Ubiegły rok przyniósł światu prawdopodobnie najgorszy serial, jaki kiedykolwiek trafił na platformę streamingową. Velma została chóralnie ochrzczona jako absolutna profanacja całego uniwersum związanego ze Scooby-Doo, charakteryzująca się obrzydliwym poczuciem humoru. Mimo to otrzymała kontynuację, która - choć do bycia dobrą jej bardzo daleko - nieco nadrabia te okropności.
Akcja drugiego sezonu toczy się świeżo po zakończeniu poprzedniego. Mimo ujęcia zabójczyni, w Kryształowym Zdroju nie ma spokoju. Velma podejmuje się rozwiązania zagadki zamordowania szeryfa, Norville walczy z halucynacjami, które pojawiły się wskutek poczucia winy za śmierć matki Freda, ten z kolei usilnie chce udowodnić, że to duchy są winne nowej fali zbrodni. Do tego w mieście pojawia się Amber, która również wprowadzi zamęt w życie mieszkańców, a zwłaszcza tytułowej bohaterki i jej ukochanej Daphne.
Pierwszy sezon upadł tak nisko, że nie dało się chyba zrobić niczego gorszego. Zantagonizował wobec siebie każdą stronę światopoglądowego sporu, obrzydził upokarzającymi dialogami i kompletnie nieśmiesznym sposobem, w jaki konkretne postaci zostały przedstawione. Nic więc dziwnego, że jego poprzeczka jakości była gdzieś w okolicach Rowu Mariańskiego. Faktem jest, że druga część Velmy na całe szczęście nie powtarza błędów poprzedniczki z tak ogromną częstotliwością.
Jasne, wciąż zawiera teksty przyprawiające o żenadę, wciąż w nieśmieszny sposób znęca się nad postacią Freda, nie zmieniło się również używanie ważnych społecznie tematów do obśmiania. Twórcy za często pozwalają sobie na zajęcie się niezbyt istotnymi wątkami i przerywnikami, które wytrącają z uwagi wobec zagadki kryminalnej. Ta, podobnie jak w przypadku pierwszego sezonu, jest zaletą Velmy 2. Wątek morderstw jest zdecydowanie najciekawszy, najbardziej angażujący, bogaty w zwroty akcji i bezpieczny absurd.
Dopóki serial jest skoncentrowany na tym, dopóty jest znośny. Niestety, wątki matek Daphne walczących o reelekcję, halucynacji Norville’a, Freda w wersji chrześcijańskiego łowcy duchów, skutecznie wytrącają z uwagi. Tytułowa bohaterka wciąż jest niesympatyczna, ograniczona w swych poglądach, zaś jej relacja z Daphne nie działa szczerze w żadnym momencie – niby dziewczyny znają się od dawna, trzymają cały czas, a jednocześnie ich wzajemne zachowania są pełne toksyczności i nieufności. Nie wiem co to jest, ale jeśli twórcy serialu chcieli nam sprzedać, że to miłość, źle się do tego zabrali.
O ile w poprzednim sezonie odczuwałem – jako fan serii Scooby-Doo od najmłodszych lat – że dziedzictwo tej franczyzy jest kalane, wszelkie nawiązania fabularne czy wizualne są niczym innym jak graniem na nostalgii widzów, w tym przypadku również mam wrażenie, że twórcy wyciągnęli jakieś wnioski – easter eggi nie bolą tak mocno, zwłaszcza szalony finał i sposób, w jaki ograno tożsamość mordercy (która choć wywołała u mnie silne „what the fuck?”, na swój sposób mi zaimponowała). Na poziomie wizualnym Velma 2 nie jest najgorsza – widać w niej pewne inspiracje oryginałem i choć nie każdej złej postaci udaje się roztaczać aurę przerażenia, to jest w ich wyglądzie potencjał.
Zakończenie serialu wskazuje, że Velma może doczekać się trzeciego sezonu. Czy tak się stanie? Po pierwszym myślałem, że nikt rozsądny się nie weźmie za reanimację tak fatalnego serialu, ale to zrobiono – z nieco lepszym (choć baaaardzo dalekim od dobrego) efektem. Nie mam raczej żadnych nadziei, że Velma kiedykolwiek wejdzie na dobre tory. Drugi sezon na pewno nie jest tym momentem.
Dziennikarz filmowy, który uwielbia kino gatunkowe. Od ckliwych komedii po niszowe horrory. W redakcji Movies Room odpowiedzialny za recenzje oraz rankingi.