Netflix w ostatnim czasie mocno angażuje się w produkcję animacji, zarówno tych dla dorosłych, jak i dla młodszego widza. Niedawno od giganta streamingowego dostaliśmy kolejną produkcję pt. Hilda, która skierowana jest głównie do tej drugiej grupy, choć nie tylko. Serial ten zauroczył mnie swoim ciepłem oraz magicznym światem – to idealny lek na zimne, jesienne wieczory.
Hilda to serial animowany będący adaptacją komiksu o tym samym tytule. Jego autorem jest Luke Pearson. Komiks ten zdobył dużą popularność w ojczyźnie autora - Wielkiej Brytanii oraz w Europie, nic więc dziwnego, że przełożeniem go na swoje medium zainteresował się Netflix. Główną bohaterką jest tu tytułowa Hilda, która uważa się
łowcą przygód. Dziewczyna mieszka z matką na odludziu, gdzie próżno szukać ludzkich sąsiadów. Przyjaciółmi Hildy są więc leśne zwierzęta oraz magiczne stworzenia zamieszkujące górskie tereny. Dziewczynka spotyka na swoje drodze trolle, niewidzialne elfy czy pradawne olbrzymy. Jako nieustraszona poszukiwaczka przygód pomaga im w rozwiązywaniu problemów oraz zyskuje ich wdzięczność.
https://www.youtube.com/watch?v=W2LWAftzrqk
To właśnie świat przedstawiony w serialu
Hilda zrobił na mnie największe wrażenie. Pearson, tworząc go, zainspirował się prawdopodobnie skandynawskimi podaniami, gdyż to właśnie tam występują podobne stworzenia co w
Hildzie. Odkrywanie kolejnych niezwykłych stworzeń oraz ich historii daje niezwykłą frajdę. Mamy tu między innymi olbrzyma, który czeka setki lat na swoją ukochaną, ptaka gromu, który przylatuje co rok, zwiastując pomyślne plony oraz roślinki o ludzkich cechach zamieszkujące podziemia. Świat jest naprawdę magiczny i trudno mi znaleźć inne produkcje utrzymane w podobnym klimacie. Na plus produkcji niech świadczy, że przy historii z olbrzymem miałem podobne uczucie zachwytu, co oglądając pierwszy raz niezwykłe filmy Ghibli stworzone przez Hayao Miyazakiego – mimo że dzieła te dzieli oczywista przepaść kulturowa.
Ten niezwykły świat
Hildy został dodatkowo ubrany w zdobną szatę. Oglądając serial Netflixa nasze oczy uraczy bowiem niezwykle piękna oprawa graficzna. Mamy tu do czynienia z ręcznie rysowaną animacją (postacie i tła), co kompletnie odróżnia
Hildę od niedawno recenzowanego przeze mnie
Smoczego Księcia, gdzie zastosowano mix animacji komputerowej i klasycznej. Choć w ostatnim czasie coraz częściej powstają produkcje z animacją 3D, to ja nadal jestem wielkim fanem ręcznie rysowanych klatek. Dlatego też
Hilda urzekła mnie od pierwszego wejrzenia – po prostu nie da się nie zachwycić tymi pięknymi widoczkami górskich terenów, no nie da się. Paleta kolorów użyta przez twórców jest bardzo ciepła i przywodzi na myśl złotą jesień. Serial zdaje się więc idealny na obecną porę roku i tak w istocie jest. Kocyk, ciepła herbata i
Hilda – trio idealne.
Fot. Kadr z serialu Hilda
W nowym tworze Netflixa mamy kilka postaci, choć oczywiście na główny plan wybija się tytułowa Hilda posiadająca zdecydowanie najbardziej złożony charakter. Jest to bardzo żwawa i inteligentna dziewczynka, która pędzi na łeb na szyję w poszukiwaniu nowych wrażeń. Jednocześnie często zapomina o skutkach swoich działań, co wyraźnie uwypuklają twórcy. Nie jest to więc infantylna, słodka dziewczynka bez wad, jak w większości produkcji dla dzieci. Hilda to również postać, z którą identyfikować będą się obie płcie odbiorców. To wyraźny trend w nowych produkcjach dla dzieci, gdzie u bohaterów nie wybijają się żadne cechy, które mogłyby być charakterystyczne dla chłopców i dziewczynek. Dzięki temu zabiegowi żadna płeć nie jest stawiana przed drugą. Inne postacie w
Hildzie to już dobrze znane schematy. Za przykład dajmy tu przyjaciół głównej bohaterki, czyli ciamajdowatego i wszystkiego bojącego się Davida oraz przemądrzałą i pedantyczną Fridę.
W Hildzie trzeba pochwalić również muzykę. Mamy tu sielankowe utwory wokalne (Kishi Bashi), a także podkreślające odlschoolowy charakter produkcji Lo-fi popowo-rockowe kawałki. Zdecydowanie jest na czym ucho zawiesić. Dla niektórych widzów wadą
Hildy może być epizodyczny charakter serialu, gdzie często jeden odcinek równa się jedna historia. Brak tu także głównej nitki fabularnej. Mnie osobiście to nie przeszkadzało, jest to po prostu idealna produkcja na dwa-trzy odcinki wieczorem. Starszych widzów może odrzucić także swoista dziecinność głównych bohaterów i ich relacji, choć trzeba pamiętać, że to przede wszystkim serial dla młodszych widzów. Myślę, że do takich produkcji trzeba podchodzić po prostu z dużą dozą dystansu, przymykając oko na pewne kompromisy.
Fot. Kadr z serialu Hilda
Hilda to serial, który od początku kierowany był do dzieci. Jednak jak to czasami bywa, gdy twórcy przyłożą się do swojej pracy, grupa odbiorców ich dzieła może znacząco się powiększyć. Tak właśnie było w tym przypadku. Sam dzieckiem bym się już nie nazwał, a przy
Hildzie bawiłem się wyśmienicie. Zauroczył mnie fantastyczny świat wykreowany przez Luke’a Pearsona oraz niezwykła oprawa graficzna serialu – tak pięknie rysowanej animacji po prostu nie sposób się oprzeć. Polecam obejrzeć wieczorem jeden-dwa odcinki i poczuć to ciepełko bijące z ekranu. Miód na zimne, jesienne wieczory.
Ilustracja wprowadzenia: Netflix
Gra więcej, niż powinien. Od czasu do czasu obejrzy jakiś film, ale częściej sięgnie po serial w domowym zaciszu. Niepoprawny fanatyk wszystkiego, co pochodzi z Kraju Kwitnącej Wiśni.
|
[email protected]