W ostatnich latach mamy istny wysyp kolejnych produkcji o niebieskich stworach z lasu. Choć nie były to tytułu z najwyższej półki, to można się było przy nich nawet dobrze bawić – a przynajmniej ja tak miałem. Może to sentyment, a może nie. Czy nowa produkcja też jest warta uwagi? Spieszę ze spoilerem – tak, to chyba najlepsza gra z franczyzy od lat.
Za wspomniany spam produkcji o smerfnych przygodach odpowiada wydawca Microids – oprócz tytułów o niebieskoskórych, dostarczył nam na przykład gry z serii o Asterixie i Obelixie czy chociażby Syberię. Francuski wydawca zdawać by się mogło próbuje wycisnąć wszystko, co się da z franczyzy, skoro już mają licencję, a jest duża szansa, że nostalgia zrobi swoje. Pewnie część osób będzie to tak odbierać, ale jak wspomniałem wcześniej, każda z wydanych w ostatnich latach gier prezentowała poziom co najmniej zadowalający. Zaczęło się od Misji Złoliść – przyjemnej platformówki 3D, potem było naprawdę dobrze zrobione Smerf Kart – jak nazwa wskazuje, klon gokartów od Nintendo, po drodze ukazał się jeszcze kontynuacja platformówki – Więzień Zielonego Kamienia, a ledwie przed kilkoma miesiącami mogliśmy zabawić się w grę imprezową Village Party – fajna sprawa na luźne niedziele z młodszymi graczami. Każdy tytuł w swojej grupie odbiorców sprawdzam się naprawdę dobrze.
I tak też przyszła kolej na najnowszą produkcję – tym razem ponownie platformówkę 3D. Teraz jednak za przygotowanie gry – na zlecenie Microids – odpowiada studio Ocellus, czyli inny zespół niż za Misję Złoliść i sequel (tam było to studio Osome, wcześniej tworzące na przykład Asterix & Obelix XXL). To dość nowy zespół, który nie może pochwalić się większymi osiągnięciami. Po pierwszej godzinie spędzonej ze Smerfy: Smerfne marzenia mogłem jednak stwierdzić, że to twórcy ambitni, z masą pomysłów. Dostaliśmy bowiem grę przynajmniej o poziom lepszą od wspomnianych dwóch produkcji, teoretycznie z tego samego gatunku, Tu jednak dopiero dostajemy tytuł, który nie chciał poprzestać na prostych założeniach i stara się dostarczyć nam coś tworzonego zwyczajnie z pomysłem.
Aby jeszcze bardziej was zaciekawić, to wymienię moje pierwsze skojarzenia w trakcie zapoznawania się z tytułem od Ocellusa. Od razu przyszły mi na myśl gry z serii LittleBigPlanet i najświeższy Astro Bot, czyli dwie duże marki do PlayStation. A nie trudno uniknąć porównać choćby do Mario 3D World czy Odyssey od Nintendo. Jeśli wiecie, z czym się je te pozycje, to będziecie mieli obraz, czego spodziewać się po Smerfnych marzeniach. Zacznijmy jednak od fabularnego wprowadzenia, choć to – jak możecie się domyślać – nie przyprawi was raczej o zawrót głowy. Smerfy, ja kto smerfy, ponownie muszą użerać się z Gargamelem, który chce sobie z nich zrobić kebaba czy innego fastfooda – może smakują lepiej niż kula mocy z osiedlowej budy. Tym razem nasz smakosz à la Książulo wymyśla sprytny plan, że nakarmi leśne krasnale jagodami z jakimś magicznym eliksirem, mającym pozwolić namierzyć niewyrośniętych delikwentów. Gdy smerfy zjadają potrawę przygotowaną przez Kucharza ze wspomnianych jagód, zapadają w magiczny sen. Tu wkraczamy my w roli default smerfa, a naszym zadaniem staje się odwiedzenie snów (a raczej koszmarów) smerfów, by w ten sposób ich wybudzić. Proste, skuteczne, a przede wszystkim widowiskowe.
W grze udajemy się do konstelacji, która składa się ze snów najpopularniejszych smerfów. Spotkamy tu 4 duże, rozbudowane sekwencje senne (po 3 długie etapy) oraz kilka mniejszych, każda o innym smerfie. Na przykład na początku udajemy się do snu Kucharza – tam spotykamy smerfy, które cierpią na niestrawność. Można zadać pytani: czy to jedzenie Kucharza im zaszkodziło? Etapy utrzymane są w tematyce jedzenia, a na koniec musimy zmierzyć się z bossem – którym jest nie kto inny jak Pasibrzuch. Następnie trafiamy do mniejszego świata, składającego się z dwóch krótszych etapów – teraz jest to sen Krawca. W tej krainie obracamy się w temacie materiałów, włóczek i tak dalej. Tematów jest całkiem sporo, więc każdy znajdzie sobie swój ulubiony – dla mnie to koszmar Lalusia, który nie może przejrzeć się w swoim ukochanym lusterku.
Pomysłowość twórców na kreację światów z koszmarów to jedno – za co ogromny plus – ale trzeba też powiedzieć, że gra broni się również gameplayowo. Każdy świat to jakaś nowość, która umila zabawę. Jednak już sam trzon rozgrywki jest naprawdę przyjemny. Nasz smerf skacze po platformach – zwykle trójwymiarowych widoku, ale są też sekwencje dwuwymiarowe – oraz rozwiązuje zagadki środowiskowe. Twórcy wymagają od nas odrobiny zręczności (czasami trochę więcej, co młodszym gracom może sprawić problem) oraz główkowania, ale tu raczej nie będziecie mieli żadnych problemów. Sterowana przez nas postać potrafi zgrabnie skakać, zawisać na chwilę w powietrzu oraz przedłużać lot za pomocą magicznej bańki, Od czasu do czasu otrzymujemy też jakąś broń, ale głównie musimy radzić sobie bez niej, korzystając z otoczenia i ewentualnie skacząc na wrogie stworki. Ogólnie cały czas dzieje się tu coś nowego, przez co nie ma kiedy się znudzić. Szkoda tylko, że gra tak szybko się kończy – bo całość nie zajmie wam więcej niż 5-6 godzin.
Super, że twórcy nie zapomnieli o trybie współpracy, który w dowolnym momencie możemy uruchomić w głównym menu. Co ciekawe, nawet jak część poziomów przeszliśmy już sami, to kolejne możemy ograć już z drugą osobą – i na odwrót. Dopiero zabawa we dwójkę nabiera prawdziwych rumieńców. W grze znajdziemy nawet ciekawą funkcjonalność, która miała chyba przede wszystkim ułatwić przechodzenie produkcji z młodszym kompanem. W sytuacji, gdy drugi gracz ma jakiś problem, nie może gdzieś się dostać, atakują go wrogowie albo zdarzyło mu się spaść, wystarczy, że wciśnie trójkąt, a dzięki temu przeteleportuje się on do swojego towarzysza. Co prawda, po dołączeniu do towarzysza będzie tylko dryfującym za nim naczyniem (możemy wtedy ogrywać fragment w pojedynkę), ale po wciśnięciu trójkąta jeszcze raz, ponownie będzie mógł sterować smerfem i znajdzie się w tym samym miejscu, co współsmerf. Świetna opcja.
Microids tym razem dostarczył grę, która może się serio podobać i chyba nie będzie wstyd polecić jej innym. Smerfy: Smerfne marzenia imponuje pomysłem na różnorodne światy ze snów, gameplay nie zawodzi, dostarczająca nam co rusz to inne urozmaicenia, a graficznie gra cieszy oko i przykuwa uwagę, co szczególnie przypadnie do gustu najmłodszych. No i jeszcze dobrze zrobiony tryb współpracy, bez którego taka gra nie ma prawa bytu. Można tylko kręcić głową, że trochę za krótko. Mimo wszystko jest to czas dobrze spędzony i bez zbędnych wydłużeń. Polecam smerfnąć!
Ilustracja wprowadzająca: materiały prasowe
Gra więcej, niż powinien. Od czasu do czasu obejrzy jakiś film, ale częściej sięgnie po serial w domowym zaciszu. Niepoprawny fanatyk wszystkiego, co pochodzi z Kraju Kwitnącej Wiśni. | [email protected]