Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

next
Galapagos vigo

Magiczne lata 80. w Paramount Network

Terrifier 3 - recenzja filmu. Cicha noc, krwawa noc

Autor: Adam Kudyba
14 października 2024
Terrifier 3 - recenzja filmu. Cicha noc, krwawa noc

Ten rok należy do nieśmiertelnych, dosłownie. Na szczycie światowego box office znajduje się Deadpool & Wolverine, teraz zaś na duży ekran powrócił jedyny w swoim rodzaju, niemożliwy do zabicia, klaun Art - nowy symbol współczesnego, niezależnego horroru. Poprzednia część jego przygód zarobiła na siebie tyle, że starczyłoby na budżet jeszcze przynajmniej trzech, czterech kontynuacji. Ponadto, Masakra w święta faktycznie podniosła poprzeczkę gore'owego hardkoru na niezwykle wysoki poziom. Do trzech razy sztuka!

Niedaleko pada fabuła trzeciej części od drugiej. Art (David Howard Thornton) po poprzednim zmasakrowaniu w finale otrząsnął się i połączył siły z Vicky (Samantha Scaffidi). W tym samym czasie Sienna (Lauren LaVera) próbuje dojść do siebie po tamtych wydarzeniach - właśnie kończy leczenie w szpitalu psychiatrycznym i najbliższe święta ma spędzić z ciocią Jess (Margaret Anne Florence), wujkiem Gregiem (Bryce Johnson) i zapatrzoną w nią młodszą kuzynką Gabbie (Antonella Rose). Nie będą mogli się nacieszyć długo spokojem. Świątek, piątek, czy niedziela, Art tak łatwo nie umiera...

Umówmy się - na filmy takie jak Terrifier 3 nie chodzi się dla fabuły. Przeciętny widz nie pójdzie na seans dla dalszego rozwoju wątku Sienny i jej mierzenia się z traumą, czy analizy jej pokiereszowanej wskutek poprzednich wydarzeń psychiki. Produkcje Damiena Leone to najczęściej przełożenie na język filmowy wizji morderstw uznawanych na codzień za brutalne, przekraczające jakiekolwiek istniejące granice, a zwłaszcza dobrego smaku. 

Trzeba jednak przyznać, że na poziomie opowiadania historii Leone (odpowiedzialny i za reżyserię, i za scenariusz) robi zauważalny progres. Odniesienia do poprzedniej części mają swoje uzasadnienie (Clown Cafe powraca!), pojawiające się detale i drobiazgi mają znaczenie i nie pojawiają się po nic (patrz sceny z ciasteczkami lub patrzeniem w oczy). Wydarzenia dotyczące samej Sienny też mają dużo logiki jak na ten typ kina. Choć dziewczyna pokonała klauna Arta i mogłaby zbić piątkę z postacią graną przez Melissę Barrerę w Krzyku, to spotkanie ze złem przypłaciła psychicznym zdrowiem, brakiem zaufania ze strony otoczenia, a także wątpliwościami ze strony goszczącej ją najbliższej rodziny.

Reżyser popełnia jednak podobny błąd do tego w poprzedniej części. Wątek fantastyczny jest kompletnie tej historii niepotrzebny. Samo zakończenie satysfakcjonuje, ale wprowadzenie do niego jest ciut konfundujące i za szybkie, jak na wielkie, finałowe starcie Arta i będącej jego nemezis Sienny. Wciąż jednak Terrifier 3 dzieli i rządzi, jeśli chodzi o kolejne poziomy odjechania, wymyślności, kreatywności w zadawaniu tortur kolejnym postaciom. Ciekły azot, rura z udziałem szczura, masturbacja szkłem - to zdecydowanie najlżejsze karty w talii brutalności Arta. Jest obrzydliwie, brutalnie, bezwzględnie, a ejtisowy klimat niezmiennie ubogaca całość.

David Howard Thornton w roli jedynego w swoim rodzaju klauna znów uskutecznia wybitny taniec śmierci. O ile jego aktorstwo imponowało w każdym dotychczasowym filmie z serii, o tyle ten najlepiej wykorzystuje swój komediowy potencjał. Każdy Terrifier łączył okrutne gore z przerysowanym humorem. Tutaj ten miks został chyba pokazany najlepiej - chociażby scenę podsłuchiwania pary znajomych Jonathana przez antagonistę zostanie ze mną na długo. Sposób, w jaki Thornton interpretuje Arta jest godny podziwu. Samantha Scaffidi, grająca jego partnerkę w zbrodni Vicky, przyjemnie się z nim uzupełnia, jakkolwiek przyjemnie może się uzupełniać oszpecona i chora psychicznie morderczyni z jej oprawcą.

Lauren LaVera jest jedną z najlepszych protagonistek, jakie kino grozy spotkało s ostatnich latach. Aktorka naprawdę dobrze sprawdza się w momentach dramatycznych, w starciach z Artem również ogląda się ją szczególnie dobrze. Jest jego godną rywalką. Dobrze, że wątek Jonathana został zmarginalizowany do prawie zera - grający go aktor jest na kompletnie amatorskim poziomie. Niemniej, można się miło zaskoczyć, bowiem obecność drugoplanowych postaci jest całkiem sensowna, dzięki czemu one nie tylko nie przeszkadzają, ale wspierają całość. Mowa tu chociażby o Antonelli Rose w roli młodziutkiej i wścibskiej Gabbie, czy zaskakująco znośnym duecie Mecartea-Robertson (wspierający Jonathana Cole i fanka true crime Mia).

Wiemy już, że Terrifier 3 to nie koniec serii, za to jest dziełem zwieńczającym trylogię. Każda część przynosiła lepsze efekty artystyczne, większy budżet (w tym przypadku 2 mln). Jakościowo "trójka" daje ogrom fantastycznej rozrywki, znów bezbłędnie balansuje pomiędzy obrzydliwością a rozbrajającą komedią rodem z filmów niemych. To kino z założenia przerysowane, przeginające, zaskakująco spójne i rozwinięte fabularnie. Pałam do niego żywą miłością.

Inne filmowe recenzje na Movies Room:

Chcesz nas wesprzeć i być na bieżąco? Obserwuj Movies Room w google news!

Adam Kudyba

Dziennikarz

Dziennikarz filmowy, który uwielbia kino gatunkowe. Od ckliwych komedii po niszowe horrory. W redakcji Movies Room odpowiedzialny za recenzje oraz rankingi.

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.