Pokemony od wielu lat podbijają serca graczy i nie tylko, bo franczyza Pokemon dziś to jedna z najlepiej zarabiających marek popkulturowych na świecie. Z drugiej jednak strony gry o kieszonkowych potworkach to także jedne z najbardziej powtarzalnych i archaicznych już serii. Nadszedł więc czas na zmiany, na które gracze czekali już bardzo długo. Czy Pokemon Legends: Arceus w końcu wnosi coś do dobrze znanej wszystkim formuły?
Pokemony cieszą się niesłabnącą popularnością już od 26 lat, kiedy to światło dzienne ujrzała pierwsza gra z serii, czyli
Pokemon Red i
Green. Kilka lat później na ekrany telewizorów na całym świecie trafiły animowane przygody Asha Kechuma i jego wiernego kompana Pikachu. Tak też zaczęła się mania na kieszonkowe potworki, która nie słabnie do dziś. Kolejne pokolenia zagrywają się w nowe gry, dzieci chcą zabawki z Pikachu, a na Netlixie można oglądać dalsze perypetie niezmiennie młodego Asha – w 2019 roku udało mu się nawet pierwszy raz wygrać Ligę Pokemon, rychło w czas. Wydawać by się więc mogło, że nie ma potrzeby nic zmieniać, bo franczyza nadal jest bardzo popularna (w ubiegłym roku obchodziła nawet huczne 25-lecie). Tylko że niestety gry o pokemonach już trochę trąciły myszką. Dlatego cieszy, że Nintendo wraz z Game Freak poszło po rozum do głowy, nim seria zanudziła graczy na dobre. Czas na zmiany.
https://www.youtube.com/watch?v=wOEHUANP-vo
Wspomnianą rewolucją ma być omawiane dziś
Pokemon Legends: Arceus. Na pierwszy ogień niech idzie fabuła, która według twórców miała wyznaczać nowe trendy w sposobie prowadzenia gracza przez grę. Przy praktycznie każdej grze z serii Pokemon powtarzał się ten sam schemat. Na początku trafialiśmy do nowego regionu, wybieraliśmy pokemona startowego i ruszaliśmy „złapać je wszystkie”. Naszym zadanie było przede wszystkim zniewolenie słodkich potworków i zmuszanie ich do walki między sobą – taka gra dla dzieci. Potem jeszcze zostawało pokonanie liderów sal oraz wygranie ligi. Koniec. W
Arceus miało się to zmienić. I rzeczywiście widać to już od początku. Historia opowiada tu o bohaterze, który z niewiadomego powodu przenosi się w przeszłość i trafia do regionu Hisui, czyli tak naprawdę Sinnoh, ale jeszcze przed całą rewolucją w ligami pokemon i przed czasami, gdy pokemony i ludzie żyją w symbiozie.
Teraz stworki te są dla ludzi dość tajemnicze, informacje o nich są szczątkowe, a wiele osób zwyczajnie się ich boi. Dopiero co raczkuje profesja trenera pokemon, a ligi w formie znanej nam z wcześniejszych odsłon nie istnieją. To właśnie my, jako osoby z niezwykłym talentem do łapania dzikich stworków, mamy zająć się skompletowaniem pierwszego pokedexa. Brzmi to naprawdę ciekawie, co nie? Sam zamysł jest interesujący, szkoda tylko, że słabiej z wykonaniem. Studio Game Freak nigdy nie było dobre w te klocki, i to widać również w przypadku
Arceus. Fajny zamysł szybko przechodzi w nudne i sztuczne dialogi. Początek gry to bite dwie godziny przeciągniętych interakcji z bohaterami. Miało to wprowadzić nas w świat, ale jest tego zwyczajnie na raz za dużo. Odbioru nie poprawia całkowity brak voice actingu, co trudno wytłumaczyć w 2022 roku inaczej, jak zwykłym lenistwem twórców. Oczywiście nadal w kwestii fabuły jest to jakiś progres, ale mogło być znaczenie lepiej.
Fot. Screen z gry Pokemon Legends: Arceus
Historia w pokemonach to jednak kwestia poboczna. Twórcy
Pokemon Legends: Arceus od pierwszych informacji na temat gry chwalili się przede wszystkim otwartym światem, bo jak wiemy, poprzednie produkcji to głównie małe lokacje z ciut większymi strefami wolnymi, gdzie mogliśmy szukać pokemonów. Nie miało to jednak nic wspólnego z otwartym światem. Tym razem mamy do dyspozycji o wiele więcej luzu, choć też nie można tu mówić o w pełni otwartym świece. Są to dość spore – jak na standardy Pokemonów – lokacje, pomiędzy którymi możemy się przemieszczać (pomiędzy czekają nas ekrany ładowania). Zaimplementowano tu system odblokowania kolejnych obszarów wraz z naszym progresem. Całość przekłada się na dość spore pole do popisu dla gracza w eksploracji i w łapaniu kolejnych pokemonów.
Świat
Pokemon Legends: Arceus jest zdecydowanie najmocniejszym elementem całej gry. Znajdziemy tu wszystkie pokemony z regionu, co przekłada się na ponad 250 stworków do złapania – w tym kilka pokemów legendarnych (zrezygnowano z ekskluzywności zależnie od wydania). Do tego przemierzając kolejne lokacje, będziemy trafiać na alfy, czyli silne odmiany danego gatunku, które cechują się większymi rozmiarami, wyższym levelem oraz unikalnymi skillami. Złapanie nich wiąże się ze sporym wyzwaniem, ale w zamian możemy wejść w posiadanie naprawdę niezłego koksa. Wracając do obszarów – każdy kolejny to inne środowisko i inne pokemony w nim żyjące. Na początku przemierzać będziemy strefy trawiaste z roślinnymi pokemonami. Potem zwiedzimy między innym regiony skalne, wodne czy śnieżne, a tam oczywiście lubujące się w tym klimacie stworki. Taki układ znakomicie przekłada się na wiarygodność przedstawionego świata.
[gallery ids="192954,192955,192957,192956"]
Mówiąc o łapaniu pokemonów, nie można nie wspomnieć o sporej rewolucji w tym aspekcie – choć sam skłoniłbym się bardziej ku określeniu ewolucji, bo aż tak bardzo nie wpływa to na rozgrywkę. Charakterystyczny dla każdej poprzedniej odsłony gry z serii Pokemon system walki – gdzie zbliżając się do stworka, przenosiliśmy się na arenę – przestał istnieć. Tym razem z biegu atakujemy pokemona, a nasz bojowy towarzysz wyskakuje z pokeballa i zaczyna atak obok nas. Wszystko dzieje się płynnie i bez zbędnej animacji przenoszenia w system walki. Ale to w sumie tyle. Dalej to zwykłe pokemonowe nawalanie atakami. Nowością opcjonalną jest możliwość zmiany ataków ze standardowych na szybkie i słabe lub na silne i mocne. Choć nadal najwygodniej walczy się klasycznymi odmianami spelli.
Jako że do naszej dyspozycji oddany zostaje całkiem pokaźny obszar, przydałby się też jakiś wydajny sposób transportu, aby nie trzeba było latać z buta na długie dystanse. I tu twórcom należą się naprawdę duże brawa, bo rozwiązanie zafundowane w
Arceus jest zaskakująco pomysłowe i niezwykle dobrze działające. Pomyślano bowiem, że na środek transportu mogą służyć nam same pokemony. Wraz z postępem w fabule możemy przywoływać pokemony, na których da się jeździć. Na początku jest to szybki i skoczny Wyrdeer do poruszania po lądzie. Potem są to między innymi Braviary do przemieszczania w powietrzu oraz Basculegion do pływania. Do tego nasze wierzchowce zmieniają się płynnie podczas zmiany podłoża – na przykład z lądu na wodę. Podróżowanie jest tu naprawdę przyjemne.
Fot. Screen z gry Pokemon Legends: Arceus
To na koniec dla odmiany jeszcze dwie dość spore wady najnowszych Poków. Po pierwsze zmuszanie gracza do dość intensywnego grindu, by pchnąć fabułę. W pewnym momencie nie będziemy bowiem w stanie ruszyć dalej, jeśli nie uzbieramy odpowiedniej ilości punktów w odkrywaniu Pokedexu. Musimy więc spędzić kilka dodatkowych godzin na łapaniu i walce ze stworkami, aby tylko nabić statystyki. Wielu osobom przyjdzie to pewnie dość naturalnie przy nieśpiesznym przechodzeniu gry, dla innych będzie to denerwująca, sztuczna ściana. Drugi minus to oprawa graficzna. Tak, wiem, że Switch ma swoje ograniczenia, których się nie da przeskoczyć, ale na tej konsolce były już ładne gry – patrz
The Legend of Zelda: Breath of The Wild czy
Monster Hunter: Rise. A
Arceus aż razi niską rozdzielczością tekstur. Czasami niektóre obszary nawet potrafią przy pierwszym kontakcie pocieszyć na chwilę oko, ale to wrażenie szybko znika po chwili eksploracji. Jeszcze przy małym ekranie w trybie przenośnym tragedii nie ma, ale nie radzę grać na dużym telewizorze.
Game Freak zapowiadało zmiany w formule i takowe dostaliśmy w
Pokemon Legends: Arceus. Największe wrażenie zrobił na mnie świat gry ze sporym obszarem do eksploracji. Do tego przemierzanie rozległych obszarów na pokemonach oraz nowy system łapania i walki z nimi to również zmiany zdecydowanie na plus. Ciężko jednak
Arceus nazwać rewolucją, gdyż nadal pewne rzeczy się tu nie zmieniły. Przede wszystkim fabuła i dialogi, choć tym razem o wiele ambitniejsze, to nadal nie powalają jakością. No i jeszcze ta nieszczęsna oprawa graficzna nieprzystająca na rok 2022. Czy więc
Pokemon Legends: Arceus to dobra gra? Dla mnie jak najbardziej, bo mimo wspomnianych wad, przy produkcji bawiłem się świetnie i jest to prawdopodobnie najlepsza odsłona serii od dawien dawna.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe