Każdy kolejny dzień zdjęciowy będący niespodzianką i przygodą; próba zmierzenia się z wyobrażeniami reżysera; łzy wzruszenia po zobaczeniu gotowego filmu oraz wszechobecne... psie kupy. Aktorki Yalitza Aparicio i Marina de Tavira zdradziły nam kulisy tego, jak pracowało się przy najnowszej produkcji Alfonso Cuaróna.
Roma, film autora
Grawitacji i
Ludzkich dzieci, nagrodzony został już
Złotym Lwem podczas festiwalu w Wenecji. Jest to pierwsza produkcja, w której powstanie zaangażowany jest Netflix, która spotkała się z tak doskonałym przyjęciem wśród widzów i krytyków i jest typowana do najważniejszych nagród w branży. Oparty na historii z życia reżysera film pokazuje konflikty rodzinne i społeczną hierarchię na tle politycznego chaosu początku lat 70. w Meksyku. Pochodzące z indiańskiego ludu Misteków Cleo (Yalitza Aparicio) i Adela (Nancy García García) pracują jako gosposie dla niedużej rodziny w zamieszkiwanej przez klasę średnią w Romie, dzielnicy stolicy kraju. Sofia (Marina de Tavira) jest matką czwórki dzieci i na codzień stara się uporać z nerwowością, którą wnosi wiecznie nieobecny mąż. Cleo i Sofia muszą zmierzyć się z dramatami, które przetaczają się przez ich życie, gdy w ich otoczeniu dochodzi do gwałtownych zmian społeczno-politycznych. Film trafi do wybranych kin w Polsce 14 grudnia, tego samego dnia dostępny będzie na platformie streamingowej Neflix.
Yalitza Aparicio to prawdziwy naturszczyk, trafiła na kasting do Romy przypadkiem, bo jej siostra wysłała ją, by zobaczyła, jak to jest. Cuarón wybrał ją z tysiąca aktorek, ponieważ niezwykle przypominała Libo, jego opiekunkę i gosposię w rodzinnym domu z czasu dzieciństwa. Yalitza zagrała główną rolę opartą na tej postaci - Cleo.
Marina da Tavira to doświadczona aktorka filmowa i telewizyjna, pracująca od dwudziestu lat w Meksyku. Grała w takich filmach jak Zona, Do sławy jeden krok i serial Netflix Nieposkromiona. Pierwowzorem Sofii, którą gra Marina, jest matka reżysera.
Z aktorkami spotkaliśmy się przy okazji brytyjskiej premiery filmu podczas Londyńskiego Festiwalu Filmowego.
Yalitza, ponoć przed dołączeniem do obsady nie wiedziałaś, kim jest Alfonso Cuarón. Czy jest on tak mało znany w Meksyku, czy po prostu nie interesujesz się kinem?
Yalitza Aparicio: To prawda, nie miałam pojęcia, kim jest ani nie widziałam żadnego z jego filmów. Powiedziałam mu o tym, ale on stwierdził, że to żaden problem. Dodał tylko:
nie chcę, żebyś widziała którykolwiek z nich, żeby twój umysł nie został skażony.
Pracowałyście bez scenariusza. Jak to wpłynęło na grę na planie i poznawanie swoich postaci?
Marina de Tavira: Myślę, że taka sytuacja to wielki dar dla aktorów. Musiałyśmy stawiać czoła dzień po dniu temu, co Alfonso dla nas przygotował. Dla mnie aktorstwo to bycie bez przerwy w czasie teraźniejszym. Nigdy nie było to bardziej dosłowne niż w procesie powstawania
Romy.
YA: Podobnie jak Marina uważam, że był to dar. Mogłyśmy odkrywać to, co się wydarzy, działając w danej chwili, zupełnie jak w prawdziwym życiu, a w nim przecież nie ma scenariusza. Jako że nie grałam wcześniej w filmie nie wiedziałam, czy to normalna praktyka, czy nie.
Yalitza Aparicio w filmie Roma / fot. materiały prasowe Netflix
Praca bez scenariusza musiała być katuszem dla profesjonalistki, która nie jest do tego przyzwyczajona. Czy trudno ci całkowicie zaufać Alfonso?
MT: Wcale nie. Jako aktorka zawierzyłam absolutnie sposobowi jego pracy oraz temu, jak oddawał w nasze ręce swoje wspomnienia, swoje odczucia jako dziecko, mówił ma o tym, co wydawało mu się, że przechodziła wtedy jego mama. Było to piękne i jestem wdzięczna, bo pozwolił mi pracować z moimi własnymi wspomnieniami, które zaczęły się rozwijać w niespodziewany sposób, dzień po dniu.
Jak czułyście się odgrywając prawdziwych ludzi z życia reżysera?
YA: Było to z jednej strony cudowne, z drugiej - przerażające, bo wiedziałam, jak wyjątkowa dla Alfonso była Libo. Bałam się, że nie będę w stanie osiągnąć tego, co ode mnie oczekiwał.
MT: Starałam się o tym zbyt wiele nie myśleć. Alfonso najpierw opowiedział mi szczegółowo historię swojej matki, która była pierwowzorem dla postaci Sofii. A potem dodał:
zapomnij o tym, co ci powiedziałem, wybrałem cię do tej roli ze specjalnego powodu, bo ona siedzi gdzieś wewnątrz ciebie. Wtedy przestałam myśleć o tym, że to postać oparta na jego matce i zaczęłam ufać temu, że ma to być bardziej o mnie i ma to więcej wspólnego z własnymi doświadczeniami z moją matką.
Czy udało ci się z nią spotkać?
MT: Tak, tylko raz. Wydusiłam z siebie tylko "to zaszczyt panią poznać". Było to w dniu, gdy kręciliśmy scenę, kiedy Sofia mówi swoim dzieciom, że ich ojciec nie przyjedzie jednak na święta do domu. Jest to wyjątkowa scena i wiedziałem, że matka Alfonso jest na planie i ogląda to, co robimy. Wiem też, że zdołała jeszcze zobaczyć film, choć nie do końca ukończony. [Matka Cuaróna zmarła w tym roku - przyp. RF].
Marina de Tavira w Wenecji podczas premiery filmu Roma / fot. materiały prasowe La Biennale
Yalitza, ty również spotkałaś się z Libo, pierwowzorem swojej postaci. Było to pomocne czy raczej onieśmielające?
YA: Tak, poznałam ją jeszcze zanim zaczęliśmy pracę na planie
Romy. Kiedy z nią rozmawiałam, wzbudziła we mnie spokój, bo byłyśmy bardzo podobne w wielu rzeczach. Powiedziała mi nawet, że przypominam jej nią samą z czasów młodości. Więc nawet jeżeli obawiałam się, że będę przedstawiała tak niesamowitą osobę, pamiętałam o tych podobieństwach, co mnie uspokoiło. Próbowałam oddać tą postać, jakbym to ja żyła jej życie.
Dla reżysera był to bardzo osobisty projekt. Czy był taki też dla was? Ile z własnego życia włożyłyście do filmu?
YA: Było to dla mnie bardzo wyjątkowe, bo w moim domu kobiety funkcjonowały właśnie w taki sposób, jak jest to przedstawione w
Romie. Były silne razem, wspierały się, radziły sobie razem z problemami. Wszystko, przez co przechodziła filmowa rodzina, odbijało się w moim rodzinnym domu, z moją mamą i siostrą. Wspierałyśmy siebie nawzajem i młodsze rodzeństwo. I moja mam również pracowała jako pomoc domowa, zupełnie jak Cleo.
MT: Moje własne doświadczenia jako matki i córki zaczęły się ujawniać w czasie pracy na planie filmu. Moja bohaterka zostaje zostawiona przez męża, przechodzi przez rozwód, wychowuje sama dzieci... Radzi sobie z tym wszystkim dzięki obecności niezwykłych kobiet, takich jak Cleo, które porzucają swoje społeczności, czasem nawet własne dzieci, żeby zamieszkać w obcych domach z cudzymi dziećmi, które kochają jak swoje. To bardzo skomplikowana rzecz, która wymaga mnóstwa serca.
Które sceny były najtrudniejsze do nakręcenia?
YA: Dla mnie najbardziej problematyczna była scena w oceanie. Na początku wydawało mi się, że wejście do wody będzie bardzo proste. Ale potem zobaczyłam fale i przestraszyłam się nie na żarty. W tej scenie przynajmniej wiedziałam, co się wydarzy, bo w innych naprawdę nie miałam pojęcia, co mnie spotka.
MT: Najbardziej wyzywająca była wspomniana wcześniej scena z oznajmieniem dzieciom faktu, że ich ojciec porzucił rodzinę. Składa się na nią bardzo długie ujęcie. Musiałam być świadoma czasu, który Alfonso potrzebował na to ujęcie, ale także reagować na to, co zrobią dzieci, co za każdym razem było inne. Musiałam wypowiedzieć swoje kwestie, być świadoma, co robi kamera... W dodatku reżyser nie chciał, by dzieci zwracały na nią uwagę, by myślały o upływających minutach. Ja byłam za to odpowiedzialna. Wytłumaczył mi również, że chciał, żebym miała bardzo silną emocjonalna reakcję przed uruchomieniem kamery, a moment przed wejściem na plan żebym te emocje "połknęła", nie pokazywała ich. Wynikało to z tego, że w przypadku Sofii ból jest zawsze obecny w jej życiu, ale nie chcieliśmy tego pokazywać nachalnie. Kręciliśmy tą scenę naprawdę długo, bo przez dwa dni.