Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Kino Świat

Armand – recenzja filmu. Tragikomedia w szkolnych ławkach

Autor: Hanna Kroczek
3 października 2024
Armand – recenzja filmu. Tragikomedia w szkolnych ławkach

Macie czasem taki sen, w którym budzicie się w szkole? Siedzicie w ławce i piszecie sprawdzian albo stoicie przy tablicy i macie pustkę w głowie? Definicja koszmaru w czystej postaci. Znowu czujecie stres, widzicie poirytowanie wymalowane na twarzy nauczyciela. Spokojnie, nie zaproponuję wam powrotu do prawdziwych szkolnych ławek. Armand to bezpieczna alternatywa. Mnóstwo emocji i wrażeń, ale zza wielkiego ekranu.

Film opowiada o incydencie, który zaszedł między dwoma sześciolatkami. Rodzice chłopców zostają wezwani do szkoły, aby omówić zajście i zastanowić się nad dalszym postępowaniem. Spotkanie ma prowadzić młoda nauczycielka, której brakuje jeszcze doświadczenia jej starszych kolegów. W swoim gabinecie czeka również dyrektor i szkolna pedagog, tak w razie czego. Szybko okazuje się jednak, że to, co zaczęło się jako rozmowa o dzieciach, nabiera nieoczekiwanego kształtu. Rodzice zaczynają się nawzajem oskarżać, wytykać sobie błędy, wplątują w swoje zatargi nauczycieli. Chłopcy schodzą na dalszy plan, a między dorosłymi wybucha wielki konflikt.

CZYTAJRZESZOW.PL - KULTURA - DKF Zorza. We wtorek przedpremierowy pokaz  filmu „Armand” i dyskusja

fot. materiały prasowe

Rodzice sześciolatków ukazani są na zasadzie przeciwieństw. Mamę Armanda, Elizabeth, poznajemy, gdy pędzi swoim Volvo w otoczeniu leśnych krajobrazów. Kiedy dociera do szkoły słyszymy postukiwanie jej obcasów i od razu dostrzegamy aurę, jaką ze sobą niesie. Nowoczesna kobieta, ekscentryczka. Rodzice drugiego chłopca, Jona, przedstawieni są zupełnie inaczej, bardziej normalnie. Ubrani w codzienny strój wchodzą do sali lekcyjnej i pogrążają się w rozmowie z wychowawczynią. Od momentu przedstawienia rodziców, napięcie rośnie i rośnie. Poznajemy okoliczności dziecięcego incydentu, lepiej przyglądamy się dorosłym. Powietrze z każdym oddechem jest cięższe. Różnice w światopoglądach, metodach wychowawczych i podejściu do dzieci z każdą minutą stają się wyraźniejsze. Do tego wszystkie konfrontacje i rozmowy odbywają się w klaustrofobicznym uczuciu ścisku. Momentami widzimy, że rodzice po prostu chcą stamtąd uciec, wyrwać się. Sprawę trzeba jednak doprowadzić do końca.

Renate Reinsve, grająca mamę Armanda, wypada w tym filmie fenomenalnie. Przez niecałe dwie godziny filmu zobaczymy cały wachlarz emocji, a scena śmiechu zakończona płaczem zostanie w mojej głowie na długo. Ellen Dorrit Petersen i Endre Hellestveit, czyli rodzice Jona, tworzą świetny duet, który zmaga się nie tylko z całą aferą, ale również wewnętrznymi demonami. Są lustrzanym odbiciem postaci Reinsve, a przynajmniej tak może się wydawać… Do tego Thea Lambrechts Vaulen, nauczycielka, wpisuje się w tę rolę bez zarzutu. Tchnęła w nią życie, oddała młodość, wrażliwość i ujmującą delikatność. Trzy różne punkty widzenia, a tak wspaniale ze sobą pracowały.

Armand": Recenzja. Obnaża absurd norweskiego systemu edukacji - Film w  INTERIA.PL

fot. materiały prasowe

Zobacz także: Reagan – recenzja filmu. Ballada o niezłomnym kowboju Joker: Folie à deux - recenzja filmu! Szaleńczo nieporadny Aftermath. Most w ogniu – recenzja filmu. Nie ma to jak weterani

Pełnometrażowy debiut Halfdana Ullmanna Tøndela to dobry przykład umiłowania skandynawskiego kina do konfrontacji. Jest coś niezwykle intrygującego w oglądaniu ludzi, którymi miotają skrajne emocje. Poziom adrenaliny sięga zenitu, łzy niebezpiecznie gromadzą się w kącikach oczu, a nasz umysł nie potrafi do końca zapanować nad władającymi nim emocjami. Tøndel, jako autor scenariusza i reżyser, pokazał, że nie trafił do świata kina przez przypadek. Wnuk Liv Ullmann i Ingmara Bergmana ma ten zawód zapisany w DNA. Armand zaowocował reżyserowi Złotą Kamerą w Cannes dla najlepszego debiutanta oraz został wybrany jako norweski kandydat do Oscara. W filmie zobaczymy podziały w społeczeństwie, poszukiwanie prawdy w licznych kłamstwach. Może zrozumiemy jak ogromny wpływ mamy na dzieci i czym owocują różne metody wychowawcze.

Mimo licznych zachwytów, trzeba też zwrócić uwagę na problemy tej produkcji. Pierwsze trzydzieści minut filmu niezaprzeczalnie się broni. Napięcie elektryzuje widza i usadza go na krawędzi fotela. Po ich upływie energia zaczyna się stopniowo wyładowywać. Metaforyczne sceny szaleńczego tańca, wątki pozostawione bez wyjaśnienia i dziury w opowieści. Sam zamysł fabularny naprawdę dobrze działa, ale po drodze doszło do jakiegoś zagubienia. Może to kwestia zbyt dużych chęci czy ambicji. Prostota w tym przypadku byłaby najlepszym rozwiązaniem. Brakuje tu przede wszystkim klamry, która szczelnie zamknęłaby tę historię, a widzowi dała szansę na rozładowanie napięcia. Wielka szkoda, bo debiut Tøndela zapowiadał się świetnie.

Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Hanna Kroczek

Dziennikarka

Studentka dziennikarstwa, miłośniczka szeroko pojętej popkultury. Fanka filmów Marvela, krwawych horrorów i Szekspira. W wolnej chwili czyta książki, robi zdjęcia i chodzi na koncerty. Od niedawna zapalona widzka dokumentów. Marzy o prowadzeniu zajęć filmowych dla dzieci i młodzieży.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.