Gdy słyszę tytuł Król Szamanów, to od razu przypominają mi się beztroskie lata dzieciństwa. Upalne lato, cola ze szklanej butelki jak i również wymachiwanie kijami wraz z przyjaciółmi wcielając się w Yoh Asakurę. Od razu jak dowiedziałem się, że reboot tego kultowego anime pojawi się na Netflix zacząłem odliczać dni. W końcu się doczekałem. Oto recenzja odświeżonej wersji Króla Szamanów!
Król Szamanów to anime, którego większej grupie odbiorców nie muszę przedstawiać. Każdy kto dorastał na początku XXI wieku zapewne zna to jakże kultowe intro, zaczynające się od
otwórz oczy za siebie spójrz... Ten serial animowany z kraju kwitnącej Wiśni opowiada o przygodach Yoh Asakury, który jest szamanem, a wraz z przyjaciółmi wyrusza na turniej odbywający się raz na 500 lat. Oczywiście zwycięstwo w turnieju równa się z byciem tytułowym Królem Szamanów. Netflixowa wersja różni się w znacznym stopniu od tej, którą znam z dzieciństwa, lecz wcale nie odbiera jej jakości. Dodatkowo historie, które widziałem na nowo wywołały na mej twarzy uśmiech nostalgii.
kadr z serialu Król Szamanów
Na pierwszy rzut oka wyróżnia się niesamowicie odświeżona szata graficzna, która nadaje powiewu świeżości na to anime. Z racji, że oryginał pochodził z 2001 roku, to jednak animacje trochę się już postarzały, tak samo jak kolory. Przypominało to trochę te wszystkie
Dragon Balle czy
Naruto. Tutaj kolory są naprawdę ostre, dokładne, aż chciało się oglądać. Twórcy również nie próżnowali z animacją, sprawiając, że szamańskie starcia są teraz naprawdę widowiskowe, a także bardziej krwawe od pierwotnej wersji. Produkcja z 2021 roku z tego co wiem, jest bardziej zgodna z materiałem źródłowy czyli mangą. Różnic między fabułą nie wyhaczyłem zbyt wielkich, jedynie parę nowych postaci, czy też zlepienie kilku odcinków w jeden.
Skoro wspomniałem o tym zlepianiu odcinków, to nie wiem czy uwzględnić to w plusach czy minusach. Sprawia to, że serial jest krótszy lecz nie odbiera na rozumieniu fabuły. Dajmy na przykład odcinek pierwszy, który wprowadza nas w uniwersum. Poznajemy tam Yoh, Amidamaru czy... Mantę (o tłumaczeniu wspomnę trochę później), jak i również słyszymy o długu Amidamaru. Znając oryginalną wersje, to spłacanie długu jest rozdzielone na dwa odcinki, natomiast w wersji z 2021 w jeden. Wycięto cały proces spotkania z Mosuke, jedynie o nim wspominając. Tak samo jest w odcinku, w którym poznajemy Tokagero, a drużyna Ryu osiada w nowej bazie.
kadr z serialu Król Szamanów
Widzów ucieszy na pewno powrót kultowych już postaci. Pyska Anna, głupkowaty Ryu czy wcześniej wspomniany Yoh. Gdy zobaczyłem moją ukochaną Jun Tao w odświeżonej wersji to aż dostałem serduszka w oczach. Faust VIII na przykład wygląda przerażająco (oczywiście nie w negatywnym sensie)! Niestety poprzez naszych polskich tłumaczy, dziś nieco gubiłem się w imionach. Tak jak Jun, Faust czy Yoh byli przetłumaczeni identycznie, tak teraz dostaliśmy Mantę zamiast Morty'ego, Rena zamian Lenny'ego czy Hao zamiast Zeke'a. Fakt, tak nasi bohaterowie nazywali się w oryginalne, lecz dla fanów, którzy oglądają to po tak długim czasie jak ja może to być problematyczne. Nie wspominając już o zmianach kolorów duchów stróży.
Wspomnę też o tym, że produkcja jest o wiele brutalniejsza, niż oryginał. Mamy tutaj więcej krwi, a także wulgarności. Sam odcinek z Faustem VIII był dla mnie przerażający, zwłaszcza scena z Mantą. Jest to prawdziwa jazda bez trzymanki, co łączy się bardziej z mangą, aniżeli produktem z rynku amerykańskiego, który dostaliśmy na początku wieku.
kadr z serialu Król Szamanów
Nowa wersja
Króla Szamanów daje nam powiew świeżości, w tę jakże zapomnianą przez wielu cudowną animację. Dostajemy bohaterów, których pokochaliśmy w dzieciństwie, kilka nowych scen, a nawet skład drużyny Hao uległ w pewnym stopniu zmianie. Niestety wszystko to kosztem skrócenia odcinków. Pierwszy sezon zawiera ich zaledwie 13. Liczę, że nie będę musiał długo czekać na kontynuację, a drugi sezon tej niesamowitej historii mnie nie zawiedzie. Amidamaru, do miecza!
Ilustracja wprowadzenia: kadr z serialu Król Szamanów
Geek i audiofil. Magister z dziennikarstwa. Naczelny fan X-Men i Elizabeth Olsen. Ogląda w kółko Marvela i stare filmy. Do tego dużo marudzi i słucha muzyki z lat 80.