Lata lecą, a znana przede wszystkim z horrorów firma Blumhouse wciąż jest na fali. Obok ikonicznych filmów jak Paranormal Activity czy Naznaczony, współprodukowanego przez wytwórnię Uciekaj Jordana Peele’a, na jej koncie są też mniej udane M3GAN czy ubiegłoroczne Pięć koszmarnych nocy. Gdzie w tej osobliwej kolekcji sytuuje się Urojenie?
Jessica (DeWanda Wise) opuściła rodzinny dom, będąc jeszcze małą dziewczynką. Zaczęła nowe życie, dorosła, przekuła bujną wyobraźnię w coś namacalnego – została autorką cieszących się sławą komiksów o pająkopodobnych istotach. Ma także nową rodzinę – kochającego partnera Maxa (Tom Payne) i jego dwie córki z poprzedniego związku – starszą Taylor (Taegen Burns) i młodszą Alice (Pyper Braun). Dziewczyny zdają się jeszcze nie być przystosowane do nowej rzeczywistości. Gdy wszyscy wprowadzają się do dawnego domu Jessiki, okazuje się, że pomiędzy zakurzonymi pudłami pełnych rzeczy z dziecięcych lat jest jeszcze coś bardzo niebezpiecznego.
Mamy mnóstwo horrorów, których fabularnym punktem wyjściowym jest nowy dom i tajemnica z przeszłości, której trzeba stawić czoło. Optymizmem nie napawa również nazwisko reżysera. Jeff Wadlow ma bowiem na swoim koncie średniaki typu Klątwa Bridge Hollow czy Kick-Ass 2, czy o kompletnie położone Prawda czy wyzwanie. Istniała więc uzasadniona obawa, że Urojenie, mające ciekawy koncept, również okaże się słabe.
Czy ta wróżba się sprawdziła? Nie całkiem. Wadlow, będący również współautorem scenariusza, zaskakująco dużo czasu poświęca wprowadzeniu widza w rzeczywistość bohaterów. Robi to jednak na tyle dobrze, że nie czuć dłużyzny. Kto jest kim w tej układance, zarysowuje wystarczająco. Nie wszystkie fabularne karty odsłania od razu, ale gdy to już ma miejsce, łatwo się wkręcić. Bez większego przerysowania czy instrumentalizowania ogrywa temat (nie)radzenia sobie z traumą, uciekania przed nią do własnego umysłu i projekcji, które tworzy.
Urojenie nie wejdzie do kanonu najstraszniejszych horrorów XXI wieku, ale przyznać trzeba, że niektóre momenty grozy są naprawdę przyzwoicie zainscenizowane (tu duży plus dla dwóch scen – tej z udziałem kolorowej pozytywki oraz monologu w pokoju Alice). Miś Chauncy raczej nie zostanie najsłynniejszym zwierzakiem w swoim gatunku filmowym, ale dzięki niezłej operatorskiej robocie, potrafi wzbudzić niepokój. Wizualnie film wygląda trochę jak wariacja Naznaczonego i Nawiedzonego dworu. Niektóre elementy straszące działają całkiem nieźle (sekwencja z drzwiami), ale im bliżej finału, tym produkcja reżyserowana przez Wadlowa – przede wszystkim pod kątem świata przedstawionego – osuwa się w rejony kina familijnego. Jeśli chodzi o historię, to ostatni akt zaczyna się kapitalnym twistem, ale z czasem robi się przekombinowany, zbytnio pokręcony.
Aktorsko film stoi na bardzo przyzwoitym poziomie, ratując niekiedy potknięcia fabuły. Mowa tutaj zwłaszcza o DeWandzie Wise, która swoją charyzmą dodaje postaci Jessiki serca, zaś widzowi – wiarę w autentyczność jej uczuć względem przyszywanych córek czy wypieranych, traumatycznych wspomnień. Szacunek należy się również za obsadzenie postaci Alice, bowiem wcielająca się w nią Pyper Braun jest świetna i wiarygodna. Generalnie chemia między obiema postaciami jest bardzo wyczuwalna, ich losy potrafią szczerze obchodzić widza. Jedynie rola Taegen Burns sprawia wrażenie niepotrzebnej, ale nie przeszkadza aż tak mocno, jak z lekka kuriozalna postać Glorii, sąsiadki bohaterów.
Urojenie z pewnością nie zapisze się w historii kina grozy złotymi zgłoskami. Nie jest ani pierwszym, ani ostatnim przykładem romansu horrorów z motywami wymyślonych przyjaciół. W przypadku filmu Wadlowa można powiedzieć, że ma swoje dobre strony, ale nie sposób uznać go za dzieło stuprocentowo spełnione.
Dziennikarz filmowy, który uwielbia kino gatunkowe. Od ckliwych komedii po niszowe horrory. W redakcji Movies Room odpowiedzialny za recenzje oraz rankingi.