Movies Room - Najlepszy portal filmowy w uniwersum

lenovov

Ostateczna operacja - recenzja filmu MGM dostępnego na Netflix

Autor: Łukasz Kołakowski
9 października 2018

Teoria, iż pełnometrażowe Originale od Netflixa nie do końca wychodzą, nie wzięła się znikąd. Filmy nakręcone specjalnie na wyłączność tej platformy były zazwyczaj słabiutkie i niewyróżniające się absolutnie niczym. Sytuacja ta zaczyna się powoli zmieniać, po tym, jak 22 lipca czy przede wszystkim Roma zawłaszczyły sobie szturmem serca widzów festiwalu w Wenecji. Zanim jednak do swoich rąk dostaną je wszyscy użytkownicy, można głosić, że ten film Netflixa dobry, który pachnie tylko podkupioną licencją. A parę dni temu na platformie taki właśnie się pojawił. Przywitajmy więc Ostateczną operację.

Zobacz również: Dwa i pół miliona widzów! Kler numerem 1 tegorocznego box office po zaledwie 10 dniach!

Dystrybucja kinowa filmu w oryginale zatytułowanego Operation finale ma miejsce w wielu krajach. Były jej plany także w Polsce, a film długo miał ustaloną datę premiery, mając pojawić się w połowie września. Ostatecznie trafia tylko na Netflix i może zrobić mu to dobrze. Nie wiem bowiem, czy byłby w stanie przebić się w rodzimych kinach. A na jesienny wieczór w domu dla tych bardziej leniwych będzie jak znalazł.
fot. Netflix
Film opowiada historię operacji pojmania Adolfa Eichmanna, nazisty mającego na rękach bodaj największą ilość krwi rozlanej pod hasłem Holocaustu. Żydzi więc chętnie postawiliby go przed swój sąd i wymierzyli wyrok. Nie będzie to jednak proste, Eichmann bowiem jak większość mających na swoim sumieniu niecne czyny rodaków uciekł do Argentyny pod zmienionym nazwiskiem. Jeśli jednak nadarza się okazja, Mosad nie może jej przepuścić.

Zobacz również: Ghul – recenzja 1. sezonu indyjskiego mini-horroru

Ten opis powinien wzbudzić naturalne skojarzenie z oscarową Operacją Argo Bena Afflecka i przynajmniej w pierwszej połowie filmu nie będą one bezpodstawne. Mamy sceny zbierania ekipy, wywalczania swojego w rządzie, planowania dostania się do stolicy ojczyzny obecnego papieża i tym podobne akcje. Ogląda się to z zaciekawieniem, film trzyma napięcie i może niezbyt szybkie, ale nazbyt interesujące tempo. Fajnie działają interakcje naszych bohaterów, w szczególności Petera i Hanny (świetny Oscar Isaac i równie dobra Melanie Laurent). Wszystko osadza się w niezbyt oryginalnych i czasem zbyt nadętych dialogach,  ale ogląda się to dobrze. Jednak potem przychodzi część druga, która zasiewa we wszystkich niezdecydowanie.
fot. Netflix
Gdy już nasz cel zostaje bowiem złapany, film przestaje być zdecydowanym na podpatrzanie wspomnianego Argo kinem historycznym. Tutaj robi się miszmasz dwóch wspomnianych, a na pierwszy plan zaczyna się jeszcze wybijać opowieść o relacji dwóch wrogich sobie, a jednak silnych i znajdujących wspólne cechy charakterów. Ben Kingsley jako Adolf Eichmann i wspomniany już wcześniej Oscar Isaac bardzo starają się wtedy zawłaszczyć ekran dla siebie, przez co obniżają temperaturę całej reszty wydarzeń. W plan wkradają się komplikacje, ale im jest ich więcej, tym bardziej spada zainteresowanie widza nimi. Dochodzi do tego jeszcze finał, wyglądający na rozegrany na szybko i już na długach, po budżet na film po drodze wyparował. Szkoda, bo była to okazja na naprawdę świetny film historyczny, którego problemy zbiły go tylko poziomu niezłego, a kto wie, czy nie zadecydowały o tym, że oglądamy go na Netflix, a nie w kinie. Nie sposób się na ten film złościć, gdy widzimy znakomitych aktorów, bardzo dobrze wcielających się w swoje role. Nie sposób złościć się, gdy w kolejnych scenach z głośników dochodzi znakomity soundtrack świeżo upieczonego laureata Oscara, Alexandra Desplata. Wszystko jednak rozbija się o brak określenia, czym właściwie Ostateczna operacja chce być. Jest jednak na Netflix, co sprawia, że z czystym sumieniem mogę polecić spędzenie z nią któregoś z jesiennych wieczorów. Szczególnie jeśli ktoś lubi tego typu historyczne klimaty.

Od 2015 w Movies Room, od 2018 odpowiedzialny za działalność działu recenzji filmowych. Uwielbia Wesele Smarzowskiego, animacje Pixara i Breaking Bad. A, no i zawsze kiedy warto, broni polskiego kina. Kontakt pod [email protected]

Komentarze (0)
Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze.