W ostatni czwartek (15.07) swoją premierę miał kolejny sezon jednego z lepszych seriali Netflixa pod tytułem Jeszcze nigdy... (Never I have ever...). Produkcja tworzona jest przez Mindy Kaling, na której to młodości jest oparta. Po pierwszym sezonie moje odczucia były bardzo pozytywne i z niecierpliwością oczekiwałem na kontynuację perypetii Devi Vishwakumar. Przechodząc więc do tematu bez zbędnego przeciągania, sprawdźmy czy drugi sezon wbrew powszechnej tendencji nadal trzyma wysoki poziom.
Drugi sezon
Jeszcze nigdy… rozpoczyna się od problemu przed jakim została postawiona Devi. Ona sama nie wierzy w swoje szczęście. Dziewczyna, jeszcze nie tak dawno nielubiana i ignorowana, dzisiaj ma dwóch kochanków. I tutaj pojawia się właśnie przeszkoda - kogo powinna wybrać. Czy mądrego, lubującego się w nauce Bena czy może wysportowanego kapitana drużyny pływackiej Paxtona? Czy Davi podejmie odpowiednią, dojrzałą decyzję?
fot. kadr z serialu Jeszcze nigdy...
Pozytywność, a seans rodzinny
Pierwszą sprawą na którą chciałbym zwrócić uwagę jest dobroć i pozytywna atmosfera jaka wypełnia w całości
Jeszcze nigdy… . Nie ma tutaj mroku i zła, które potrafią wypełniać wiele współczesnych produkcji. Nie neguję tutaj, rzecz jasna, żadnych dzieł zewnętrznych. Mam na celu wyłącznie zaznaczyć pozytywność, która jest nierozerwalną częścią recenzowanego serialu. W produkcji występują oczywiście smutne, przygnebiające momenty. Są to jednak sytuacje prawdziwe, życiowe, trudne, ale naturalne. Widz po seansie nie wychodzi przygnębiony rzeszą negatywnych myśli. Produkcja ta potrafi podbudować oglądającego i zmotywować do działania, tak jak główna bohaterka motywuje innych. To jest ten serial, który każdy chce mieć na momenty smutku. To jest ta historia, na której ktoś chce się wesprzeć po ciężkim dniu. To jest wreszcie TA fabuła, którą chcemy mieć na podorędziu, kiedy chcemy obejrzeć jakiś serial całą rodziną, ale boimy się, że w połowie rodzic każe go wyłączyć. Sprawdzałem to osobiście. Pozytywność
Jeszcze nigdy… wypełnia więc do głębi. Bohaterowie wychodzą z każdej tragedii obronną ręką. Mimo licznych trudności, zawsze dają radę.
Do wyboru do koloru
Bohaterowie
Jeszcze nigdy… mają bardzo barwne osobowości. Od klasowego błazna, który bardzo dobrze zna się na rodzajach win, po dziewczynę, która chodzi z dwoma chłopakami jednocześnie i ma problem ze swoimi emocjami. Od dermatolożki, która ma wielki problem z wychowaniem córki, po starszego pana, w którym podkochują się wszystkie panie z domu starców. Bohaterowie są tak wielowarstwowi, nie ma w serialu osoby złej, nie ma jak już mówiłem samego zła. Są tylko postaci błądzące, zagubione i zdezorientowane. Jak to powiedział Seneka Młodszy -
błądzić jest rzeczą ludzką. I w nurcie tej idei żyją postaci omawianego serialu. Wielowymiarowe kreacje bohaterów w połączeniu z jeszcze jednym czynnikiem są naprawdę silnym filarem
Jeszcze nigdy….. . Cechą tą są dialogi. Wymiany zdań, ironia i riposty są czymś niesamowitym. Niektóre z tych dialogów mogłyby bez wątpienia stać się kultowe. Ich siła, humor i przenikliwość to coś niesamowitego. Barwne postaci toczą więc barwne dialogi, czego chcieć więcej.
Czy aby na pewno jest to serial młodzieżowy?
Jeszcze nigdy… został zaklasyfikowany do grona seriali młodzieżowych. Czy nie ujmuje mu to w pewien sposób? Prawda, poruszane są w nim tematy bardzo bliskie współczesnym młodym ludziom, nie jest to jednak wszystko. Zauważane są w nim problemy ogólnoludzkie, ogólnośrodowiskowe, a nawet ogólnoświatowe. Omawiany serial przekazuje morały, poucza i radzi, jak żyć, aby być szczęśliwym. Zachęca również do zgłoszenia się po pomoc w razie problemów przerastających możliwości widza. To nie wszystko - zawiera on wiele ciekawostek, które pozwalają widzom poznać więcej świata. Mówię tutaj chociażby o kulturze hinduskiej. Nie jestem osobą kompetentną, aby stwierdzić czy
Jeszcze nigdy… w dobry sposób przedstawia społeczność mieszkańców Indii. Z licznych jednak pozytywnych komentarzy, a także tego jak pewne stereotypy są łamane na przełomie odcinków myślę, że jest to dobre źródło wiedzy na temat tej barwnej i magicznej kultury. Innych nowych i ciekawych rzeczy możemy się dowiedzieć z dialogów bohaterów, komentarzy narratorów i przedstawionych sytuacji. Podczas oglądania serialu zostaniemy nieco wtajemniczeni w pojęcia związane z komórką (tą biologiczną), dowiemy się co spotkało bohaterów
Wielkiego Gatsby’ego, a także kto użył pojęcia
zimna wojna po raz pierwszy. Dla wielu moje ostatnie zdanie może zabrzmieć trochę infantylnie z racji, że te wszystkie pojęcia znają. Cóż, w trakcie seansu na pewno dowiedzą się oni czegoś o czym nie wiedzieli, zaręczam to. I wszystkie te wątki, pouczenia i informacje, które wymieniłem, znajdziecie w serialu młodzieżowym - ciekawe prawda?
fot. kadr z serialu Jeszcze nigdy...
Ach ta Devi…
Główna bohaterka większości odcinków jest równie barwna jak reszta jej zwariowanej ekipy. Chociaż ten epitet nie jest chyba najtrafniejszy w odniesieniu do fabuły - zachęcam do obejrzenia i sprawdzenia dlaczego. W każdym razie Davi jest dobrą chociaż zagubioną osobą. Nie panuje nad swoimi emocjami i reakcjami. Oprócz jej niespodziewanych wybuchów, odczucia bohaterki pozwala nam również poznać narrator (któż by się spodziewał!), a także psycholożka, z którą bohaterka ma liczne sesje terapeutyczne. Ostentacyjne decyzje i posunięcia Devi, mogą mocno irytować widza. Nie robi ona tego jednak w złej intencji. Chce dobrze, czasami myśląc wyłącznie o sobie, ale nie chce nikogo skrzywdzić. Nie życzy ona nikomu źle, często boi się podjąć dojrzałą decyzję. Czasami woli jej w ogóle nie podejmować, w czym przypomina liczne grono nas samych. W całej historii ze wszystkich dobrych rad i propozycji, na przód wysuwa się jedno zdanie - p
rawda zawsze wyjdzie na jaw, nie ważne co zrobimy. I to pieczołowicie, choć nie w świadomy sposób uświadamia nam historia Devi. Nie jest to może najważniejsza myśl w całej produkcji, mimo to warto ją zapamiętać. Duże oszustwa nigdy nie wytrwają w cieniu, a ukażą się w świetle codziennym w najmniej oczekiwanym momencie.
fot. kadr z serialu Jeszcze nigdy...
Jakiś głos z góry
Innym wielce interesującym i bardzo ważnym pomysłem twórców jest narrator. Tak jak w poprzednim sezonie, tak również i tutaj John McEnroe (w ubiegłym wieku jeden z najlepszych tenisistów na świecie) nie zawodzi. Jego narracja, a w tym komentarz, to perfekcyjne dopełnienie historii. Amerykanin swoimi przemyśleniami ubarwia jeszcze dodatkowo ciekawą historię nastolatki z Los Angeles. Uważam, że John McEnroe reprezentuje również widza. Jego spostrzeżenia przypominają te, które nie raz towarzyszą nam podczas seansu. Były mistrz porównuje również przeżycia głównej bohaterki do swoich, czym także nie odbiega od możliwego zachowania widza. Jednocześnie jest on również bardzo barwnym człowiekiem. Zmiany głównego bohatera na jeden epizod serialu to również dobry zabieg. Wraz z nim zmieniany jest także sam narrator, który jeszcze bardziej może się utożsamić z nową najważniejszą postacią. Bo o to utożsamienie właśnie chodzi. Potrójne utożsamienie i wczucie się, narratora, widza i bohatera.
fot. kadr z serialu Jeszcze nigdy...
Jeszcze nigdy… jest interesującą produkcją opowiadającą historie niesamowitych bohaterów. Serial ten łamie stereotypy, pociesza, radzi i informuje. Takich produkcji potrzebuje dzisiejszy człowiek, w czasach kiedy coraz więcej osób choruje na depresję. Barwni bohaterowie i ich dialogi, kompozycja, kadry i wszystkie inne barwne (ostatni raz używam tego słowa, obiecuję) cechy malują bardzo kolorowe, ciekawe i ważne dzieło. Tworzą niesamowity obraz.
Ilustracja wprowadzenia: Netflix