Dzieciaki robią głupie rzeczy. Robią też rzeczy złe, okrutne, jednocześnie pozostając poza jakąkolwiek kontrolą ze strony bliskich. Na ile można je za to osądzać, a na ile tych, którzy ich z różnych powodów nie dopilnowali lub opuścili? Na Disney+ pojawił się niedawno solidny kryminał, który poszukuje odpowiedzi na te pytania.
Rebecca Godfrey (Riley Keough) wraca po dziesięciu latach do kanadyjskiej Victorii. Do wyjazdu stamtąd zmusiła ją nieprzepracowana tragedia związana z jej rodziną. Teraz jednak kobieta postanowiła powrócić i w ramach swojej pisarskiej kariery chce napisać książkę o dorastaniu w lokalnej społeczności z perspektywy młodych dziewczyn. Jej dziennikarskie plany zostaną „wzbogacone” o nowy temat: w mieście dochodzi do wstrząsającego morderstwa nastoletniej Reeny Virk (Vritika Gupta) które bada lokalna policja, na czele z Cam Bentland (Lily Gladstone). O udział w zbrodni oskarżane jest wiele osób, w tym dziewczyny, z którymi ofiara się trzymała. Pojawiają się zatem oczywiste pytania: kto zabił? Dlaczego? Jak brzmi prawda?
Prawda, sprawiedliwość, wspólne dobro i wartości. Te wszystkie słowa każdy odmienia przez wszystkie przypadki, interpretuje na swoją wygodę. Showrunnerka serialu, Quinn Shepard zabiera widzów do niewielkiej, pozornie zżytej miejscowości w późnych latach 90. Victoria, bo taką nosi nazwę to położone w Kanadzie miejsce, jest miejscem zróżnicowanym rasowo i religijnie. Ponad tymi oczywistymi różnicami to miejsce jak każde inne, zamieszkałe m.in. przez nastolatków z różnych przyczyn zamieszanych w zbrodnię. Most zbrodni sprawnie radzi sobie z ukazywaniem niuansów rasowych, ale i klasowych. Żadne z nich nie jest w tym serialu bez znaczenia.
Każdy odcinek jest reżyserowany przez inną osobę, więc myślę że „obarczenie” głównej twórczyni odpowiedzialnością za całość będzie najwłaściwsze. W tym przypadku słowo „obarczenie” nie ma negatywnych konotacji – Most zbrodni w sporej części ogląda się z uwagą. Widzowi nie rzuca się miliona twistów na minutę, ale rozrysowane wątki Reeny, a zwłaszcza jej oprawców, zagęszczają się i przeplatają na tyle, że łatwo jest się wciągnąć w historię. Ta jest naprawdę dobrze budowana – gdy wydaje się, że mamy do czynienia z głównym antagonistą, w ramach odkrywania kolejnych kart prawda okazuje się znacznie bardziej skomplikowana. Sama Reena nie jest tutaj przedstawiona jako niewinne dziecko.
Siła Mostu zbrodni tkwi chyba szczególnie w obrazie młodych bohaterów. Fakt, jako kryminał i dramat rozdrapujący rany głównych bohaterek sprawdza się bardzo dobrze (choć ich wątek romantyczny jest chyba najmniej potrzebny fabule). Opowiada jednak o czymś dużo prostszym niż się wydaje – poczuciu przynależności. To spaja wszystkie mikrohistorie: Reena tak naprawdę ponosi śmierć pośrednio przez to, że chciała być częścią lokalnego, młodocianego „gangu”, Rebecca zatraciła swoje związki z tym miejscem po dawnej tragedii, z którą się nigdy nie uporała (wątek jej relacji z Walterem – fantastyczny), Josephine, Dusty, Kelly, Walter i inni – chcieli być kimś, mieć sens wypełniający im poczucie opuszczenia i tożsamość. Wybrali najgorszą do tego drogę.
Ten serial oprócz rozwiązywania zagadki „kto zabił”, silniej skupia się na tym, co doprowadziło do tej zbrodni. Jest tego sporo, ale ośmioodcinkowa forma sprzyja dość szerokiemu spojrzeniu na losy wszystkich bohaterów – ich sytuację rodzinną. Silnie akcentuje religijne aspekty życia rodziny Reeny i jego wpływu na nią, dużo czasu poświęca fascynacji gangsterską subkulturą. Od pewnego momentu staje się też dramatem sądowym i komentarzem do ułomności wymiaru sprawiedliwości i systemu, który zamiast naprawiać, woli likwidować.
Postaci na ekranie nie brakuje. Siatki powiązań, motywacji i (przeważnie złych) decyzji bohaterów są coraz szersze, a scenariuszowi udaje się sprawić, żeby większość wybrzmiała. Riley Keough i Lily Gladstone wypadają w swoich rolach raczej bezbłędnie. Keough świetnie portretuje Rebeccę i napędzające jej działania poczucie winy, sam serial nie robi z niej heroicznej dziennikarki bez skaz. Gladstone zaś świeżo po wybitnej roli u Martina Scorsesego znów wciela się w rolę silnej kobiety, ale tym razem od innej strony – nieustępliwej policjantki, którą sprawa Reeny coraz bardziej przybija.
Można odnieść wrażenie, że ich wątki czasami za często schodzą na pierwszy plan. To jednak momenty, bowiem Most zbrodni daje dużo pola do popisu swoim nieletnim bohaterom. Szczególnie dobrze swoją obecność ekranową zaznaczają Chloe Guidry jako liderka dziewczęcego gangu Josephine, a także Izzy G. W roli Kelly, jej mającej problemy z agresją przybocznej. Mnie szczególnie ujął Javon Walton, wcielający się w Waltera Glowatskiego (dopiero później rozpoznałem w nim Ashtraya z Euforii). Każde z tych dzieciaków ma swoje interesujące i doprowadzające je do obecnego miejsca origin story, jest bohaterem, którego się śledzi z uwagą, niezależnie od oceny.
Most zbrodni ma swoje pojedyncze, mniej potrzebne elementy, jednak pozostaje jednym z lepszych seriali, jakie ostatnio zawitały na Disney+ (ta platforma ma swoją drogą dobrego nosa do kryminałów, po dobrym Morderstwie na końcu świata i rewelacyjnym Pod sztandarem nieba). Wciąga, ma gęstą akcję, złożoną historię, bohaterów za którymi podążamy – ma to, czego takim produkcjom trzeba.
Dziennikarz filmowy, który uwielbia kino gatunkowe. Od ckliwych komedii po niszowe horrory. W redakcji Movies Room odpowiedzialny za recenzje oraz rankingi.