Druga Wojna Światowa, temat opowiedziany w kinie na tysiąc różnych sposobów. Biografie bohaterów i zbrodniarzy, historie niosące nadzieję i te, których łamiące serce momenty pozostają z nami długo po seansie. Gdzieś z boku przebiegają opowieści alternatywne, inspirowane wydarzeniami tamtego okresu, ale wyraźnie stawiające pytanie: co by było gdyby? Lee. Na własne oczy zdaje się przyglądać tym wszystkim dziełom i niczym młodsza siostra próbuje pokazać, że też ma znaczenie. Wychodzi jej to jednak dosyć słabo.
Podążając śladami tytułowej bohaterki trafiamy do Paryża. Tam modelka i entuzjastka fotografii rozkoszuje się błogim spokojem i otoczeniem światowej garstki inteligenckiej. Wszyscy mają otwarte umysły, są żądni nowych doświadczeń. Widok nagości czy wulgarność w żaden sposób ich nie onieśmiela. Trio Kate Winslet, Marion Cotillard i Noémie Merlant robi ogromne wrażenie. Przecież to niezwykle utalentowane aktorki, artystki nagradzane licznymi nagrodami i cenione przez widzów i krytyków. Tylko czy to ma znaczenie? Wystarczy delikatnie zanurzyć się w historię kobiet, w których role się wcielają, aby zobaczyć, że wybory obsadowe są co najmniej dziwne. Duże nazwiska sprzedają film, to żadna nowość. Czemu jednak nie dać szans komuś nowemu, może bardziej zbliżonemu do pierwowzoru?
fot. materiały prasowe
Historia Lee Miller jest fascynująca. Nie była jakąś przypadkową, ładną dziewczyną z plakatów. Była muzą artystów, modelką, fotografką, kobietą wykształconą i pewną siebie. Perturbacje życiowe prowadziły ją w różnych kierunkach. Wspinała się po szczeblach Vogue’a, aby z pięknych planów zdjęciowych przenieść się na linię frontu i stanąć twarzą w twarz z ofiarami wojny. Kto jeszcze może pochwalić się fotografią w wannie Hitlera? Mimo niezwykłego zaplecza historycznego, film Ellen Kuras zupełnie nie wybrzmiewa jako intrygująca opowieść. Nijaki scenariusz zabiera jakiekolwiek elementy zachwytu sprzed twarzy widza. Kate Winslet, choć wybrana w niezrozumiałych przeze mnie okolicznościach, tworzy portret Lee Miller, który zupełnie nie pasuje do tej produkcji. Czemu? Bo naprawdę wybitnie ukazuje tę bohaterkę. Problem w tym, że gdy dookoła brakuje elementów, które zbudują jej otoczenie, sama tytułowa bohaterka nie wybije się na pierwszy plan jako fascynująca i intrygująca. Z pustego nawet Salomon nie naleje.
Kostiumy to kolejny aspekt filmu, który nieco mnie zawiódł. Rewolucje modowe między 1920-1950 rokiem to szalenie ciekawy temat. Chłopięce, pozbawione wyraźnych konturów ubrania lat 20. zaczęły zmieniać się w sprzeciwiające się tej modzie bardziej kobiece fasony lat 30.. Później lata 40., Złota Era Hollywood, gwiazdy filmowe i blichtr pierwszych stron gazet zamienił się w inspirowane męskimi kombinezonami fabrycznymi ubrania. W 1947 roku pojawia się The New Look Christiana Diora i świat mody powraca do normalnego dla niego szaleństwa. Przy całej tej historii i bogactwie inspiracji film wybiera najbezpieczniejszą opcję, czyli rozkloszowane spódnice z koła, materiały w kropki i kapelusze. Mówimy o modelkach, o świecie Vogue’a. Czy właśnie takie ubrania byłyby dla nich oczywistym wyborem? Nie chcę mi się w to wierzyć.
fot. materiały prasowe
Nie zamierzam nazywać tej produkcji kompletną porażką. Jest to typowy film, na który idzie się z klasą w dzień wolny od zajęć dydaktycznych. Podąża wyraźnie wytyczonymi ścieżkami, wpisuje się w doskonale znane nam szablony. Scenariusz może i nijaki, kostiumy może i mało odkrywcze. Liczę jednak, że po seansie Lee. Na własne oczy znajda się ludzie, którzy w tej produkcji znajdą zachętę do zagłębienia się w świat Lee Miller i odkrycia jej niezwykłego życiorysu. Film to pierwszy krok, drugi musicie wykonać sami.
Studentka dziennikarstwa, miłośniczka szeroko pojętej popkultury. Fanka filmów Marvela, krwawych horrorów i Szekspira. W wolnej chwili czyta książki, robi zdjęcia i chodzi na koncerty. Od niedawna zapalona widzka dokumentów. Marzy o prowadzeniu zajęć filmowych dla dzieci i młodzieży.