Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Wesołe czy straszne? Święta na Paramount Network

Kuchenna rewolucja – recenzja filmu. Sztućce narzędziami rewolucji

Autor: Adam Kudyba
11 września 2024
Kuchenna rewolucja – recenzja filmu. Sztućce narzędziami rewolucji

Kino demaskujące fałszywość ludzi wpływowych i posiadających władzę stało się ostatnimi czasy jednym z najczęściej prezentowanych obrazów we współczesnych filmach. To temat niewątpliwie ważny, aktualny od niepamiętnych czasów, znajdujący swoje ujście w wielu gatunkach. Kuchenna rewolucja nomen omen rewolucji nie czyni, ale jest bardzo zgrabną pozycją w swojej kształtującej się podgrupie kina inteligentnie wojującego z niesprawiedliwością.

Akcja filmu zostaje osadzona w 1918 roku. Ameryka, a zwłaszcza jej najuboższa klasa, przechodzi gigantyczny kryzys – ledwo skończyła się I wojna światowa, a w kraju pojawia się kolejne tragiczne w skutkach zjawisko – hiszpanka. Upadają małe interesy, biedni umierają na ulicach: albo z choroby, albo z braku środków. Ci bardziej majętni chronią się na wsiach w swoich wielkich posiadłościach. Jednym z takich ancymonów jest Jay Horton (Billy Magnussen) – dziennikarz posiadający polityczne ambicje i usta pełne przelewanych na papier frazesów o sprzyjaniu tzw. working class. W tym samym czasie w jego rezydencji pojawia się nowy kucharz, Floyd Monk (Peter Sarsgaard). Jego przybycie znacząco wpłynie na panujący dotychczas porządek w życiu Hortona i jego rodziny.

Kuchenna rewolucja to dzieło dwóch reżyserów i scenarzystów zarazem – debiutującego Josepha Schumana i nieco bardziej doświadczonego, choć bez większych sukcesów na koncie, Austina Starka. Panowie mogą być z siebie zadowoleni, bowiem na obu poziomach ich film się sprawdza. Domyślnie jest on czarną komedią, ale wchodzi w skuteczny mariaż chociażby z kinem kostiumowym. Choć miejscem akcji są przede wszystkim włości Hortona, twórcy tam gdzie mogą, wykorzystują szansę na odzwierciedlający się w scenografii czy strojach klimat wczesnego XX wieku.

Rdzeniem filmu jest jednak motyw klasowy. Gdyby bez większych spoilerów wskazać kierunek, w którym porusza się postać dziennikarza, najbliżej mu będzie do starszej pani z W trójkącie Östlunda, która uznała, że przysłuży się i wesprze pracowników statku każąc im wykąpać się wraz z nią w jacuzzi. Widz nie ma wątpliwości od pierwszych minut, że Horton reprezentuje środowisko oświeconych liberałów, którzy równość głoszą, a nie wprowadzają w życie. Gdy naprzeciw niego staje nowy pracownik uczący pozostały personel świadomości klasowej, domowe mury stają się dla niego swoistym polem doświadczalnym, weryfikującym, czy słowa mają pokrycie w czynach.

Pojawienie się Monka w murach jego rezydencji stanowi jednak coś więcej niż prosto postawiony konflikt pracodawcy i pracownika. Pomaga w tym motyw rozszerzającej się terenowo pandemii, której okoliczności sprawiają, że ze względu na chociażby zagrożenie głodu, bariery klasowe i zasady panujące w domu zostają siłą rzeczy poluzowane. Schuman i Stark inteligentnie przeciwstawiają sobie Hortona z Monkiem, do samego końca skutecznie utrzymując główny (i całkiem logiczny) twist dotyczący kucharza. Co ciekawe, nie przedstawia się go raczej jako fascynującego wichrzyciela – bliżej mu do figury sprytnego człowieka, który skorzystał z okazji, by wcielić w życie swój plan. Ten jest moralnie zrozumiały i jak na różne historie prezentowane w ramach kina z szyldem „eat the rich”, tutaj jest coś świeżego i prawdziwego.

Finalny wydźwięk filmu nie napawa optymizmem – klasa najzamożniejsza nie odpuści, gdy w grę wchodzi zagrożenie wobec jej pozycji i władzy. Billy Magnussen doskonale wciela się w Hortona – człowieka, któremu na tych wartościach mocno zależy i który pogrąża się w ich utracie, im dłużej walczy z kucharzem. Oczywiście, jest to utarta figura żałosnego, bogatego lalusia, ale aktor nadaje swojej postaci charyzmę wystarczającą do oglądania jej losów z zainteresowaniem.

Ma jednak trudnego rywala, bowiem Peter Sarsgaard w roli tajemniczego przybysza jest absolutnie bezbłędny. Nie jest to co prawda tak doskonała kreacja, jak w Pamięci czy Uznanym za niewinnego, niemniej aktor bezczelnie się bawi swoją postacią. Monka nie jest łatwo odczytać – jego czyny nie zawsze są godne pochwały, zachowuje się podejrzanie i cwaniacko, czuć, że jest z nim coś nie tak, od samego początku pobytu u Hortonów praktycznie podważa utwardzony stan rzeczy. Jednocześnie staje się ważną postacią w domu i dużym wsparciem – dla personelu, dla dzieci i żony Jaya, Julie. Odbiera mężczyźnie wszystko – władzę, autorytet, męskość i zdrowie. Nie będę kłamał, na większość tych zjawisk patrzyłem z przyjemnością, tym bardziej, że rywalizacja postaci Sarsgaarda i Magnussena jest faktycznie przewrotna i przedstawiona w sposób świeży.

Kuchenna rewolucja to nieoczywista rozrywka i rozgrywka, której osią jest walka o dominację, a co za tym idzie, dość prostą w swym założeniu zemstę. To jedna z przyjemniejszych i lepszych klasowych satyr, jakie ostatnimi czasy pojawiły się w kinach. Były lepsze, ale ta warta jest uwagi i 98 minut spędzonych w kinie.

Inne filmowe recenzje na Movies Room:

Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Adam Kudyba

Dziennikarz

Dziennikarz filmowy, który uwielbia kino gatunkowe. Od ckliwych komedii po niszowe horrory. W redakcji Movies Room odpowiedzialny za recenzje oraz rankingi.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.

Ocena recenzenta

75/100
  • Świetni Sarsgaard i Magnussen
  • Kapitalna scenografia i kostiumy
  • Dobre fabularne rozegranie pojedynku głównych bohaterów
  • Wątek pandemiczny zagęszcza akcję
  • Świeżość w przedstawianiu nierówności klasowych
  • Przydałoby się trochę więcej czasu dla bohaterów na drugim planie
  • Film nie jest mimo wszystko aż tak wywrotowy, jak się reklamuje

Movies Room poleca