Zwykli ludzie - cyrk, zoo. Kinofile - planeta. Zapewne ile osób, tyle skojarzeń na temat tytułowego zwierzęcia, na przemian wzbudzającego w kinematografii współczucie, co respekt. Do tego trzeba będzie dorzucić grozę, albowiem Osgood Perkins nie nudził się po sukcesie zachwycającego Longlegsa i tchnął nowe życie w małpkę, która oprócz uderzania w bębenek, przy okazji odbiera ludziom życia.
Hala i Billa (Christian Convery, później Theo James - obaj w podwójnej roli) zastajemy w czasach dziecięcych, kiedy prawdopodobnie nie odstawali niczym od przeciętnej, amerykańskiej rodziny. Z tym, że ojciec chłopców wyszedł po przysłowiowe mleko i nie wrócił, zostawiając po sobie sporo gratów, w tym prezentów przywożonych z dawnych wojaży. Jednym z takich przedmiotów jest dziwnie wyglądająca, wyposażona w bębenek i pałeczki małpka. Nakręcenie jej kluczyka zapoczątkuje swego rodzaju klątwę, która, choć uśpiona na lata, w końcu musi powrócić.
Perkinsowi jest coraz bliżej do uzyskania miana jednego z najlepszych reżyserów współczesnego horroru. Bez wątpienia jego poprzedni film uważam za najlepszy, ale ma także na koncie inne klimatyczne, wypełnione grozą tytuły (Zło we mnie, Małgosia i Jaś). Wygląda jednak na to, że postanowił zrobić sobie przerwę od przyciężkich, trzymających w wiecznym napięciu historii. Choć za pomocą Małpy reżyser wpuszcza do swojej dotychczasowej filmografii powiew świeżości i komedii, niech to nikogo nie zmyli: nie zatracił swoich umiejętności do budzenia w widzu przerażenia.
Demoniczne zabawki/przedmioty to raczej stały element kina grozy. Często ich używanie musi mieć jakieś zasady, czerwoną linię, której nie można przekroczyć. W tym przypadku jedyną przeszkodą jest kluczyk w małpich plecach, którego przekręcenie równa się własnemu bezpieczeństwu, ale także jednej wielkiej ruletce co do celu. Nie ma koncertu życzeń - na kogo wypadnie, na tego bęc, niezbadane są małpie wyroki (i dobrze, że film nie tłumaczy ich specyfiki ponad normę). Reżyser znów pokazuje swoją doskonałą rękę do obrazu, doskonale inscenizując momenty śmierci, które są zabawne, ale także pomysłowe i naprawdę mocne, momentami zahaczające o nieprzyjemny body horror. Pomimo niewątpliwego odpalenia przez reżysera wrotek i efektownego spektaklu makabry, ten perkinsowski teatr groteski nie dzieje się wyłącznie dla samej rozrywki.
W Małpie Perkins umiejętnie przemyca chociażby tematykę nieuchronności śmierci. Jej symbolem jest tytułowy zwierzak, będący niczym demoniczny kosiarz, który wybiera swoje ofiary losowo i - tak jak w przypadku dokonania żywota - choć da się to przyspieszyć, realnie nie ma jak nad tym jakkolwiek zapanować lub zapobiec. Film dotyka też tematu rodzinnych traum, (nie)umiejętności radzenia sobie z nimi i tego, gdzie prowadzi ich nieprzepracowanie. W przypadku głównych bohaterów jeden zostaje ojcem widujący swoje dziecko raz do roku, a drugi - lokalnym dziwakiem. Fabuła wiąże ich losy w sposób nieco inny niż myślałem, ale generalnie satysfakcjonujący. Z relacji Hala z synem dało się wyciągnąć sporo więcej, ale ciężko tu mówić o scenopisarskiej porażce. Trudne tematy zostały tutaj nieźle zespolone z dość rozrywkową formą, która na szczęście ani na sekundę nie idzie w strony głupawej, autotematycznej parodii.
Poza nazwiskiem reżysera (którego historia chyba sprawiła, że kino grozy było mu pisane) elementem przyciągającym była całkiem ciekawa obsada. Theo James raczej nie byłby moim pierwszym wyborem do tego typu kreacji, ale muszę przyznać, że kupiłem go, zwłaszcza w roli neurotycznego i żyjącego w wiecznym poczuciu winy Hala (jako odklejony i dziwaczny Bill niebezpiecznie skręcił w tę parodystyczną stronę). To jego jest na ekranie najwięcej, ale drugoplanowe kreacje, obliczone na krótkie występy na ekranie, bardzo dobrze uzupełniają całość - czy to wcielająca się w nihilistycznie usposobioną matkę chłopców Tatiana Maslany, czy Elijah Wood jako "coach ojcostwa", lub sam reżyser w krótkim, ale wyjątkowo zabawnym występie, plus Adam Scott w jeszcze krótszym.
Małpa to film udany, świeży, odjechany, kapitalnie zrealizowany, zagrany lepiej, niż można się spodziewać. Choć to tytuł z gatunku "nie myśl za dużo, oglądaj i się baw", zdarza mu się powiedzieć coś ciekawego. Perkins łapie znakomity balans między krwawą grozą i kontrolowanie absurdalnym poczuciem humoru, tworząc satysfakcjonujące kino.
Dziennikarz filmowy, który uwielbia kino gatunkowe. Od ckliwych komedii po niszowe horrory. W redakcji Movies Room odpowiedzialny za recenzje oraz rankingi.