Nikt się chyba nie spodziewał, że Korea Południowa przyniesie nam tak wielki hit Netflixa... Nie no co ja wygaduję, każdy się tego spodziewał. Koreańscy twórcy po raz kolejny pokazują, jak tworzy się porządną produkcję. Jest nią serial Squid Game, który prawdopodobnie niedługo stanie się najpopularniejszym serialem w historii Netflixa! Mogę wam powiedzieć, że nie bez powodu...
Squid Game, wyreżyserowany i napisany przez Hwang Dong-hyuka, opowiada historię 456 ludzi, którzy z różnych powodów nie mogą sobie poradzić z długami i problemami życiowymi. Wszystkie te postacie otrzymują szansę na odwrócenie swojego nędznego życia o 180 stopni. Zostają oni zaproszeni na pewnego rodzaju turniej, konkurs czy coś w tym stylu. Owy konkurs składa się z 6 gier dziecięcych, ale z istnieje pewien haczyk. Eliminacja z rozgrywki oznacza pewną śmierć...
https://www.youtube.com/watch?v=L9VzmFfOtCE
Jak możecie się domyśleć, cała historia nie skupia się na wszystkich 456 postaciach. Na samym początku poznajemy naszego głównego bohatera Seong Gi-hun aka 456. Tak jak cała reszta, mężczyzna ledwo co się utrzymuje finansowo. Gdyby nie jego matka, Gi-hun skończyłby już dawno na ulicy. Największym problemem bohatera jest jednak spłata ogromnych długów. Całe szczęście (a raczej nieszczęście) Seong otrzymuje zaproszenie na wspomniane rozgrywki. Tam poznajemy resztę głównych bohaterów. Są nimi: uzdolniony Cho Sang-woo (218), starszy pan (001), młoda Kang Sae-byeok (067), gangster Jang Deok-su (101), Pakistańczyk Abdul Ali (199) oraz najbardziej irytująca kobieta w całej Korei Południowej, Han Mi-nyeo (212).
Dobrze, znamy naszych bohaterów, wiemy o co chodzi, przejdźmy więc do rzeczy.
Squid Game bardzo szybko stał się jednym z moich najulubieńszych seriali na platformie Netflix. Już w pierwszym odcinku zostajemy wrzuceni w ten przedziwny turniej. Twórcy nie chcieli nic przeciągać i dawać nam nudnych historii sprzed konkursu. Wszystko, co musimy wiedzieć, dowiadujemy się w miejscu, w którym rozgrywane jest turniej... znaczy prawie wszystko. Drugi odcinek trochę rozjaśnia nam sytuację naszych bohaterów, ale całe szczęście nie zajmuje to zbyt dużo czasu. Myślę, że to odcinek 3. rozpoczyna niekończącą się jatkę, pełną krwi i stresu... bardzo dużo stresu. Każda świetnie wymyślona rozgrywka, wzbudzała u mnie taki niepokój, że myślałem, że się zaraz popłaczę. Twórcy jakimś cudem w ciągu dwóch odcinków spowodowali, że bardziej zależy mi na głównych bohaterach
Squid Game, niż na postaciach z np.
The Walking Dead, które oglądam na ekranie już 11 sezonów.
Serial posiada jednak 9 odcinków i im dalej, tym lepiej... ale gorzej dla mojej psychiki. Pomiędzy zabawami dla dzieci, trochę lepiej poznajemy nasze postacie i ich prawdziwą naturę, która powoli wychodzi na jaw. To w tych momentach coraz to bardziej czuć przywiązanie do owych postaci. Aczkolwiek tak jak w prawdziwym życiu, twórcy świata uwielbiają bawić się naszymi uczuciami. Jeden z ostatnich odcinków sezonu (nie będę zdradzał który) to jedna wielka zabawa twórców z widzami. Odcinek ten jest pełen trudnych decyzji, których inni twórcy baliby się podjąć. Tak naprawdę to cały serial jest pełen takich decyzji, no może oprócz trochę przewidywalnego zakończenia. Hwang Dong-hyuk pisząc scenariusz, chyba nigdy nie pomyślał o niczym w stylu "nie tego nie zrobię, bo to już będzie przesada" i za to muszę naprawdę podziękować. Brakuje mi tak odważnych decyzji w serialach czy filmach.
Chciałbym jeszcze chwilę poświęcić naszemu głównemu bohaterowi — Seong Gi-hun.
Jung-Jae Lee, który wcielił się w numer 456, wykonał niesamowitą robotę. Na początku nie byłem pewny, czy jest on dobrym wyborem do głównej roli, ale teraz, po obejrzeniu całego sezonu, jestem przekonany, że był to najlepszy wybór. Mam szczerą nadzieję, że w najbliższej przyszłości zobaczymy więcej produkcji z tym aktorem. Nie chcę oczywiście odejmować nic całej reszcie obsady, która spisała się równie dobrze, ale to jednak Jung-Jae Lee prowadził ten serial i jemu należą się największe brawa.
Na koniec wspomnę jeszcze o wizualnym aspekcie tego serialu, którego mnie naprawdę pozytywnie zaskoczył. Na
Squid Game, mimo masy krwi, patrzy się bardzo przyjemnie. Połączenie dziecięcych miejsc zabaw z broniami, śmiercią i dziurami w głowie, to coś wspaniałego. Depresyjny i wykańczający psychicznie główny motyw w połączeniu z jasnymi kolorami i wesołymi zabawkami jest naprawdę interesujący. Jak możecie zauważyć na powyższych zdjęciach, na ekranie cały czas coś się dzieje, cały czas mamy jakieś ciekawe ujęcie, albo wciągającą sekwencję z zabijaniem kolejnym numerków. Szczerze to nie mam do czego się tutaj przyczepić. Twórcy stworzyli wiele niespodziewanych połączeń i chyba wszystkie działają.
Podsumowując,
Squid Game może być moim największym zaskoczeniem tego roku. Zanim owa produkcja trafiła na Netflix, nie widziałem żadnych zwiastunów, zdjęć, czy czegokolwiek. Znałem tylko krótki opis serialu, który wydawał mi się tak oryginalny i ciekawy, że postanowiłem dać mu szansę. Jak już wiecie, nie zawiodłem się na praktycznie żadnym aspekcie tej produkcji. Wszystko tutaj działa tak, jak powinno, a nawet lepiej. Mam nadzieję, że
Squid Game wkrótce otrzyma sezon 2. i zaskoczy mnie kolejny raz. Jedyne czego się na ten moment obawiam to, że serial ten stanie się tak wielkim hitem, że amerykanie stworzą swój remake...
Wieloletni pasjonat filmów, zapalony gracz konsolowy, wielki fan komiksów i miłośnik seriali.