Richard Linklater to nazwisko, którego nie trzeba nikomu przedstawiać. Jego kultowa trylogia Before na trwałe zapisała się w pamięci widzów, a podróże śladami jej bohaterów wciąż są żywą tradycją. Na tegorocznym festiwalu Nowe Horyzonty znalazł się nawet krótkometrażowy film Athiny Rachel Tsangari o kulisach powstawania Przed północą. To jednak tylko ciekawostka. Prawdziwym wydarzeniem była premiera nowej fabuły Linklatera – Nowa fala.
Film przenosi widza do lat 60., kiedy Jean-Luc Godard pracował nad Do utraty tchu. Linklater rekonstruuje kulisy powstawania tego przełomowego dzieła, a jednocześnie stylizuje całość na język francuskiej nowej fali. Jump-cuty, improwizowane dialogi, czarno-biała estetyka i format 4:3 sprawiają, że Nowa fala wygląda jak produkcja, która mogłaby powstać obok oryginału. Obserwujemy Godarda w trakcie improwizacji na planie, widzimy, jak aktorzy współtworzą sceny, a kamera podpatruje ich z ukrycia. To wierna rekonstrukcja, która oddaje ducha epoki i pozwala zanurzyć się w kinofilskiej fantazji.
fot. kadr z filmu Nowa fala
Ta zabawa formą ma ogromny urok – Linklater z precyzją kolekcjonera i pasją kinofila tworzy film-hołd, coś na kształt listu miłosnego do swojego mistrza. Jednak właśnie w tym hołdzie tkwi też ograniczenie. Wierność formie nie zawsze idzie w parze z głębszą refleksją. Tam, gdzie Godard wykorzystywał filmowy język jako narzędzie buntu wobec mieszczańskich schematów, Linklater zatrzymuje się na powierzchni estetyki. Nowa fala zachwyca stylem, ale nie proponuje reinterpretacji filozofii kina Godarda – raczej celebruje jego mit.
Najmocniejszym punktem obsady jest Aubry Dullin, wcielający się w postać Godarda. Z wiecznie obecnymi na nosie ciemnymi okularami (nawet w scenie stania na rękach) i lekko ironicznie unoszonym tonem głosu przywraca artystę do życia na ponad półtorej godziny. Pozostaje wierny archiwaliom, a jednocześnie wnosi w rolę świeżość i charyzmę, które sprawiają, że to on całkowicie dominuje ekran. Reszta obsady – poprawna, ale bardziej stonowana – zostaje przez niego przyćmiona.
fot. kadr z filmu Nowa fala
Na osobne uznanie zasługują kostiumografowie. W filmach stylizowanych na epokę często widać współczesne naleciałości, które burzą wiarygodność. Tu jest inaczej. Stroje, zwłaszcza te nawiązujące do garderoby Jean Seberg, oddane zostały z dbałością o każdy detal. Kultowy sweter w paski, koszulowa sukienka z wąską talią czy proste t-shirty wyglądają jak żywcem przeniesione z oryginału. Te szczegóły sprawiają, że świat przedstawiony nabiera autentyczności i nie trąci muzealną rekonstrukcją.
Dla jednych Nowa fala okaże się pustą, choć ujmującą wydmuszką – filmem, który bawi się formą, ale niewiele mówi. Dla innych będzie fascynującym wehikułem czasu i kinofilskim marzeniem. Niezależnie od oceny, trudno odmówić Linklaterowi odwagi i konsekwencji. Nowa fala przypomina bowiem, że historia kina to nie tylko daty i nazwiska, ale żywy dialog między twórcami – dialog, który może trwać dekady po premierze przełomowego filmu.
Studentka dziennikarstwa, miłośniczka szeroko pojętej popkultury. Fanka filmów Marvela, krwawych horrorów i Szekspira. Od niedawna zapalona widzka dokumentów. Członkini Zespołu Edukatorów Filmowych. W wolnej chwili czyta książki, robi zdjęcia i chodzi na koncerty.