Jak to jest nie czuć w ogóle bólu fizycznego? To pytanie dostaje główna bohaterka Wypadku fortepianowego. Magalie Moreau cierpi na analgezję wrodzoną, objawiającą się obojętnością na ból. A co więcej – z tej przypadłości robi prawdziwy biznes. Brzmi strasznie? Z jednej strony tak, a z drugiej – brzmi jak najbardziej prawdopodobnie, bo przecież żyjemy w świecie, w którym spieniężyć można niemal wszystko.
Bardzo lubię filmy, które w sposób absurdalny tworzą satyrę współczesnego świata. Zazwyczaj nie są to zaskakujące tematy, ale sposób ich przedstawienia trafnie obnaża wady naszego społeczeństwa, z których może zdajemy sobie sprawę, ale na które na co dzień często nie zwracamy uwagi. W zeszłym roku wrażenie zrobiły na mnie Chora na siebie oraz Dream Scenario – oba w reżyserii norweskiego twórcy Kristoffera Borgliego. W tym roku do tego grona dołącza Wypadek fortepianowy – kolejna produkcja Quentina Dupieux, Francuza specjalizującego się w surrealizmie.
Quentin Dupieux to nazwisko dobrze znane uczestnikom festiwalu Nowe Horyzonty. Francuz jest reżyserem i scenarzystą niezależnego kina pełnego oryginalności i absurdu. Jednym z jego pierwszych filmów była Mordercza opona, która już samym tytułem wskazuje na styl twórcy. A aktualnie w kinach można oglądać jego zeszłoroczną produkcję – Drugi akt. Ja po raz pierwszy zetknęłam się z kinem za sprawą Daaaaaali – onirycznego filmu o najbardziej surrealistycznym twórcy, Salvadorze Dalim. W swojej najnowszej czarnej komedii Dupieux stawia na krytykę społeczeństwa pochłoniętego przez internet, co wychodzi mu jeszcze lepiej. Trafił tym razem wręcz idealnie w moje gusta, plasując Wypadek fortepianowy na zaszczytnym pierwszym miejscu moich nowohoryzontowych odkryć. A jednocześnie, z tego powodu, zostaje dla mnie również największym zaskoczeniem festiwalu.
Magalie Moreau żyje ze wstawiania do internetu filmików trwających zaledwie 10 sekund. Twórczyni cyfrowa? Wydaje mi się, że najbardziej pasuje do niej określenie – patostreamerka. Bohaterka, wykorzystując swoją genetyczną przypadłość braku odczuwania bólu, przybiera „przeuroczy” pseudonim Megazderzaki i niczym kulinarni podróżnicy „testuje” na sobie różne formy ranienia się – od uderzenia kijem bejsbolowym, przez przekłucie się maszyną do szycia, aż po hardkorowe przypadki, jak złamanie kości przez monster trucka. Ludzie kochają to oglądać, a jej udało się dzięki temu zarobić miliony. Aktywność zawodową Magalie można określić jako „dziwną”, a jednocześnie sama historia – jak i cały film – mają prawdopodobnie najmniej dziwności z filmografii Dupieux. Oglądając Wypadek fortepianowy, miałam wrażenie, że to wcale nie jest nic wyjątkowego – nie zdziwiłoby mnie, gdyby na YouTubie naprawdę istniało takie konto. Pomimo braku abstrakcji typowej dla tego twórcy, film działa. A to właśnie dlatego, że jeszcze bardziej niż w poprzednich filmach humor (w teorii absurdalny) wynika z nie z wyobraźni, a z naszej codzienności.
Szybko dowiadujemy się, że miał miejsce tytułowy wypadek fortepianowy. Dupieux jednak dość długo jednak pozostawia nas w niepewności, co dokładnie stało się podczas tragicznego zdarzenia. Wiemy, że ten incydent zmusił Magalie do zapłacenia pół miliona jedynemu świadkowi zdarzenia za milczenie. Jak to jednak bywa – nie wszystko idzie zgodnie z planem i mężczyzna opowiada o wszystkim swojej siostrze. Jest coraz gorzej, bo ona okazuje się dziennikarką, a jedyną opcją na uniknięcie interwencji policji jest przeprowadzenie przez nią wywiadu z influcenerką. Magalie nigdy tego nie robi, ale po fiasku kolejnej próby przekupstwa i za namową swojego agenta zgadza się na rozmowę.
Główna bohaterka przez swoje zachowanie nie wzbudza sympatii od samego początku filmu. A sekwencja z wywiadem jedynie potwierdza, że Magalie nie jest obojętna tylko na ból, ale też na wszystko, co ją otacza. Brakuje jej nie tylko czucia, ale i skrupułów. Zamknęła się w swoim świecie i zaczęła żyć tak, jakby liczyła się tylko ona i jej filmiki. Z czasem poznajemy jej coraz ciemniejszą stronę, a czarna komedia zaczyna przybierać formę thrillera.
Przyznaję – historia opowiedziana w Wypadku fortepianowym naprawdę mnie wciągnęła. Dupieux kolejny raz udowadnia, że jest tak samo dobrym scenarzystą, jak i reżyserem. Podobało mi się, że całość jest spójna, mimo że długo nasza ciekawość nie zostaje w pełni zaspokojona. Ale mistrzostwem w scenariuszu są przede wszystkim postacie – każda z nich jest charakterystyczna i prezentuje nieco inne podejścia do życia. Wszystkie postacie są warte zainteresowania, ale bez wątpienia największą uwagę przykuwa główna bohaterka, zagrana absolutnie bezbłędnie przez Adèle Exarchopoulos. Francuską aktorkę ostatni raz oglądałam w Życiu Adeli z 2013 roku. Przed seansem Wypadku fortepianowego w wirze festiwalowego ferworu nie sprawdziłam nawet obsady, więc była to dla mnie mała niespodzianka. A biorąc pod uwagę, jak dobrze postać Magalie została stworzona – niespodzianka była bardzo pozytywna.
Dupieux przez cały seans kpi z internetu – twórców cyfrowych i ich widzów. Wiem, że wiele osób mogłoby na to przewrócić oczami i niczym Upiór z Wesela powiedzieć: „gadu, gadu, stary dziadu”. Bo rzeczywiście – autor nie odkrywa Ameryki, nie mówi nam niczego, czego byśmy nie wiedzieli. Ale jego sposób sportretowania społeczeństwa jednak do mnie trafia. Lubię satyrę, nawet jeśli prowadzi do dość oczywistych morałów. Jeszcze bardziej lubię, jeśli kipi z niej rasowy francuski humor. Wypadek fortepianowy oglądało mi się naprawdę świetnie. Zwykle nie sprawia mi frajdy oglądanie przez półtorej godziny bohaterów, z którymi nie sympatyzuje – a tutaj mogłabym spędzić z nimi jeszcze więcej czasu. I to chyba największy dowód na to, że Dupieux trafił w punkt.
Zakochana w filmach i muzyce, a także ich połączeniu w postaci musicali. Pierwszą część Harry'ego Pottera oglądała prawdopodobnie, zanim nauczyła się mówić. Typowy geek, którego mieszkanie pełne jest figurek, plakatów kinowych i płyt CD.