Przejęcie marki Gwiezdnych Wojen przez studio Myszki Miki wprowadziło spory rozłam w fandomie. Sam należę do tych, którzy zachwycali się w nastoletnich latach komiksami w stylu Karmazynowego Imperium, przygodami Boby Fetta tudzież książkami o Sithach i typach spod ciemnej gwiazdy w przestępczej branży. Disney wyjściowo wyrzucił to wszystko do klitki o nazwie Legendy, po czym zaczął robić własne porządki - jedne lepsze, drugie gorsze. Zanim obejrzałem pierwszy odcinek omawianego serialu, pogodziłem się już z tym, że pozostanie mi teraz wyłącznie odgrzebywanie dawnych klasyków dzieciństwa. Ale nadchodzi nowa nadzieja.
A miejscem na jej zapoczątkowanie okazuje się jakaś zapomniana przez Moc planeta. Lwia część tego skandalicznie krótkiego (niespełna 40 minut) odcinka to wstępna ekspozycja. Ot, pozbawiona bajkowej oprawy i blichtru rodem z
Przebudzenia Mocy czy
Ostatniego Jedi prezentacja łowcy nagród (Pedro Pascal) w naturalnym dla siebie środowisku. Wszystko bez zbędnych przemów, zgodnie z zasadą "show, don't tell". Lokacje, po których antybohater
The Mandalorian się porusza, są jakby żywcem wzięte z Mos Isley z IV epizodu gwiezdnej sagi. Brud, ubóstwo, szemrane środowisko i przemoc na każdym kroku. Jednocześnie zaś cała oprawa - włącznie ze świetnymi scenami akcji i klimatyczną ścieżką dźwiękową - sprawia, że serial wygląda niczym fragment pełnometrażowego, wielomilionowego projektu.
kadr z serialu The Mandalorian
Mroczniejsza strona galaktyki, która z powodu upadku Imperium - podczas swojego panowania mimo wszystko starającego trzymać się jako taki porządek - popadła w jeszcze większą anarchię. Czysty gwiezdnowojenny Dziki Zachód. Żadnego patosu, marysuizmu czy społecznych komentarzy (tak, piję do wątku Finna i Rose u Riana Johnsona). Już pojawiło się kilka ciekawych, różnorodnych postaci, a spora ich część to członkowie innych ras. Bardzo miło, że nie-ludzie nareszcie przestali pełnić rolę maskotek bądź statystów. Grany przez Nicka Nolte'ego samotnik już teraz wpłynął na historię mocniej niż wszystkie Porgi razem wzięte. Serial przesiąknięty jest również wieloma ciekawymi smaczkami nawiązującymi do starej trylogii.
Ale
The Mandalorian to nie tylko nostalgiczny powrót do przeszłości. Wspominałem o Dzikim Zachodzie? Sposób kręcenia serialu może przywodzić na myśl słynne antywesterny w stylu Sergio Leone, w których po świecie szwendają się bezimienni rewolwerowcy starający się zarobić na życie zgarnianiem nagród za łapanie zbirów. Nawet tytułowa postać załatwia większość problemów dzięki posługiwaniu się blasterem z wprawą i elegancją, jakiej nie powstydziłby się młody Clint Eastwood. Dodatkowo widać, że twórcy starają się w nienachalny sposób wprowadzić jakieś jego
backstory. Szczególnie cieszyć też może rozwijanie wątku ludu Mandalorian. Dotąd nie wgłębiano się zbyt mocno w ich sięgającą tysiące lat wstecz kulturę (najnowsze animacje skupiają się raczej na ich militarnej stronie), bo taki Jango Fett z Prequel Trilogy ewidentnie zerwał niemal wszelkie znamiona przynależności do tej dumnej, hermetycznej społeczności. Co więcej, to sprawia, że główny bohater tej historii nie jest kolejnym zwykłym, małomównym łowcą nagród o przyziemnych upodobaniach. Najdziwniejszym na razie fragmentem jest finałowa scena pilota. O nią też można mieć największe obawy, bo tego typu wątki potrafią czasem popsuć najciekawszą narrację. Ale nie ma co martwić się na zapas.
kadr z serialu The Mandalorian
Mam pełną świadomość, że w trakcie pisania tej recenzji jestem jeszcze pod wpływem nieomal dziecięcej ekscytacji wynikłej z tego, iż zobaczyłem w produkcji live-action z tego uniwersum coś, czego nie spodziewałem się już obejrzeć. Być może zatem
The Mandalorian posiada rysy (albo ich zarzewie), których nie dostrzegłem, ale na obecną chwilę nie widzę powodu, żeby ich specjalnie szukać. Promocyjne materiały obiecywały mi serial, przy którym powrócę do dawnego, pozbawionego disneyowskiego pierwiastka klimatu - i pilot dał mi to w nadmiarze. Zobaczymy, co przyniosą nam kolejne epizody, ale wydaje się, że możemy być w miarę spokojni.
Ilustracja wprowadzenia: Disney
Miłośnik literatury (w szczególności klasycznej i szeroko pojętej fantastyki), kina, komiksów i paru innych rzeczy. Jeżeli chodzi o filmy i seriale, nie preferuje konkretnego gatunku. Zazwyczaj ceni pozycje, które dobrze wpisują się w daną konwencję.