieR Replicant można zauważyć wiele ulepszeń względem oryginalne wersji, które umilają zabawę. Do gustu przypadł mi system walki, który choć prosty, to daje sporo możliwości i pozwala czerpać dużo przyjemności ze starć – przede wszystkim z monstrualnymi bossami. Sama historia posiada sporo momentów, przez które trudno wyjść z zachwytu. No i jeszcze postacie są tu po prostu cudowne. Gdy więc wybaczycie grze trochę archaizmów, będziecie się bawić naprawdę dobrze.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe