Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

galapagos

Ciche miejsce: Dzień pierwszy – recenzja filmu. Kot, pizza i apokalipsa

Autor: Adam Kudyba
12 lipca 2024
Ciche miejsce: Dzień pierwszy – recenzja filmu. Kot, pizza i apokalipsa

W 2018 roku John Krasinski zapoczątkował jedną z najlepszych serii postapokaliptycznych horrorów w historii, o rodzinie Abbottów, próbującej zapewnić sobie bezpieczeństwo w świecie, który zupełnie ucichł po inwazji potworów. W sequelu z 2020 roku prowadził nas śladami tych samych bohaterów, tym razem poszukujących innych ocalałych. W Dniu pierwszym oddał reżyserskie stery Michaelowi Sarnoskiemu, który odsłania „kulisy” upadku dawniej znanego bohaterom świata.

Sam (Lupita Nyong’o) jest pacjentką hospicjum, w dość zaawansowanej fazie choroby nowotworowej. Dziewczyna raczej nie grzeszy sympatią do otoczenia, jest szorstka wobec świata i ludzi, którzy chcą dla niej dobrze, w tym dla opiekuna (Alex Wolff). Gdy pewnego dnia w ramach wyjazdu grupowego trafia do centrum Nowego Jorku, na jej oczach z nieba na ziemię spadają potwory. Gdy wojsko odcina wyspę od świata, Manhattan staje się dla ocalałych pułapką (ale czy dla wszystkich?).

Reanimowania uznanej marki o nazwie Ciche miejsce nie należy postrzegać jako niepotrzebnego odgrzania kotleta. To raczej dopisanie istotnego do pokazania rozdziału. W poprzednich częściach zastaliśmy go już w chwili, gdy ludzie byli zorganizowani, tworzyli mikrospołeczności, umieli radzić sobie z zagrożeniem, nauczyli się obok niego egzystować. Prequele mają to do siebie, że towarzyszy im większe ryzyko niepowodzenia, wiemy wszak, co było dalej.

Na szczęście film Sarnoskiego skutecznie dźwiga na swoich barkach ciężar tej historii. Trochę bałem się, że „dorzucenie” bohaterce nowotworu będzie przeciążeniem jej postaci, narzędziem wywoływania emocji na siłę. Na szczęście jest zupełnie inaczej – choroba jest „dodatkiem”, a nie jedynym elementem charakterystyki. Mimo dość chłodnego podejścia do przyszłości i czasu, który jej został, Sam jednocześnie chce przeżyć swoje dobiegające końca chwile po swojemu – zjeść pizzę czy zobaczyć miejsce, gdzie jako mała dziewczynka podziwiała grającego na pianinie ojca. Nie zmienia się w bohaterkę kina akcji jak Evelyn Abbott, nie dołącza też do chóru spanikowanych i chcących się wydostać za wszelką cenę ludzi.

Mam wrażenie, że chronologicznie trzeci film z uniwersum Cichego miejsca w pewien sposób koresponduje z niedawno recenzowaną przeze mnie MaXXXine, również będącą trzecim rozdziałem swojej serii. Tak jak nowe dzieło Ti Westa, które ze slasherów przeradza się w krwiste noirowe kino, tak Sarnoski czerpie z dwóch poprzednich filmów estetykę i tematykę horroru postapo, by stworzyć fantastyczny dramat o postawach ludzi próbujących odnaleźć się w sytuacji, na którą w żaden sposób nie da się przygotować. W związku z tym decyzje w ich wykonaniu bywają co najmniej ryzykowne, ale dużo więcej jest tych rozsądnych – na plus dla reżysera, że ani nie robi ze swoich bohaterów bezmyślnych idiotów, ani bezbłędnie postępujących robotów.

Czasowo film wydaje się być wystarczający (99 minut), choć można odczuć pewne niedosyty. Wiarygodnie zarysowuje emocje bohaterów, ale za to zdaje się zupełnie nie odpowiadać na najważniejsze pytanie – dlaczego kosmici trafili na Ziemię? Skutki tego wydarzenia znamy, ale o przyczynach mówi się na tyle niewiele, że ten element filmu po prostu przeszkadza. Na szczęście „potworny wątek” rekompensowany jest dzięki kapitalnym wizualnie scenom z udziałem monstrów. Choć suspens jest nieporównywalnie mniejszy względem poprzednich części, a schemat uciekania przed potworami jest identyczny, to w Dniu pierwszym potwory wciąż przerażają. Nie brakuje też przykuwających oko momentów (jak np. Sam błądząca po omacku w pyle), jak i tych które wzruszą (scena pantomimy w klubie).

Sam film niosą przede wszystkim ekranowi bohaterowie. Show nierzadko skrada przeuroczy (i czasami zachowujący się aż zbyt spokojnie) kot Frodo, ale jeśli chodzi o ludzkich bohaterów, Sarnoski i Krasinski (ten drugi jako producent) zaangażowali do tego filmu wspaniałych aktorów. Lupita Nyong’o zachwyca w swojej dość stonowanej i poruszającej roli dziewczyny, która nie ma włączonego na maksimum instynktu przetrwania. Choć ucieka przed potworami i niewątpliwie się boi, chce opuścić ten świat po swojemu. Nyong’o te emocje wygrywa absolutnie bezbłędnie.

Na ekranie partneruje jej podobnie wspaniały i utalentowany Joseph Quinn. Jego postać, Eric, to przeciwieństwo Sam – student prawa, ułożony, mający (daleko, ale zawsze) rodzinę, ale co najważniejsze i odwrotne do bohaterki – siłę do ucieczki. Jest jednak śmiertelnie przerażony i postanawia trzymać się bohaterki. Sarnoski znakomicie prowadzi Sam i Erica, nie wciska ich na siłę w romantyczną relację. Raczej wierzy, że w tak podbramkowej i przerażającej sytuacji jak ta doświadczana przez bohaterów, jest miejsce na dobro, empatię i inne wartości pozbawione transakcyjności.

Ciche miejsce: Dzień pierwszy mogłoby być na pewno lepszym horrorem i lepiej zarysować origin story inwazji, która zmieniła na zawsze świat. Zwrot Michaela Sarnoskiego w stronę dramatu okazuje się jednak pozwalającym na wyrozumiałość, skutecznym pomysłem, pełnym zarówno rozumu, jak i serca.

Inne recenzje filmowe na Movies Room:

Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Adam Kudyba

Dziennikarz

Dziennikarz filmowy, który uwielbia kino gatunkowe. Od ckliwych komedii po niszowe horrory. W redakcji Movies Room odpowiedzialny za recenzje oraz rankingi.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.