Film, na którego nikt nie czekał, spod pióra oskarowego scenarzysty science fiction. Dreed z Karlem Urbanem był wielką niewiadomą, dopóki nie okazało się, że to mięsisty, soczysty i świetnie operujący wizualiami duchowy spadkobierca takich hitów jak The Raid i Szklana pułapka. Nie da się lepiej pokazać świata Mega City One niż za pomocą jednego, parszywie nieudanego dnia z życia Sędziego Dredda. Mamy tutaj wprawdzie mnóstwo akcji, ale też i nieco wyeksploatowanego dzisiaj slow motion, ale to chyba jedyny film obok protoplasty, czyli Matrixa, który korzysta z tego zabiegu świadomie. Sceny narkotyczne oraz dekapitacja głów przestępców nigdy nie wyglądały tak stylowo. Żądamy sequela!
Z wykształcenia polonista i kulturoznawca. Stworzyły go filmy, może go też zabiją.