Warszawa na trzy dni stała się centrum koncertowego świata, jako że Taylor Swift i jej The Eras Tour pojawili się w stolicy naszego kraju. Oryginalne kostiumy, bransoletki przyjaźni, brokat, frędzle i kolorowe kamyczki stanowiły obowiązkowe wyposażenie każdego fana artystki. To niezwykłe wydarzenie już za nami. Część ludzi pozostaje pewnie w pokoncertowej depresji, ale z pomocą przybywa M. Night Shyamalan i proponuje swoje nowe dzieło – Pułapkę.
Film zabiera widza w świat muzycznego szaleństwa. Główny bohater, Cooper, zdobył dla swojej córki bilety na koncert jej ulubionej artystki. Podekscytowana dziewczynka nie może usiedzieć na miejscu, gdy jadą na wydarzenie samochodem. Ubrana tematycznie wyskakuje z pojazdu i pędzi stanąć w kolejce. Towarzyszy jej przy tym ojciec, którego nie tyle cieszy koncert, co radość córki. Impreza trwa w najlepsze. Fani w merchu tańczą, nagrywają TikToki. Miejsce aż pulsuje niesamowitą energią. W pewnym momencie cudowna bańka pęka. Cooper dowiaduje się, że koncert to pułapka na seryjnego mordercę, Rzeźnika. Wszystkie wejścia obstawione są policjantami, co jakiś czas dostrzegamy też meleks z pracownikami FBI. Całemu temu zamieszaniu przewodzi jeden cel – złapać Rzeźnika. Nikt jednak nie wie, że jest bliżej niż im się wydaje. W końcu Cooper stoi na płycie zaraz pod sceną.
fot. materiały prasowe
Historia seryjnego mordercy zamkniętego w koncertowej hali naprawdę mnie zaintrygowała. Oglądając zwiastun, poczułam, że M. Night Shyamalan wraca do dobrego kina. Tym razem zamiast opowiadać o nadprzyrodzonych mocach i mrocznych demonach, trzyma się realizmu i klasyki. Dostajemy dzięki temu thriller, który utrzymuje widza w napięciu i zaciekawia kreacjami postaci. Jedną z nich jest Cooper, czyli Rzeźnik, którego fenomenalnie zagrał Josh Hartnett. Bohater żyje jednocześnie w dwóch światach – ciepłym, rodzinnym z żoną i dwójką dzieci oraz mrocznym, w którym ćwiartuje ludzi dla zabawy. Stara się utrzymać swoje dwie twarze z dala od siebie. Hartnett świetnie operuje mimiką. Tiki nerwowe wypracował do perfekcji, a skakanie między uśmiechem i Kubrick Stare wykonuje z łatwością. Trzeba też wspomnieć o Ariel Donoghue, która skradła moje serce. Jej ekscytacja na widok idolki wyglądała tak realistycznie, że od razu uwierzyłam w tę postać. Rozpacz wywołała u mnie ciarki. Młoda aktorka ma jedynie czternaście lat, ale pokazuje w tym filmie świetny warsztat. Mamy też idolkę nastolatek, Lady Raven, graną przez Salekę, córkę reżysera. Jest to kolejne dziecko twórcy, które wkracza w świat filmu. Kilka miesięcy temu mogliśmy obejrzeć w kinach Watchers w reżyserii kolejnej córki, Ishany Night Shyamalan. Wracając jednak do Saleki, wykazała się w tej roli naprawdę dobrze, a do tego oczarowała widzów swoim głosem. Czyżby nepotyzm okazał się być nieszkodliwy?
fot. materiały prasowe
Dobra obsada jednak nie uratowała fabularnie tej produkcji. M. Night Shyamalan nigdy nie wybiera w swoich historiach prostych dróg. Zawsze skręca, tworzy serpentyny. Nigdy nie wiadomo, kiedy pojawi się nowy zwrot akcji czy moment grozy. Tutaj mi tego zabrakło. Trochę za łatwo szło głównemu bohaterowi, wszystko układało się po jego myśli. Prawdziwa akcja zaczęła się bliżej końca filmu, jednak zakończenie popsuło cały efekt. Nie nudziłam się, a nawet całkiem dobrze bawiłam. Brakuje mi jednak tego dreszczyku emocji, który czułam przy chociażby Split.
Sinusoida świata koszmarów M. Night Shyamalana tym razem znalazła się nad wykresem, ale nie w najwyższym punkcie. Dobra zabawa i intrygująca historia pozwala na nieco ponad półtorej godzinną rozrywkę. Wychodząc z kina, Pułapka zmusi was do przeanalizowania wszystkich ruchów Rzeźnika, ale potem prędko o tym zapomnicie. Dalej czekam na powrót reżysera do jakości Split. Człowiek zawsze może pomarzyć…
Studentka dziennikarstwa, miłośniczka szeroko pojętej popkultury. Fanka filmów Marvela, krwawych horrorów i Szekspira. W wolnej chwili czyta książki, robi zdjęcia i chodzi na koncerty. Od niedawna zapalona widzka dokumentów. Marzy o prowadzeniu zajęć filmowych dla dzieci i młodzieży.