Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

Furiosa: Saga Mad Max - recenzja. Anya Taylor-Joy i Chris Hemsworth dali gaz do dechy na 77. Festiwalu w Cannes

Autor: Konrad Stawiński
17 maja 2024
Furiosa: Saga Mad Max - recenzja. Anya Taylor-Joy i Chris Hemsworth dali gaz do dechy na 77. Festiwalu w Cannes

Wielkie i zaskakujące sekwencje akcji. Charakterystyczni i zapadający w pamięć główni bohaterowie. Rozbudowanie świata nihilistyczno-darwinistycznego Pustkowia i jego mitologii. Piach, brud, benzyna, zepsute zęby, skórzane kurtki, tatuaże, ekscentryzm i czaszko-hełmy. Nic dziwnego, że George Miller uznał, że jego Furiosa z podtytułem Saga Mad Max będzie trwała prawie 150 minut. I chociaż ma się wrażenie pewnej przesady to australijski reżyser od pierwszej do ostatniej sceny dostarcza czyste filmowe paliwo.

Przede wszystkim uwaga najważniejsza, Furiosa: Saga Mad Max to nie “Mad Max: Na drodze gniewu 2”. Jeśli oczekujecie powtórki z heavy metalowej opery wyścigowej, kolejnego filmu wypełnionego zawrotną i nieustanną akcją albo próby prześcignięcia dzieła z 2015 roku to zweryfikujcie swoje pragnienia. Nastawcie się na film ze zmiennym tempem, mniej płynną narracją i częściowym regresem wizualnym. Na produkcję skupioną na akcji równie intensywnie, co na nadpisywaniu madmaxowej kosmogonii, na prezencji i eksplorowaniu miejsc oraz postaci dotychczas migoczących na horyzoncie czy wymienianych wyłącznie z nazwy. No i przede wszystkim na prequelowym rozwinięciu losów Furiosy - od porwania w dzieciństwie, przez życie wśród kolejnych warlordów, po wyczekiwaną zemstę.

Wydaje mi się, że największym problemem z dziewiczym odbiorem Furiosy jest jej osadzenie we franczyzie i bezwarunkowy odruch porównywania go do genialnego poprzednika, czyli idealnego, wybitnego postapokaliptycznego filmu akcji. Żeby nie było nieporozumień, prequel Na drodze gniewu również posiada świetnie zainscenizowane, efektowne, spektakularne sceny pościgów, cysternowych akrobatycznych abordaży i walk w różnych lokalizacjach. Kolejny raz na drogę wyruszają małe i duże poprzerabiane maszyny, kaskaderzy wykonują nowe efektowne akcje, nie brakuje ogromnych eksplozji, sceny są dynamiczne i wbijają w fotel., a do tego dołączają do tego towarzystwa oddziały lotnicze. Jednak oglądając film trudno nie oprzeć się wrażeniu, że Furiosa przy Na drodze gniewu wygląda raczej jak jazda autostradą z przerwami na odpoczynek na stacji benzynowej przy wyścigu Formuły 1i szybkich pit-stopach. A bardziej żartobliwie, Furiosa przy Na drodze gniewu wypada jak dramat postapokaliptyczny. 

Po seansie spin-offa Mad Maxa ciężko też nie przyznać racji reżyserowi George’owi Millerowi w temacie “dialogów spowalniających film, medium najlepiej doświadczanego z dużą prędkością”. Sama Furiosa zgodnie z pierwowzorem jest postacią małomówną, kontaktującą się za pomocą gestów i emocji wyrażanych twarzą, a wcielające się w nią Alyla Brown i Anya Taylor-Joy idealnie oddają temperament i emocje postaci wykreowanej przez Charlize Theron. Najwięcej dialogów w filmie przypada na watażkę Dementusa, w którego z iście marvelowską swobodą wciela się Chris Hemwsorth. Na początku jego dziwaczny sposób bycia, pseudofilozoficzno-poetyckie myśli i przemowy (np. o smaku łez) mogą bawić, ale po pewnym czasie stają się ucieleśnieniem słów reżysera.  Przeciągają film i robią się po prostu nużące oraz irytujące. Kolejnym hamulcowym filmu jest również rozciągnięty czas akcji Furiosy, co także jest totalnym przeciwieństwem poprzedniego filmu z Sagi. Zamiast skondensowanej fabuły dostajemy rozciągniętą na kilkanaście lat i pięć rozdziałów historię przyszłej wojowniczki szos, wysilone i niewiele wnoszące wątki typu relacja z pretorianem Jackiem czy nowe postaci ze świty głównych antagonistów.

I może Furiosa w ostatecznym rozrachunku nie dorównuje wybitnemu Na drodze gniewu, to wciąż jest to udane i spełnione kino rozrywkowe. Nie rzuci na kolana, ale to blockbuster z autorską wizją i skalą nieosiągalną dla wielu konkurentów. Superprodukcja z szacunkiem dla fanów, bez chamskiego kapitalizowania sukcesu. Widowisko przeznaczone do oglądania na dużych ekranach i w najlepszych salach. A że niezbyt potrzebne i będące wyłącznie smaczkiem dla uniwersum? Nieważne. Szybko zapomnimy o tym, gdy usłyszymy pierwszy ryk silników, zobaczymy efektowny pościg i damy się wciągnąć w pustynną sagę.

Więcej recenzji z 77. edycji Festiwalu w Cannes: 

Konrad Stawiński

Zastępca Redaktora Naczelnego
Konrad Stawiński

Kontakt: [email protected] Twitter: @KonStar18

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.