Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

next

Batman: Mroczny mściciel – recenzja serialu Prime Video. Nowy detektyw w mieście

Autor: Adam Kudyba
14 sierpnia 2024
Batman: Mroczny mściciel – recenzja serialu Prime Video. Nowy detektyw w mieście

Nie da się na palcach nawet pięciu par rąk zliczyć wszystkich dzieł kultury (komiksów, filmów, seriali), w których pojawił się Batman. Mroczny Rycerz zawsze mniej lub bardziej fascynował – obrzydliwie bogaty mężczyzna, brutalnie osierocony, wypowiadający wojnę przestępczości w Gotham. Czy animowany Mroczny mściciel oferuje nam jakąś świeżość w tej historii? I tak, i nie.

Batman w tym wydaniu (i z głosem Hamisha Linklatera) jest raczej początkującym strażnikiem ulic Gotham, do którego mieszkańcy nie mają jeszcze zaufania. W oczach jednych jest nadzieją na pokonanie zgnilizny toczącej miasto, inni zaś uważają go za zagrożenie konieczne do zwalczenia. Jest również Brucem Waynem – popularnym miliarderem, który w dzieciństwie stracił rodziców. Pod maską Człowieka-Nietoperza wypowiada wojnę przestępczości, której macki sięgają bardzo szeroko.

Po nowym serialu o Gacku można było się spodziewać trochę więcej już od momentu poznania nazwisk twórców. Za reżyserię wziął się tercet Sotta-Berkeley-Peters, którego każdy członek na produkcjach animowanych i komiksowych zjadł zęby. Showrunnerem jest Bruce Timm, ojciec sukcesu najsłynniejszego i najlepszego Batman: The Animated Series, scenarzystą zaś Ed Brubaker. Nazwiska szanowane, cenione, znane z jakości. Gdy do tego dodać nadzór producencki takich osób jak J.J. Abrams, czy zajmujący się reżyserią najnowszych filmów o Batmanie Matt Reeves, można czuć, że właściwi ludzie są na właściwym miejscu.

Gdyby szukać analogii do aktorskich filmów, na poziomie opowiadania historii największe podobieństwo czuć względem najświeższego filmu z Robertem Pattinsonem w roli głównej. „Tutejszy” Batman jest paniczem, opryskliwie traktującym wszystkich, którzy chcą mu pomóc czy okazać serce. To dość zbliżone kreacje młodych, mrocznych mężczyzn żyjących zemstą i żądzą wypleniania zła w Gotham, emocjami wyrastającymi na dawnej krzywdzie. Analogie analogiami, ale faktem jest, że Mroczny mściciel zawiera w sobie trochę nowości. Najczęściej dyskutowaną publicznie pewnością była ta robiąca z Pingwina Pingwinkę. Trzeba przyznać, że zmiana ta wypadła naprawdę świetnie. Antagonistka jest elegancka, szykowna, jednocześnie groźna i bezwzględna. Nawet wobec swoich synów, których wątek uważam za zbyt szybko roztrwoniony potencjał.

No i tutaj właśnie mam mieszane uczucia. Z jednej strony 25-minutowy metraż odcinków wystarcza w zupełności i żeby widza nie znudzić, i żeby ciekawie opowiedzieć fabułę. Z drugiej jednak, schemat „jeden odcinek-jedna historia” nie leży mi szczególnie i chyba wolałbym, żeby wydarzenia toczące się w serialu były nieco bardziej ciągłe. Przez to Mroczny mściciel sprawia momentami wrażenie, jakby trochę instrumentalnie wykorzystywał postacie, które są naprawdę ciekawe, a nawet fascynujące. Tych jest sporo: mamy Firebuga, Ruperta Thorne’a, Clayface’a, Nocturnę, czy samą Harley Quinn, której origin story wypada dość dziwnie (choć na plus, bo trochę oryginalniej). Jest gdzieś w tych opowieściach też to, co jest de facto rdzeniem całości – subtelnie przemycona krytyka kapitalizmu i jego destrukcyjnego wpływu na społeczeństwo.

Historia wypada najlepiej, gdy pozostaje wśród tych postaci, którzy nie zakrywają się maskami. Korupcja w miejskiej policji, utrata kontroli nad nią przez komisarza Gordona, próba przebicia się detektyw Montoyi, przeplatanie się polityki z biznesem, wreszcie chyba najspójniej poprowadzony wątek – Harveya Denta/Dwie Twarze. Choć jego finał i aspekt lepionej na ślinę przyjaźni z Brucem rozczarowuje, scenariusz ciekawie go buduje, a w jego charakterze i późniejszej vendetcie jest coś, co pociąga. Czy to samo można powiedzieć o Batmanie? I tak, i nie. Na pewno znakomicie wypada podkładający mu głos Hamish Linklater. Cieszę się z tego, zwłaszcza, że dobrze pamiętam go z Nocnej mszy, w której wykazał się świetnym aktorstwem. Mroczny Rycerz w najnowszej interpretacji jest brutalnym wojownikiem, który zdecydowanie nie przypomina pacyfisty używającego przemocy tylko w obronie własnej. Walczy, ale nie zawsze wygrywa. Psychologicznie to może nawet trochę za bardzo nieodkryta karta, której brakuje jeszcze trochę tego mroku, przesuwania granic na skraj.

Ostatnia scena sezonu sugeruje, że Mroczny mściciel jeszcze powróci – zatem jest nadzieja na progres w przedstawieniu postaci Batmana, który póki co zdaje się być zbyt schowany. Sama animacja nie boli specjalnie w oczy, kostium udanie nawiązuje do pierwszego znanego światu wizerunku postaci. Mrok jest i dosłowny, i metaforyczny – ciemne barwy, dużo cienia, a klimat zepsucia i przemocy towarzyszy w każdym odcinku. Zbrodnie wyglądają tutaj rzeczywiście jak zbrodnie, zaskakująco dużo dzieje się w kadrze, całościowo naprawdę dobrze się to ogląda. Chociaż prawdopodobne ramy czasowe kłócą się trochę np. Ze statusem i kolorem skóry niektórych bohaterów, to Mroczny mściciel spełnia się jako powrót do pozbawionego nowoczesnych technologii „oldskulu”. Fani detektywistycznych, noirowych klimatów powinni być ukontentowani.

Batman: Mroczny mściciel nie jest serialem w pełni spełnionym. Świetnie buduje klimat, wprowadza paletę ciekawych bohaterów oraz wątki, które wciągają, nie zawsze jednam wykorzystuje swój potencjał, zostawia jednak pewne fabularne furtki uchylone. Z chęcią je otworzę, bo jako fan mrocznych historii i sympatyk uniwersum Batmana czuję, że obejrzałem coś nieidealnego, ale dobrego, klimatycznego i absolutnie wartego uwagi.

Inne recenzje seriali na Movies Room:

Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Adam Kudyba

Dziennikarz

Dziennikarz filmowy, który uwielbia kino gatunkowe. Od ckliwych komedii po niszowe horrory. W redakcji Movies Room odpowiedzialny za recenzje oraz rankingi.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.