Minął miesiąc od premiery pierwszej połowy 4. sezonu Ty, co się równocześnie wiąże z wydaniem pozostałych odcinków serialu. Dotychczas nowe wyzwania Joego Goldberga wywarły na mnie naprawdę pozytywne wrażenie (o czym napisałem tutaj), dzięki czemu z większym zainteresowaniem czekałem na dalszy rozwój wydarzeń. Okazuje się, że twórcy serialu postanowili nas zaskoczyć, a to, co mogłoby wydawać się oczywiste, wcale takie nie jest. Czy to dobrze? Cóż, ja jestem jak najbardziej na tak, niemniej jednak już teraz ostrzegam, że druga część najnowszego sezonu produkcji Netflixa znacznie różni się od wszystkiego, co do tej pory w niej widzieliśmy.
Od razu chcę zaznaczyć, że naprawdę podoba mi się sposób, w jaki twórcy podzielili 4. sezon
Ty. Wiąże się to przede wszystkim z tym, że serial po raz kolejny nas zaskakuje. W odcinkach, których premiera miała miejsce miesiąc temu, mogliśmy odczuć swego rodzaju klimat detektywistyczny, który z pewnością stanowił pewne odświeżenie dla tej produkcji. Teraz zaś wracamy do thrillera psychologicznego, jednak w zupełnie innym stylu niż dotychczas. Choć część motywów, po które sięgnęli twórcy, wydaje się dobrze znana w popkulturze, nie można zaprzeczyć, iż służą one zarówno budowaniu bohaterów, jak i napięcia towarzyszącego nam podczas oglądania serialu. Krótko mówiąc, droga Joego Goldberga (
Penn Badgley) jest zdecydowanie bardziej wyboista, niż mogłoby się nam wydawać.
https://www.youtube.com/watch?v=EvwvHrtL1xY&ab_channel=Netflix
Prawdziwy roller coaster
Jak napisałem wyżej, zarówno ton, jak i dynamika drugiej połowy 4. sezonu serialu ulegają zmianie. Kiedy szósty odcinek skupia się na problemach rozpoczętych w poprzednich epizodach, tak kolejne sprowadzają nas na inne, nieprzewidywalne tory. Teraz jesteśmy wrzuceni w pewną grę psychologiczną, a otaczające ją motywy są tak charakterystyczne, że opisanie ich bądź podanie przykładu produkcji, w których występują, byłoby równoznaczne ze spoilerem. Nie ukrywam, że produkcja ta zdążyła nas przyzwyczaić do licznych zwrotów akcji, jednak tym razem przechodzą one same siebie. To w pewnym sensie stanowi zarówno atut, jak i wadę nowych odcinków. Z łatwością można dostrzec, że pewne rozwiązania fabularne idealnie wpasowują się w tę historię, co bez wątpienia wpływa na zaangażowanie widza. Z drugiej strony możemy odnieść wrażenie, iż są to zabiegi dość sztampowe, które z czasem mogą stracić na swej wyjątkowości.
fot. kadr z serialu Ty (You)
Drugi plan ożywa
Problemem, który zarzuciłem pierwszej połowie 4. sezonu były postacie drugoplanowe. Nie ukrywam, iż były one nie tylko kiepsko zagrane, ale również średnio wpadające w pamięć. W przypadku nowych odcinków to się nieco zmienia. Choć nie wszystkie na tym zyskują, wątki kilku z nich są solidnie poprowadzone. Co prawda w nowych odcinkach londyńscy bogacze nie są tak istotni, jak wcześniej, posiadają swoje momenty. Przede wszystkim tyczy się to Lady Phoebe (
Tilly Keeper) oraz Adama (
Lukas Gage), których historia nabiera tempa, dzięki czemu staje się naprawdę angażująca. Na minus za to wypada Kate (
Charlotte Ritchie). Mimo iż wciąż jest istotna dla Joego, ma tu mniejszą rolę do odegrania. Są też bohaterowie ze zdecydowanie większą ilością czasu ekranowego, a ten zostaje przez nich bardzo dobrze wykorzystany. To sprawia, że postacie uznane pierwotnie za niepotrzebne przysłużyły się opowiadanej historii. Oczywiście doświadczamy również wprowadzenia do niej nowych elementów, niemniej na to poświęcę następny akapit.
Ty w 4. sezonie buduje jedną z najbardziej zaskakujących relacji w serialu
Ci, co oglądali poprzednie odcinki wiedzą, że twórcy wprowadzili do nich postać Rhysa Montrose'a (
Edward Speleers). To tajemniczy człowiek, który zdążył się pokazać zarówno jako zagrożenie, jak i potencjalny sojusznik dla głównego bohatera. Przez jego działania Joe popadł w największe zagubienie oraz niepewność przy podejmowaniu decyzji, jakie mieliśmy okazję zobaczyć. W drugiej połowie postać Rhysa stanowi bowiem jeden z najistotniejszych elementów serialu. Przede wszystkim mam tu na myśli jego relację z Goldbergiem, która wraz z rozwojem sytuacji staje się coraz bardziej intrygująca. Z czasem Joe dowiaduje się o swym nowym znajomym przerażających informacji, które całkowicie zmieniają jego światopogląd. Od tej chwili wiemy, że Joe jest jeszcze bardziej nieprzewidywalną postacią, niż moglibyśmy się spodziewać. Bohater wpada w kolejne pułapki, które okazują się najtrudniejszymi przeszkodami, z jakimi ten musi się zmierzyć.
fot. kadr z serialu Ty (You)
Czy to koniec Joego Goldberga?
Muszę przyznać, że finał 4. sezonu
Ty poza satysfakcjonującym zaskoczeniem przyczynił się w moim przypadku do powstania pewnych obaw. Z jednej strony nowe odcinki dały nam pewne podsumowanie działań Joego Goldberga, które śledziliśmy od początku serialu. Z drugiej strony zakończenie pozostawia również uchyloną furtkę dla ewentualnej kontynuacji. Nie zdziwię się, jeśli takowa powstanie, patrząc na świetny wynik oglądalności pierwszej połowy sezonu, druga z pewnością będzie się cieszyć podobnym zainteresowaniem. Stanowi to więc świetny materiał na nakręcenie kolejnych odcinków, dzięki którym Netflix ponownie zarobiłby wielkie sumy. Mam nadzieję, że jeśli twórcy zdecydują się na wyprodukowanie 5. sezonu ten powstanie i również zaoferuje wiele ciekawych pomysłów.
Fan kina z gatunku Tim Burton. Poza tym miłośnik dobrego dramatu, często wracający do luźniejszych produkcji. Stara się nadrobić wszelkie zaległości serialowe, których końca nie widać. W wolnych chwilach sięga po literaturę obyczajową.