Mimo mojej wielkiej sympatii do horrorów, muszę przyznać, że ostatni rok nie należał do najlepszych. Główną motywacją do obejrzenia niektórych produkcji było dla mnie zobaczenie poziomu absurdu, który film osiągnął. Tanie jumpscary, brak fabuły i słaba gra aktorska to częste zjawiska. Na szczęście wyłoniło się kilka perełek, chociażby Martwe zło: Przebudzenie czy Mów do mnie. Całe szczęście, Gdy rodzi się zło Demiána Rugna mogę zaliczyć do filmów tego pokroju.
Historia, którą tu poznajemy, skupia się wokół pewnego argentyńskiego miasteczka. Pewnego ranka po niepokojącej, przeszytej dźwiękami strzałów nocy, bracia Pedro i Jimi wyruszają na poszukiwania śladów minionych wydarzeń. Dochodzenie prowadzi ich do starego domu u podnóża lasu, gdzie znajdują przyczynę wszystkich problemów, Zgniłego. Próbują znaleźć wsparcie u miejscowych władz, ale nic z tego. Nie wierzą oni braciom i odsyłają ich z powrotem do domu. Pozostawieni samym sobie mężczyźni, decydują się na własnoręczne załatwienie sprawy. Przyłącza się do nich sąsiad, Ruiz, który również doświadczył konsekwencji przebywania demona w mieście. Wywożą Zgniłego kilka godzin od domu, aby ich rodziny były bezpieczne. Niestety, poczynania grupy mężczyzn nie osiągają zamierzonego efektu. Ruiz i jego żona spotykają złowrogie zwierzę, z którym starcie kończy się dla nich tragicznie. Po tak okropnych wydarzeniach bracia Pedro i Jaime, postanawiają uciec z miasta i uratować rodzinę przed demonicznym zakażeniem. Wtedy zaczynamy rozumieć, że cokolwiek by nie zrobili, zło które rozprzestrzeniające się po całym mieście jak wirus, przeszkodzi im w działaniach i zapewni moc wrażeń. Na pewno jednak nie pozytywnych.
fot. materiały prasowe
Gdy rodzi się zło to horror spirytualistyczny o walce z demonami i złem, ale w zupełnie innym wydaniu niż zwykle widzimy. Mieszkańcy niewielkiego miasteczka wydają się być bardzo dobrze obeznani z tematem opętania. Nie jest ono jednak tak oczywiste jak w Obecności czy Annabelle. Tutaj demony rozprzestrzeniają się niczym wirus. Mogą zakazić ludzi przez zwykłą nieuwagę. Każdy bohater zna siedem złotych zasad, które pozwalają na ochronę przed mrocznymi duchami. Po pierwsze, opętanego przez demona bytu nie można zabić bronią palną. Po drugie, trzeba uważać na jakiekolwiek źródła elektryczności, gdyż mogą one przyciągać tytułowe zło. Po trzecie, pamiętajmy o pozbyciu się wszystkiego, co mogło mieć kontakt z zakażonym człowiekiem czy zwierzęciem. Po czwarte, nigdy nie wymawiaj imienia demona. Po piąte, uważaj na zwierzęta, zachowaj od nich bezpieczny dystans. Po szóste, nie krzywdź złego ducha. Po siódme, nie zapominaj tych zasad.
Film przeraża nas niemal od samego początku i utrzymuje widza w napięciu przez cały czas jego trwania. Stajemy twarzą w twarz z obrzydliwościami, które zostają z nami nawet po seansie. Krew, wnętrzności, ekskrementy. Kiedy już myślimy, że akcja zaczyna spowalniać i możemy odetchnąć, zostajemy uderzeni nową falą niepokoju. Jedynie końcówka wydaje się być nieco gorsza. Nie dostajemy za dużo wyjaśnień, zostając z ogromem wydarzeń sami. Możliwe, że ma to być zamierzony zabieg, który kusi widza możliwością kolejnej części.
fot. materiały prasowe
Charakteryzacja w tym filmie warta jest wspomnienia. Została stworzona tak umiejętnie, że nasz umysł podpowiada nam, że wszystko co widzimy, jest prawdziwe. Nawet najbardziej przerażające wizje łypiące na nas z ekranu. Szczególnie Zgniły wyglądający jak postać żywcem wyciągnięta z ciemnych odmętów koszmarów.
Momentami irytował mnie główny bohater, Pedro. Jego decyzje często podejmowane były pod wpływem dużych emocji i zupełnie nieprzemyślanie. Miał dobre chęci, ale zwykle na tym się kończyło. Weźmy chociaż scenę, gdy przyjeżdża do domu swojej byłej żony, aby zabrać dzieci z dala od niebezpieczeństwa. Wie, że musi pozbyć się swoich ubrań, ponieważ miały one kontakt ze Zgniłym. Zamiast wyrzucić je w lesie czy ogrodzie, zrzuca je w salonie, przez co dobiera się do nich pies. Co dzieje się dalej, przechodzi wszelkie wyobrażenia.
Mimo tej drobnej uwagi, aktorzy są niezwykle przekonujący. Ezequiel Rodríguez i Demián Salomón tworzą duet, który w każdej scenie świetnie się dopełnia. W momentach grozy sama mimika daje nam do zrozumienia, co czują w danej scenie bohaterowie. Widzimy to też u matki braci, Sabriny, granej przez Paulę Rubensztein. Gdy zostaje sama w domu z niepełnosprawnym wnuczkiem, wszystko z pozoru wydaje się być normalne. Jej wzrok i zaciśnięte usta to znaki z których widać jak bardzo ta pozornie normalna interakcja przeraża kobietę.
Obejrzenie w końcu dobrego horroru jest bardzo miłym zaskoczeniem. Śmiało mogę Gdy rodzi się zło porównać do Hereditary. Dziedzictwo, które dzierży tytuł mojego ulubionego filmu z tego gatunku. Demián Rugna bawi się emocjami widza i nie pozwala ani na chwilę odpocząć. Obrazy z koszmarów zostają z nami na dłużej i gwarantują nieprzespaną noc. Uważam, że lepszego komplementu nie można dać horrorowi.
Studentka dziennikarstwa, miłośniczka szeroko pojętej popkultury. Fanka filmów Marvela, krwawych horrorów i Szekspira. W wolnej chwili czyta książki, robi zdjęcia i chodzi na koncerty. Od niedawna zapalona widzka dokumentów. Marzy o prowadzeniu zajęć filmowych dla dzieci i młodzieży.