Serial opowiada historię Sigrid, narzeczonej króla Leifa, która poprzysięga zemstę na bogach. Thor bowiem w dniu jej ślubu urządza krwawą łaźnię, mordując całą jej rodzinę. Niedokończona przysięga małżeńska staje się nowym ślubowaniem – zemsty na synu Odyna. Sigrid nie spocznie, dopóki nie zobaczy go martwego. Jednak to nie tylko opowieść o zemście – na pierwszy plan wysuwa się także wątek rodziny, który przewija się przez całą historię w różnych aspektach.
Choć dwa pierwsze odcinki animacji Zacka Snydera nieco się ciągną, od trzeciego serial nabiera tempa i trzyma w napięciu aż do końca. Ogląda się go z zapartym tchem, a finałowe momenty przyprawiają o dreszcze ekscytacji. Z niecierpliwością czekałam na rozwiązanie intryg bogów Asgardu i zakończenia losów bohaterów, z którymi spędza się tyle czasu. Fabuła ma solidne podstawy i płynne tempo. Jest nie tylko dobrze napisana, ale także oparta na starannie zbadanej mitologii wikingów.
fot. materiały prasowe
Świat przedstawiony w serialu jest skomplikowany (pełen magii, obcych krain i imion), więc łatwo się w nim zgubić. Jednak twórcy zgrabnie rozwiązali ten problem. Kluczowe elementy fabuły są wyjaśniane przez postać poety Egilla, bez nadmiernego przeciążania widza informacjami. Mity są opowiadane jako historie przy ognisku, zawsze w służbie fabuły lub tematyki danego odcinka. Reszta szczegółów jest subtelnie ukryta – fani mitologii mogą wyłapać liczne „easter eggi".
Zachwyciła mnie także nowa interpretacja wielu elementów nordyckiej mitologii, która różni się od utartych schematów popkulturowych (szczególnie tych kreowanych przez Marvela). Na przykład koncepcja Ragnaroku, choć zachowuje swoje pierwotne znaczenie, została wzbogacona o nowe, interesujące aspekty. Również postacie, takie jak Thor, są ukazane w nowym świetle, co dodaje świeżości tej opowieści.
fot. materiały prasowe
Jeśli chodzi o bohaterów, twórcom udało się w zaledwie osiem odcinków opowiedzieć historie każdej z kluczowych postaci. Sigrid, planując zemstę, zbiera wokół siebie drużynę, w której skład wchodzą m.in. jej narzeczony, wojowniczka Hervor, krasnolud Andvari, czarodziejka Seid-Kona, wilkołak Ulfr oraz poeta Egill. Choć ekranowego czasu nie starczyło dla wszystkich w równym stopniu, każda z postaci otrzymuje wystarczającą przestrzeń, by rozwinąć swój wątek i osiągnąć satysfakcjonujące zakończenie. Mimo że żadna z nich nie jest jednoznacznie dobra, ich motywacje są zrozumiałe, a widz często może sympatyzować z nimi, a czasem nawet współczuć – dotyczy to także bogów, takich jak złożony i nieprzewidywalny Loki.
Niestety, jednym z nielicznych zarzutów wobec Zmierzchu Bogów jest nadmiar nagości i niepotrzebna seksualizacja postaci Sigrid, zwłaszcza w pierwszych dwóch odcinkach. Początkowo utrudniało to zanurzenie się w fabule, ponieważ główna bohaterka była bardziej fetyszyzowana niż przedstawiona jako silna postać z krwi i kości. Kulminacją tego absurdu były nagie walkirie na polu bitwy. Te niepotrzebne zabiegi pozostawiły we mnie lekki niesmak. Myślałam, że czasy, kiedy bohaterki walczyły w kusych strojach, podczas gdy mężczyźni nosili pełne zbroje, mamy już za sobą.
Mimo tego Zmierzch Bogów to naprawdę udana przygodówka, od której trudno się oderwać. Zarówno fabuła, jak i warstwa wizualna są dopracowane. Niektóre wątki zaskakują głębią, a bohaterowie są ciekawi i angażujący. Sama animacja jest na najwyższym poziomie – widać, że ta forma pozwala twórcom na dużo większą swobodę niż film fabularny, szczególnie w widowiskowych scenach walk. Design postaci w większości oddaje ich osobowość, a świat przedstawiony jest bogaty i różnorodny. To produkcja, do której aż chce się wracać. Naprawdę mam nadzieję, że takich animacji będzie coraz więcej. Oby tylko w przyszłości niektórzy bohaterowie byli odpowiednio odziani.
Fanka filmów, literatury i popkultury, od małego karmiona klasykami kina przez rodziców- filmoznawców. W wolnych chwilach spędza czas na chodzeniu na koncerty, siedzi przy nowym cosplay'u lub dobrej herbacie i jeszcze lepszej książce. Miłośniczka Tolkiena i animacji wszelkiej maści.