Eddie Brock to postać ciekawsza od Petera Parkera. Zanim jednak zapłoniecie z oburzenia, posłuchajcie co mam na myśli. Może i Spidey to bohater złożony bardziej niż większość jego kolegów w maskach, ale to w gruncie rzeczy kolejny harcerzyk, zwłaszcza ze swoją wielką mocą i wielką odpowiedzialnością. A Eddie? Eddie to nawrócony kryminalista. Szaleniec, który wyszedł ze swych urojeń i zamiast pokonać swojego demona, oswoił go i przeszedł na jasną stronę. Ostatnio nawet odkrył, że jest ojcem i nie jest to wcale zapowiedź ckliwości, zwłaszcza wobec tego, co nadchodzi.
Tom otwiera nieco przykurzona postać zwana Zjawą. Kree z mroczną stylówką okazuje się w pewien sposób powiązany z Knullem, co nie kończy się dla niego dobrze. Dalej autor serwuje nam konsekwencje ostatniej potyczki z Carnagem. Czerwony symbiont ponownie pokazuje, że niezły z niego skurczybyk, ale stanowi on jedynie zapowiedź znacznie większych kłopotów. Tymczasem Eddie i jego syn trafiają do miejsca, które pokazuje pewną alternatywę ich losów, ale pozwala na rozwinięcie ich relacji. I jakby z pomniejszych spraw - Knull wciąż zmierza ku Ziemi i nie zwalnia ani na chwilę.
Marvel przyzwyczaił nas do tego, że niektóre tytuły to proste ścieżki ku większym, globalnym wydarzeniom. I jest to całkiem niezła droga, przynajmniej jeśli robi się to tak, jak Donny Cates w Venomie. Od pierwszego tomu wiemy, że Knull to kawał skurczybyka i nie będzie z nim łatwo, ale na razie ważniejsze są inne aspekty historii. Na pierwszy plan wysuwa się ojcostwo Eddiego. W żaden sposób nie przekoloryzowane czy poprzycinane, jakby mogło się zdawać po komiksie superhero. Brock senior uczy się swej roli, a Brock junior powoli akceptuje fakt, że jego „starszy brat” to jego tatko. W Venom tom 4 dochodzi do tego jego matka, ale to musicie doczytać już sami. Cates umie w obyczajowe klimaty, ale też nadaje im dopasowaną do gatunku dynamikę.
Donny Cates nie zapomina o historii Venoma. Mamy tu nawiązanie do Agenta Venoma, jest Mac Gargan i wreszcie jest wyspa, na której Eddie i jego drugi urządzili sobie wczasy, gdy rzekomo ukatrupili Spider-Mana. To ostatnie wykorzystane zostaje przez scenarzystę w celu ukazania kolejnej potyczki z czerwonym symbiontem, ale do albumu dorzucona zostaje historia Davida Micheliniego w stylów robinsonowskim, przypominająca, że Brock był niegdyś mocno pokręconym człowiekiem. To wszystko sprawia, że pomimo kilku zmian w życiu Venoma, całość nie pachnie tanią próbą resetu, jak to bywa czasem w Marvelu.
Wyobraźnia to niezbędny element, by rysować symbionty. Zmiennokształtne stwory, których istotną częścią jest pełna zębów gęba, to z jednej strony realne wyzwanie dla rysowników, a z drugiej pole do popisu. Donny Cates miał szczęście pracować ze zdolnymi artystami, doskonale rozumiejącymi, że jego wizja to nie do końca szablonowa superbohaterska opowieść. Jak poprzednio, pojawiają się elementy grozy, ale też odpowiednie stopniowanie napięcia. Dylan i jego zdolności, Eddie i jego konfrontacje z różnymi wyzwaniami i oczywiście niezmiennie przerażający Knull. Venom tom 4 utrzymuje dystans od bezpiecznego i kolorowego mainstreamu, nie łamiąc przy tym pewnych standardów historii z Venomem.
Venom tom 4 to finalny album solowej serii Donny'ego Catesa, ale nie ostanie wystąpienie Zabójczego Obrońcy pod skrzydłami autora. Knull nadchodzi i starcie z nim nie będzie jedynie pojedynkiem, choć Venom jest tu kluczową figurą. Venom to mój faworyt w cyklu Marvel Fresh, choć po piętach depcze mu Nieśmiertelny Hulk. Symbiont ma jednak w sobie więcej serca i oldschoolowej duszy niż seria z Bannerem i jestem ciekaw, czy Egmont zdecyduje się na wydanie hulkowego runu Catesa właśnie, który nastąpił po zakończeniu panowania Ala Ewinga. Tymczasem dla spragnionych symbiontycznych klimatów - seria Epic Collection ze Spider-Manem obfituje w niego w klasycznym wydaniu. I warto sięgnąć po nią w ramach uzupełniania Venoma Catesa.
Tytuł oryginalny: Venom by Donny Cates vol.4: Venom Island, Venom by Donny Cates vol.5: Venom Beyond Scenariusz: Donny Cates Rysunki: Mark Bagley, Juan Gedeon, Luke Ross, Guiu Vilanova Tłumaczenie: Zofia Sawicka Wydawca: Egmont 2023 Liczba stron: 348 Ocena: 85/100
Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.