Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Wielka rozrywka w SkyShowtime!

Diler – eksperymentalne życie. Recenzja francuskiego serialu Netflixa.

Autor: Tomasz Rewers
15 marca 2021

Diler przeniesie Was w rzeczywistość francuskiego handlarza narkotyków i wzrastającej gwiazdy sceny hip-hopowej. Pokaże Wam też, do czego zdolny jest się posunąć producent teledysków w poszukiwaniu najlepszego materiału. To będzie interesująca i eksperymentalna podróż - pod wieloma względami.

Diler - francuski, nieco eksperymentalny serial Netflixa - na papierze nie wygląda wyjątkowo. Ot, historia Tony’ego (Abdramane Diakite), który wyszedł z więzienia i próbuje odnaleźć się w świecie i rozpocząć karierę muzyczną. Towarzyszą mu kamerzysta i producent odpowiedzialni za nakręcenie teledysku do jego piosenki. Franck (Sébastien Houbani) i Thomas (Julien Meurice) przeżywają zaskoczenie już przy pierwszym spotkaniu, bowiem dotarcie do Tony’ego wydaje się skomplikowane. Zgodnie z prawami produkcji akcji potem robi się jeszcze trudniej.

Zobacz również: Na pierwszy rzut oka: Sky Rojo – dom publiczny z papieru

Noor Sadar i Aurélie Meimon wyprodukowali serial w pewnym sensie unikatowy. Nie chodzi tu o fabułę, a raczej technikę. Składa się on z 10 odcinków, a najdłuższy z nich trwa 15 minut. Można więc stwierdzić, że to raczej krótka forma. Dla mnie to ciekawa decyzja. Zwłaszcza w świecie, w którym trudno skupić nam uwagę na dłużej. Każdy z odcinków skupia się też wyraźnie na jednym, przewodnim aspekcie. https://www.youtube.com/watch?v=uvgsDH_mjLQ Ta prostota fabularna poniekąd wynika z samej techniki użytej do nakręcenia Dilera – użycie tzw. found footage. Choć może niej jest to aż tak stricte przedstawiciel tego gatunku jak Blair Witch Project czy Paranormal Activity, to zdecydowanie ciekawe podejście. Zdjęcia, jakie obserwujemy, to teoretycznie materiał nagrany przez Thomasa lub kamery GoPro. Przez sporą część zdjęcia więc trzęsą się, pokazując tylko część postaci lub postaci pod dziwnymi kątami. Pojawiają się jednak też momenty wyłamujące się z tej konwencji. Nie psują one jednak wrażenia odnalezionego nagrania. W związku z wybraną techniką filmową serial posiada pierwszoosobową narrację. Franck i Thomas śledzą każdy krok Tony’ego i je nagrywają. Kiedy sytuacje wymykają się spod kontroli, możemy obserwować wiele emocji Francka. Thomas wydaje się konieczny dla realności pomysłu znalezionego nagrania, z tego samego powodu bardzo rzadko sam pojawia się na ekranie. Zagadką też pozostaje, kto edytował zdjęcia. Widzimy bohaterów i krótkie odcinki podkreślają wrażenie edycji, składania. Nigdy jednak nie dowiadujemy się, kto za nią odpowiadał. Edycja serialu natomiast wydaje się ciekawa. Jak wspomniałam bardzo krótkie odcinki wyraźnie pokazują nam cięcia między scenami. Co wydaje się istotne, gdyż w trakcie trwania odcinka chyba nie ma żadnych. Oczywiście to skutek formuły, ale dobór czasu trwania poszczególnych części zdecydowanie działa na korzyść całości.
Diler
fot. Netflix
Diler fabularnie nie odstaje na tle wielu produkcji akcji, jakie możemy oglądać. Czy to francuskich czy amerykańskich. Prosta fabuła, w której powoli coraz bardziej docieramy do świata bohaterów. Ciekawe jednak jest to, że mimo ograniczonych czasowo odcinków możemy śledzić rozwój bohaterów. Franck od wykonywania zlecenia wytwórni przechodzi do poszukiwania prawdziwych surowych ujęć. Tony od narkotykowego bossa do mężczyzny, który chce zacząć swoje życie na nowo, z dala od przeszłości. Obaj aktorzy w głównych rolach radzą sobie dobrze. Tony w wykonaniu Abdramane Diakite to skonfliktowany człowiek, mocno to ukrywający. Przez jego fasadę niewiele można zobaczyć poza tym, co chce pokazać. Franck Sébastiena Houbani to jego przeciwieństwo. Każdą jego emocję można wyczytać z jego twarzy i głosu. Z czasem jednak nabiera on odwagi. Aktor radzi sobie z tą postacią do pewnego stopnia. Z drugiej strony tylko tak długo można wyglądać na przerażonego i być w tym przekonującym. Problemu z autentycznością nie ma jednak muzyka. Gra ona dużą rolę i poniekąd jest organiczną częścią całości. Choć pojawia się dość często, zazwyczaj słychać ją z przejeżdżającego samochodu, otwartego okna czy drugiej strony ulicy. Co ciekawe, na potrzeby produkcji Abdramane Diakite wykonał 5 utworów, pojawiających się w Dilerze (ich znalezienie poza Netflixem zdecydowanie mi się nie udało). Nie sposób jednak stwierdzić, kto nadzorował muzyczne decyzje, gdyż nigdzie nie podano takiej osoby. Zakładam więc, że decyzje podejmowali producenci i reżyserzy.
Diler
fot. Netflix
Diler sprawił, że najpierw zastanawiałam się co to za pomysł z odcinkami trwającymi po 10 min. Czemu po prostu nie zrobić jednego 90-minutowego filmu? To jednak wkrótce się wyjaśniło. Oglądanie tego serialu to interesujące doświadczenie. Pewnie niewiele Was w nim zaskoczy. Może coś przerazi (mnie nadal przerażają realia tej nieco biedniejszej Francji, zwłaszcza Paryża). O ile found footage może wydawać się techniką częściej pojawiającą się w horrorach czy filmach klasy B, to okazuje się, że kino akcji też idealnie do niego pasuje. Niemniej serial zdecydowanie idzie na kompromisy w tym aspekcie. Kamery GoPro mogą wyjaśnić tylko część ujęć, na resztę musimy przymknąć oko. Jeśli więc obsesyjnie oglądacie kino akcji, francuskie produkcje albo zabawę z formą, Diler jest pozycją dla Was. Natomiast jeśli szukacie po prostu rozrywki, proponuję szukać dalej. Diler może bowiem szybko zniechęcić Was do francuskich produkcji, a to byłby błąd. Tymczasem dla tych bardziej odważnych – spróbujcie. W razie czego pierwszy odcinek to tylko 9 min.
Ilustracja wprowadzenia: Netflix

Tomasz Rewers

Redaktor naczelny
Tomasz Rewers

Założyciel i właściciel Movies Room. Z wykształcenia prawnik i certyfikowany mediator sądowy. Kocha filmy, od niedawna również sam je tworzy. . Gustuje w kinie rozrywkowym jak i w filmach, po których psychikę trzeba zbierać z podłogi. Znawca uniwersum Marvela oraz największy fan Batmana. . Odpowiedzialny za koordynacje zespołu, public relations oraz marketing. . Kontakt: [email protected]

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.