Sony kontynuuje swoją politykę wydawania na konsoli PlayStation 5 gier z poprzedniej generacji w zremasterowanej oprawie podciągniętej pod możliwości ich nowej maszynki. Czy jest to odcinanie kuponów i sprzedawania drugi raz tego samego? Można to tak odebrać. Osobiście wolałbym darmowy update, jak przy niektórych innych produkcjach, ale niedrogą aktualizację za dopieszczoną grę też da się przełknąć. Tym bardziej jak ta daje nam coś więcej – patrz Ghost of Tsushima i dodatek z wyspą Iki. Czy jednak tym razem warto dopłacić do nowogeneracyjnego kompletu lub też kupić w pełnej cenie dwie gry wydane już dobre kilka lat temu? Zapraszam do recenzji.
Przyglądając się rynkowi gamingowemu od premiery konsol dziewiątej generacji, można dojść do wniosku, że Sony rozpoczyna generację dość niemrawo, żeby nie powiedzie, że wcale jeszcze nie ruszyło z linii startu. Ciężko jednoznacznie stwierdzić, czy jest to efekt problemu dostępności PS5. Konsola niby powinna trafić do sklepów w listopadzie 2020 roku, ale tak naprawdę nikt jej tam nigdy nie widział. Pierwsze partie rozeszły się w trybie ekspresowym, co nie do końca było związane z duży zainteresowanie – choć to oczywiście było ogromne. Czas mija, a zakup PS5 nadal jest niezwykle trudny. By otrzymać białego giganta, trzeba zwyczajnie przepłacić za zestawy. Konsol produkuje się niestety bardzo mało, co jest związane z problemami z dostępnością komponentów.
https://www.youtube.com/watch?v=Uiov82Epyzo
Możliwe, że właśnie nieduży procent nasycenia rynku PS5 w kontekście ilości sprzedanych przez lata świetności konsol PS4 przyczynia się do tego, że Sony nie wydaje dużych gier na białego kolosa. Nawet te zapowiedziane, jak nowy
God of War czy drugi
Horizon Zero Down, ukazać się mają też na poprzedniej generacji. Niby mogą się z tego cieszyć posiadacze PS4, ale z drugiej strony nie mamy przez to co liczyć na krok w przód w kwestii jakości nowych tytułów. I właśnie tu dochodzimy do odświeżonych ekskluziwów Sony (no właśnie, już też tak średnio ekskluziwów, bo te w większości trafiają na PC, Uncharted też ma się tam ukazać w tym roku). W ostatnich miesiącach to właśnie ponowne wydania hitów z PS4 są głównym motorem napędowym, który ma zachęcić do kupna nowej konsoli. Był
Ghost of Tsushima Director’s Cut, był
Death Stranding Director's Cut, jest teraz
Uncharted: Kolekcja Dziedzictwo złodziei. Czy to wystarczy, by ściągnąć graczy? Nie wiem, ja mam PS5 i ogrywam te odgrzewane kotlety ze smakiem, bo mimo wszystko są to dobrze zrobione remastery.
[gallery ids="191318,191319,191320,191321"]
Przy recenzji
Uncharted: Kolekcja Dziedzictwo złodziei nie będę się skupiał na omawianiu historii i gameplayu z zawartych tu produkcji. Te ukazały się już dobre kilka lat temu, więc każdy doskonale wie, o czym są tytuły i czego można się po nich spodziewać. Po więcej zapraszam do naszych recenzji
Uncharted 4: Kres Złodzieja i
Uncharted: Zaginione Dziedzictwo, które ukazały się w okolicach premiery tych produkcji. Tutaj skupię się na tym, co zmienia nowe wydanie oraz na swoich odczuciach po ograniu tych tak ciepło przyjętych gier dziś, czyli w 2022 roku.
Moją pierwszą reakcją po przeczytaniu informacji, że za kilka miesięcy ukazać ma się zremasterowane wydanie
Uncharted 4 i samodzielnego dodatku do niego, czyli
Zaginione Dziedzictwo, było głośne „po co?”. Czwarta odsłona przygód Nathana Drake’a do dziś uważana jest za jedną z najlepiej wyglądających gier na PS4. Tytuł wyciskał ostatnie soki wydajnościowe z konsoli, dzięki czemu produkcja w 2016 roku skutecznie oczarowała graczy oprawą graficzną. Jeszcze lepiej w tym aspekcie wypadało
Zaginione Dziedzictwo zachwycające spektakularnymi widokami z Indii. Miałem więc spore wątpliwości, czy remaster na PS5 poprawi coś w oprawie na tyle, żeby dało się to zauważyć. No i o dziwo się zaskoczyłem, bo drobne poprawki w kwestii oświetlenia, oddania kolorów (plus HDR) i większej szczegółowości otoczenia przełożyły się na
zauważalny progres graficzny – oczywiście zachowaniem pewnej skali, bo nie jest to taki na przykład remaster
Alana Wake’a. Jest jednak zauważalnie ładniej, na co pewnie ma wpływ też wyższa rozdzielczość – w trybie jakościowym jest to nawet 4K, a w trybie wydajnościowym dynamicznie skalująca się rozdzielczość (prawdopodobnie od 1440p do 2K).
No i tutaj pojawia się mój największy zawód po odpaleniu
Uncharted: Kolekcja Dziedzictwo złodziei – nie ma tu możliwości włączenia gry w 4K i 60 klatkach na sekundę. Niestety, to przerosło magików z Sony. Po części spodziewałem się tego, ale też trochę się łudziłem, że w grze bez otwartego świata z dość wąskimi tunelami uda się dobić do tych parametrów. Jednak nie tym razem. Szkoda, bo gra w trybie z jakościowym z 4K wygląda jeszcze piękniej, ale 30 klatek skutecznie odstraszyło mnie od tej opcji. Już przecież
Uncharted: Kolekcja Nathana Drakea (zremasterowane wydanie oryginalnej trylogii na PS4) trzymało stabilne 60 klatek i po uruchomieniu
Kolekcji Dziedzictwo złodziei w 4K czułem się jak w trybie slow mo – 30 klatek dziś już nie przejdzie. A właśnie wyższy klatkaż w
Kolekcji Dziedzictwo złodziei jest chyba największym busterem do przyjemności z rozgrywki i nie wyobrażam sobie teraz przechodzić tych gier w innej konfiguracji (trybu w 1080p i w 120 klatkach na sekundę nie miałem jak sprawdzić, a to też może robić wrażenie). Nawet w tej mniejszej rozdzielności zremasterowane wydanie wygląda przepięknie i gra się w to z czystą przyjemnością.
[video width="1920" height="1088" mp4="https://moviesroom.pl/wp-content/uploads/2022/01/Uncharted-Kolekcja-Dziedzictwo-Zlodziei_20220125214932.mp4"][/video]
W kontekście
Uncharted: Kolekcja Dziedzictwo złodziei warto wspomnieć też, że Sony popracowało nad dopracowaniem interfejsu pod DualSense’a. Gdy więc widzimy komendy o konieczności naciśnięciu któregoś przycisku, widzimy ikonki odpowiadające wyglądowi tychże na nowym padzie do PS5. Co więcej, nie zapomniano o możliwościach adaptacyjnych spustów, miedzy innymi przy strzelaniu, oraz o wibracjach, na przykład przy dynamicznych scenach czy też przy minigrach związanych z otwieraniem zamków. Mała rzecz, ale trzeba za to twórców pochwalić.
[gallery ids="191324,191323,191325,191327"]
Czy więc warto sięgnąć po
Uncharted: Kolekcja Dziedzictwo złodziei. Jeśli ktoś nie grał w te gry, to będzie miał ku temu idealną okazję. Dwie gry wpakowane w to wydanie są bowiem nadal fenomenalne i zapewniają 20-25 godzin zabawy w najlepszej możliwie oprawie graficznej. Pozostaje kwestia ceny –
Uncharted 4 i
Zaginione Dziedziectwo można było kupić taniej w różnych promocjach, teraz za pakiet trzeba zapłacić 219 złotych. Nie jest to tanio za leciwe gry, ale można to przeboleć zważywszy na zremasterowane wydanie. Jeśli jednak macie wspomniane gry w bibliotece, za sam update do wersji na PS5 zapłacicie 50 złotych. Czy to odpowiednia cena? Sami zdecydujcie. Czy polityka Sony jest słuszna? Nie jestem przekonany. Nadal jednak złego słowa o
Uncharted: Kolekcja Dziedzictwo złodziei powiedzieć nie mogę, bo to dopieszczone wydanie, które zadowoli praktycznie każdego gracza.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe