Przyznam szczerze, że po wciąż niezłym, ale zdecydowanie gorszym od poprzedników 3. sezonie serialu Ty, obawiałem się, na jaki pomysł tym razem wpadną twórcy. Wynikało to przede wszystkim z tego, że mimo angażującej fabuły, całość zaczęła wpadać w wir powtarzalności, który nie potrafił odpowiednio zamknąć opowiadanej historii. Zawiodłem się zwłaszcza na poprowadzeniu relacji Joego z Love, która w 2. sezonie stanowiła siłę tej produkcji. Niemniej znów wróciliśmy do punktu wyjścia, a główny bohater po raz kolejny zaczął prowadzić swe życie od nowa. Czy to miało prawo się udać? O dziwo tak, a nawet mogę śmiało stwierdzić, że pierwsza połowa nowego sezonu Ty znacznie wyróżnia się na tle pozostałych.
Joe Goldberg (
Penn Badgley) w 4. sezonie serialu
Ty powrócił w nowym i lepszym wydaniu niż dotychczas. Tym razem przeniósł się do Londynu, gdzie rozpoczął pracę na uczelni wyższej jako profesor literatury, Jonathan Moore. Zanim jednak do tego doszło, otrzymujemy szybkie zamknięcie wątków rozpoczętych w poprzedniej serii. Nie ukrywam, poczułem lekki zgrzyt, gdyż historia, którą budowano przez cały sezon, została zamknięta w kilku scenach. Choć rola ta była stosunkowo oklepana (zważając na schemat, do którego przyzwyczaił nas serial), postać Marienne (
Tati Gabrielle), której to się tyczy, zyskała moją sympatię. Z drugiej strony, gdyby nie ten zabieg, prawdopodobnie otrzymalibyśmy kolejną powtórkę z rozrywki, co z kolei zaczęłoby być najzwyczajniej nużące. W ten oto sposób postawiono na coś nowego, bo nie tylko miejsce akcji się zmieniło, ale także rola głównego bohatera, który z mordercy przeistoczył się w protektora.
https://www.youtube.com/watch?v=3tCApQjCTO8&ab_channel=NetflixPolska
Nowe środowisko - nowe wyzwania
W nowych odcinkach Joe Goldberg zaczął otaczać się ludźmi, z którymi nie miał zwyczaju obcować. Jest to bowiem wyższa klasa społeczna stanowiąca dla niego środowisko obce i trudne do adaptacji. Bohater, aby sobie poradzić w nowej rzeczywistości, stara się jak najbardziej dopasować do nowych znajomych, a w szczególności do Kate (
Charlotte Ritchie), która przykuła jego uwagę. Tylko tym razem stosunek Joego wobec kobiety różni się od tego, co zwykł oferować nam serial. Ten nie okazuje oznak obsesji, jest zdystansowany, gdyż doświadczenie nauczyło go, czym może poskutkować zbyt silne przywiązanie. Jest to również aspekt dający twórcom ogromne możliwości w kreowaniu fabuły. Nowe środowisko, wątki oraz postacie niewątpliwie wpływają na dodanie produkcji oryginalności, której zabrakło w 3.sezonie. I mimo że część poznanych bohaterów nieszczególnie wpada w pamięć, intryga krążąca wokół nich stanowi niezaprzeczalny atut pierwszej połowy sezonu.
Ty staje się serialem detektywistycznym
W przypadku poprzednich sezonów, przez lwią część czasu obserwowaliśmy, jak Joe Goldberg, krok po kroku, planuje osiągnąć swe szalone cele. Często zdarzało się, że coś nie szło po jego myśli, jednak ostatecznie za każdym razem udawało mu się przezwyciężyć wszelkie trudności. Tym razem jest inaczej. Pomimo udanego sfingowania własnej śmierci, ktoś wie, gdzie tak naprawdę znajduje się Joe, a na dodatek stale go obserwuje. Osoba ta jednak nie ujawnia się w sposób bezpośredni. Zamiast tego, wysyła naszemu antybohaterowi masę tajemniczych SMS-ów. Nie da się ukryć, iż po raz pierwszy doświadczamy sytuacji, w której Goldbergowi towarzyszy stałe poczucie zagrożenia. Joe teraz nie tylko musi rozwiązać zagadkę dotyczącą jego nowych znajomych, ale także powiązać z nią tajemniczego prześladowcę, który zna jego prawdziwą tożsamość. Jest to naprawdę ciekawy zabieg, który również stanowi dowód na to, że serial zmierza w dobrym kierunku, korzystając z naprawdę niebanalnych pomysłów.
Joe Goldberg zmienia nie tylko tożsamość
Niewątpliwie najbardziej zaskakującym elementem pierwszej części 4. sezonu
Ty jest gwałtowna przemiana głównego bohatera. Wiąże się to oczywiście ze wszystkim, co napisałem wyżej. Joe całkowicie zmienia swój charakter, nie chce powtarzać swych błędów przeszłości. Odnoszę wrażenie, że ten stara się wykreować złudne wrażenie przemiany w protagonistę, któremu chętnie kibicujemy. W swoich narracjach oraz dialogach z bohaterami możemy zauważyć, iż ten podchodzi teraz do życia w inny sposób, niż zapamiętaliśmy. Możliwe, że w ten sposób twórcy starają się go wybielić lub wręcz przeciwnie, przedstawiają obraz odmienionego człowieka, by w pewnym momencie wbić mu szpilę i przypomnieć o jego prawdziwej naturze. Nie wiem, jest to tylko moje gdybanie, ale z pewnością dalszy rozwój jego postaci otrzymamy w drugiej połowie sezonu.
Czy było warto?
Od razu odpowiem, że było, niemniej jednak wciąż uważam, że gdyby nie ostatnia scena 2. sezonu, jego zakończenie byłoby idealne. Z drugiej strony pierwsza połowa 4. sezonu
Ty okazuje się naprawdę pozytywnym zaskoczeniem. Zamiast spełnienia mych największych obaw, o których napisałem na początku tekstu, nowe odcinki oferują sporą dawkę świeżości. Dzięki osadzeniu akcji w innej lokacji, a także wprowadzeniu dotąd nieporuszanych wątków, całość pozostaje angażująca i pełna napięcia. Liczę na to, że druga część utrzyma podobny poziom i będzie stanowić dowód na to, że kontynuowanie tej serii jest słuszne.
Fan kina z gatunku Tim Burton. Poza tym miłośnik dobrego dramatu, często wracający do luźniejszych produkcji. Stara się nadrobić wszelkie zaległości serialowe, których końca nie widać. W wolnych chwilach sięga po literaturę obyczajową.