Popularny mem o mamie mówiącej „mamy to w domu” ironicznie używany jest wobec porównywanej rzeczy, jako tej podobnej, ale znacznie gorszej. Oczywiście sama też tak robię. Teraz jednak bez krzty ironii mogę powiedzieć „Perfect Days? Perfect Days mamy w domu!”. Bo podobny klimat do zeszłorocznego japońskiego hitu ma właśnie Wróbel – nowa produkcja z naszego rodzimego podwórka.
Nie uważam, żeby „jedyne filmy, które w Polsce wychodzą to dramaty i wojenne” – a takie zdanie słyszałam wiele razy. Ba, polskich produkcji staram się bronić zawsze, gdy mam taką okazję. Mam świadomość, że nie jest to łatwe zadanie – zwłaszcza gdy patrzę na tytuły filmów, które trafiają na nasze srebrne ekrany. W ciągu ostatniego półrocza mieliśmy możliwość obejrzenia Dziewczyny Influencera czy odgrzewanego kotleta w postaci 5 części Kogel-Mogel. Nie jest to raczej powód do dumy narodowej. Wiem jednak, że polskiego kina, w tym również komedii, nie należy całkowicie skreślać. Tutaj do akcji wkracza Tomasz Gąssowski, mający na swoim koncie krótki metraż Baraż z 2016 roku, choć bardziej znany jest jako kompozytor muzyki filmowej. Jego najnowsza produkcja (już długometrażowa) Wróbel to lekki komediodramat udowadniający, że polskim twórcom warto dawać szansę.
Kim jest tytułowy bohater, Remek Wróbel? To zbliżający się do 40-stki fajtłapowaty listonosz zamieszkujący nieduży dom w małej miejscowości. Amatorsko gra w piłkę nożną w lokalnej drużynie – zawodnikiem nie jest najlepszym, ale za to prawdziwym pasjonatem jak najbardziej. Jego codzienność jest pełna rutyny: na śniadanie je zawsze chleb z miodem, do picia ma kakao, a obiad je w pobliskim barze mlecznym. Internetu nie używa, a wiedzę wszelaką czerpie z książek. Nie posiada zbyt wiele, ale w zasadzie niczego mu nie brakuje. No może poza kimś bliskim, do kogo można by się odezwać. W końcu i ktoś taki się pojawia, co więcej – są to nawet dwa ktosie. Życie Remka wywraca się do góry nogami, a jemu udaje się chodzić po suficie. Świat już nie jest taki sam, a nasz bohater będzie musiał podjąć kilka ważnych decyzji i zaprzyjaźnić się z nową rzeczywistością. Kim jeszcze jest Remek? Postacią, która pomimo swojej nieporadności, potrafi wywołać uśmiech na twarzach widzów.
Wróbel nie jest pięknym filmem – a na pewno nie wizualnie. Owszem, jest sporo ładnych zdjęć, jak symetryczne ujęcie spotkania przez listonosza mężczyzny z psem. Częściej jednak widzimy pajęczyny, brudne szyby, starą wannę z zardzewiałą baterią. Czy to wszystko przeszkadza w oglądaniu? Wręcz przeciwnie, pokazuje realizm, dzięki czemu Remek wydaje się bardziej rzeczywisty, a jego historia wiarygodna. Gąssowski w swoim filmie nie idealizuje ani nie romantyzuje życia, on po prostu daje do zrozumienia, że można je lubić także wtedy, gdy jest zwyczajne i ma smak trzech zwykłych herbatników i kromki chleba. Docenienie prostoty życia. A to już jest piękne.
W fabule wątków jest sporo, niektóre co prawda są zbędne, jednak całość dość zgrabnie się zamyka. Jestem zdania, że każdy film ma swój cel – nie każdy ma być arcydziełem. Niektóre mają być po prostu przyjemne, których rolą jest podniesienie obu kącików naszych ust. Wróbel jest właśnie jednym z nich. Humor tutaj jest dość delikatny, ale na tyle dobry, że podczas seansu zdarzyło mi się naprawdę szczerze zaśmiać. Nie czułam poczucia żenady ani ogłupienia, a w co drugim zdaniu nie były użyte przekleństwa. Żarty nie zmuszały do śmiechu, a wywoływały go naturalnie. Da się? Gąssowski pokazuje, że się da. Oczywiście, nie wszystko było tutaj zabawne. Były też momenty mniej przyjemne – skłaniające do refleksji czy wywołujące wzruszenie. Dystrybutor określa historię jako „słodko-gorzką” i taka właśnie jest. Dokładnie tak jak życie.
Wróbel swoją premierę będzie miał 23 sierpnia i ma dokładnie to, czego potrzebuje wakacyjny film. Jest uroczy i zabawny, a sama opowieść opowiedziana w lekki sposób, nawet gdy porusza tematy trudne i niewygodne. Do tego Jacek Borusiński i Julia Chętnicka w głównych rolach, otulają nas swoim ciepłem i naturalną pogodnością. Ich historię ogląda się naprawdę przyjemnie. Warto jest zatrzymać się na chwilę, odetchnąć i oddać Remkowi prawie dwie godziny ze swojego czasu. Możemy na tym tylko zyskać. Sylwia Grzeszczak już 13 lat temu śpiewała, że wzór na szczęście zapisany jest w małych rzeczach, a Wróbel to jeszcze obrazuje.
Zakochana w filmach i muzyce, a także ich połączeniu w postaci musicali. Pierwszą część Harry'ego Pottera oglądała prawdopodobnie, zanim nauczyła się mówić. Typowy geek, którego mieszkanie pełne jest figurek, plakatów kinowych i płyt CD.