Fundacja w trzecim sezonie dokonała niemal niemożliwego, przebiła wszystko to co do tej pory działo się w tym wyśmienitym serialu. Dobrze znane postacie dostały całkowicie nowe życie, czuć powiew świeżości, czuć jeszcze większe pieniądze wydane na scenografie, kostiumy i efekty specjalne. Błyszczy Lee Pace, ale jego serialowy starszy brat także chce ukraść dla siebie odrobinę chwały. Są też dwa poważne zgrzyty, które rzutują na odbiór całości.
Od początku trwania serialu Fundacja ma jeden najjaśniejszy punkt, który nazywa się Lee Pace. Zarówno w pierwszym jak i w drugim sezonie był on władczym Imperatorem, ale można było dostrzec delikatne różnice między odgrywanymi przez niego kolejnymi wcieleniami Cleona. Jednak trzeci sezon to zupełna odmiana. Fantastyczna kreacja zmęczonego życiem, zblazowanego, gościa gustującego w narkotykach, nie dbającego o ubiór, ani o maniery. Ogląda się to doskonale, choćby dla tej jednej roli warto było śledzić Fundację od samego początku. Kiedy wspominam pielgrzymkę Dnia przez pustynię, albo jego konfrontację z generałem Riose a potem widzę tego człowieka z efektownym zarostem, który nie potrafi przejść prosto dziesięciu metrów nie potrafię nie podziwiać kunsztu zarówno aktora jak i scenarzystów.
Historia Dnia w trzecim sezonie jest skomplikowana i prowadzi go do pierwszego w historii wyjścia ze strefy komfortu. Jednak wcześniej możemy obserwować także jego skomplikowana relację z Panią Demerzel. Wątki komediowe przeplatają się z tymi bardzo poważnymi. Dzień rozczula widza, a potem dokonuje czynów, o których w tej formie nikt by go nie podejrzewał. Jest efektownie, ale dwa pozostali bracia nie pozostają w tyle. Terrence Mann jako Zmrok przez cały czas trwania sezonu walczy o dwie rzeczy, uniknięcie śmierci i uratowanie upadającego Imperium. Najstarszy z trójki przechodzi daleką drogę od zwykłego zrzędzącego doradcy do władcy pełną gębą, który nie zawaha się przed niczym by zniszczyć swoich wrogów. A brat Świt? On także wreszcie ma do odegrania większą rolę aniżeli tylko bierne przyglądanie się wydarzeniom. Postanawia działać i to na dużą skalę. Przy okazji popisów tej trójki ujawnia się także kolejny wielki plus Fundacji. Swat przedstawiony ciągle ewoluuje, nie ma stagnacji. Jedna siła rośnie, druga zmierza ku upadkowi. Możemy zauważyć i prześledzić z dużą dokładnością oba wielkie galaktyczne procesy.
Pilou Asbaek położył już w swojej karierze jedną rolę okrutnego złola. Jego Euron Greyjoy to karykatura antagonisty, choć nie ma w tym aż tak wielkiej winy samego aktora. Teraz otrzymał szansę na rehabilitację jak Muł – największy zdobywca w historii galaktyki, bezwzględny okrutnik, który po trupach idzie do swojego wielkiego celu. W drugim sezonie otrzymaliśmy namiastkę Muła, w wizjach Gaal Dornick. Zapowiadało się fantastycznie, futurystyczny pirat siejący zagładę, nieludzki byt, emanacja samego czystego chaosu. Jednakże wersja z trzeciego sezonu jest uboga w większość tych atrybutów. Muł jest raczej aroganckim, zadufanym w sobie fircykiem, który posiada zdolności umożliwiające mu działania. Nie wykorzystano potencjału na stworzenie morderczego, krwiożerczego bytu, którego bali się nie tylko mieszkańcy galaktyki, ale również widzowie. Postać ta ma jednak jakąś sroga tajemnicę, która ma zostać ujawniona w finale, oby zakończenie jego historii nie rozczarowało widzów jeszcze mocniej.
Przy okazji okazało się także, że zasada filmowa „pokaż nie opowiadaj” w dzisiejszych czasach nic już nie znaczy. Wielka akcja przemytnicza, to raptem jedna skrzynia z bronią zrzucona gdzieś na odludziu, wielka wojna to kilka wystrzałów brzmiących w tle i kilka skulonych osób patrzących w niebo z przerażeniem. Fundacja nie stoi potężną, efektowną akcją. Do saga o ludziach nie o konfliktach. Siła serialu drzemie w dialogach i interakcjach między bohaterami, nie w laserach i kosmicznych abordażach. Tutaj liczą się scenografia, zdjęcia (część sezonu była kręcona w Polsce), kostiumy, fryzury, wspaniałe technikalia, od których ciężko oderwać wzrok. Apple przeniósł na mały ekran kwintesencje dobrego, logicznego science-fiction.
Drugim ogromnym zgrzytem obok niejednoznacznej postaci Muła, jest Gaal Dornick. Główna protagonistka nie ma w sobie krztyny charyzmy. Wszystkie sceny z nią przynoszą mniejsze lub większe rozczarowanie. Dziewczyna mocno się stara, ale nie potrafi unieść ciężaru, który na niej spoczął. Od początku postać Gaal nie jest najmocniejszą kartą Fundacji, i trzeci sezon nie potrafi tego zmienić. I to mimo tego, że przez chwilę wydaje się, że jej zaangażowanie coś znaczy, że jej spotkania z ważnymi personami z Imperium są wstanie namieszać. Dornick miota się i męczy, próbując dorosnąć do swojego przeznaczenia. Jednak ciężko traktować ją nazbyt poważnie. Dochodzi do tego, że im mniej Gaal w serialu tym lepiej on na tym wychodzi. Nie potrafi sprostać żadnej konfrontacji, jest jak zawodnik w sztafecie, który wygląda dobrze tylko dlatego, że pozostali członkowie są mistrzami świata. Nie potrafi doskoczyć do ich poziomu.
Najlepiej widać to przy okazji rozmów z Harim Seldonem. Jared Harris ma w sobie ogień, żar wylewa się z niego strumieniami. Przekazuje widzowi emocje, pozwala mu zatopić się w prezentowanych wydarzeniach. Tymczasem jego młoda podopieczna jest przeciwieństwem tego wszystkiego. Wiecznie niepewna siebie, wycofana, nawet jeśli scenariusz ma pokazać ją jako silną liderkę, mowa ciała aktorki mówi coś zupełnie odwrotnego. Prowadzona przez nią Druga Fundacja jest nijaka jak ona. Funkcjonuje gdzieś w tajemnicy i nie specjalnie w cokolwiek się angażuje. W przeciwieństwie do Seldona, który działa na wielu poziomach. Jego krypta żyje i skrywa różnego rodzaju tajemnice. Stary doktor karci, pyszni się, udaje boga. Jest także zaskakiwany, a na końcu zdradza swoje nieco chore, zupełnie niespodziewane ambicję. Jared Harris obok Lee Pace'a jest głównym koniem pociągowym serialu.
W trzecim sezonie plusy zdecydowanie przykrywają jednak minusy. Uczta dla oka i ucha jest wystarczająca by przeważyć nad mankamentami. Trzeba po prostu zrozumieć czym owa fundacja od początku jest. To nie są Gwiezdne Wojny, to subtelna, zniuansowana przypowieść o gatunku ludzkim osadzona w realiach kosmicznych.
Absolwent dziennikarstwa, pochłaniacz filmów i seriali w ilościach hurtowych. Wielki fan fantastyki, zwłaszcza twórczości Brandona Sandersona